Mecz Manchesteru City z Aston Villą można było zapowiadać jako starcie dwóch najskuteczniejszych napastników w Premier League. Tylko, że Erling Haaland spotkanie rozpoczął na ławce rezerwowych a Olliego Watkinsa od występu powstrzymała kontuzja. Braki kadrowe po obu stronach można by jeszcze długo wymieniać, ale to wcale nie oznaczało, że tego wieczoru na Etihad będzie brakowało jakości. Było wręcz przeciwnie – hit kolejki nie zawiódł.
Po spojrzeniu na pierwszą jedenastkę The Villans można było dojść do wniosku, że mecz jest rozstrzygnięty już przed pierwszym gwizdkiem. Tą teorię zdawała się potwierdzić szybko strzelona bramka przez Rodriego. Jednak goście odpowiedzieli po prostej klepce Morgana Rodgersa z Johnem Duranem. Akcję wykończył ten drugi, a Villa dała sygnał, że trzy punkty dla City wcale nie przyjdą tak łatwo. I wtedy, cóż. Phil Foden zaczął po prostu grać swoje.
Phil Foden show
Anglik w doliczonym czasie pierwszej połowy wykorzystał błąd muru i pokonał Robina Olsena bezpośrednio z rzutu wolnego. W drugiej części spotkania boisko należało już tylko do niego i Anglik skompletował hat-tricka. To najlepszy sezon w jego karierze, a z każdym kolejnym występem 23-latek zdaje się coraz lepszy. W obecnych rozgrywkach to nie Erling Haaland ani Kevin De Bruyne dźwigają Manchester City. W rolę niezawodnego lidera wszedł Foden. Chociaż w tym miejscu trzeba docenić też Rodriego. Hiszpan już dawno oferował w ofensywie więcej niż standardowy defensywny pomocnik, ale w tym sezonie przechodzi sam siebie. Siedem goli i sześć asyst to lepsze liczby od tych, których nie oferuje kilku cenionych skrzydłowych z najlepszych drużyn Premier League. A podanie, którym popisał się Rodri przy drugim trafieniu Fodena? To każdy powinien zobaczyć.
No Haaland & De Bruyne? No problem. City pokazało, że bez dwóch swoich największych gwiazd też może wygrywać w bardzo dobrym stylu. Wyścig o mistrzostwo trwa, a Obywatele pokazali tego wieczoru, że Liverpool i Arsenal mają się kogo bać.