Bayern Monachium odrobił jednobramkową stratę i zmiażdżył Lazio przed własną publicznością! Bawarczycy z Harrym Kanem na czele nie dali dziś szans rzymskiej formacji i pewnie przypieczętowali awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
Bayern się odblokował
Pierwszy kwadrans przebiegał korzystniej z perspektywy gości. Lazio rzadko popełniało błędy, miało łatwość w wyjściu spod pressingu i wyprowadzaniu ataków szybkimi podaniami na jeden kontakt. Natomiast pod bramką Bayernu nie stwarzali absolutnie żadnego zagrożenia. Biancocelesti byli w stanie postraszyć gospodarzy jedynie zagraniami za plecy obrońców czy mocno niecelnymi strzałami.
Z kolei początkowa twarz Bawarczyków nie odbiegała wielce od tej, którą zdążyliśmy poznać w większości meczów za kadencji Thomasa Tuchela. Wysoko ustawiona linia obrony, wyraźnie nakreślona dominacja, ale i nadmierna statyczność, ślamazarność i przewidywalność w prowadzeniu gry. To sprawiało, że Die Roten ciężko było przedrzeć się przez szyki obronne włoskiej drużyny, która według panujących obecnie trendów mocno zagęszczała środek pola i spychała rywali w boczne sektory. Stamtąd posyłane były zazwyczaj dość niedokładne dośrodkowania, a próby strzałów Leroya Sane czy Harry’ego Kane’a były skutecznie blokowane.
Więcej zaczęło się dziać w okolicach 30. minuty. Zza pola karnego celnie uderzał Jamal Musiala, ale zbyt blisko środka, aby zaskoczyć Ivana Provedela. Znakomitą okazję po drugiej stronie boiska zmarnował za to Ciro Immobile. Doświadczony napastnik był zupełnie niekryty na jakieś 3 metry przed bramką Neuera, a nawet nie trafił w jej światło po strzale głową. Od tego momentu Lazio zostało zepchnięte na własną połowę, a Bayern nacisnął mocniej. W efekcie gospodarze dopięli swego. W 38. minucie do siatki trafił Kane. Bramka Anglika jakby zrzuciła z podopiecznych Tuchela blokadę. Dosłownie kilkadziesiąt sekund później na 2:0 trafić mógł Musiala, ale chybił obok dalszego słupka. Bawarczycy nie odpuścili i jeszcze przed przerwą wyszli na prowadzenie w dwumeczu. W 45+2. minucie strzału spróbował Matthijs de Ligt, a w odpowiednim miejscu i czasie, aby skierować futbolówkę do siatki, znalazł się nie kto inny jak Thomas Müller. Bayern wrócił na właściwe tory, a Thomas Tuchel mógł po raz pierwszy od dawna odetchnąć z ulgą.
Bayern zagrał tak, jak należało tego oczekiwać
Lazio, które nie miało nic do stracenia, powinno w drugiej połowie ruszyć na Bayern odważniej. Tymczasem to niesieni energią Allianz Arena Die Roten jeszcze bardziej rozwinęli swoje skrzydła. Nie tylko pewnie kontrolowali korzystny wynik, ale dokładali do tego kolejne strzały i szukali następnych trafień. Tak, jak zwykła to robić drużyna, która nie akceptuje żadnych półśrodków. To przełożyło się na gola numer trzy. W 66. minucie Leroy Sane popisał się swoim flagowym zagraniem w postaci dynamicznego ścięcia do środka i uderzył groźnie na dalszy słupek. Provedelowi udało się sparować strzał, lecz wprost pod nogi Kane’a, który skompletował dublet.
Ta bramka w zasadzie przypieczętowała już triumf Bayernu i zabiła większe emocje w dalszej części meczu. Lazio nie miało żadnych argumentów, aby odpowiedzieć gospodarzom. Odzwierciedlała to m.in. statystka strzałów Aquilottich – 5 uderzeń i ani jednego celnego. To była różnica klas i nie ma wątpliwości co do tego, że awans osiągnął zespół lepszy.
Tym samym Thomas Tuchel może przespać spokojnie pierwszą noc od bardzo dawna. W końcu jego podopieczni zagrali przekonujący, bardzo ważny mecz. Nadzieja na jedyne, ale jakże atrakcyjne trofeum w sezonie 23/24 wciąż pozostaje żywa w Monachium.