Hitem 23. kolejki La Liga są oczywiście derby Madrytu pomiędzy Realem, a Atletico, ale gdyby zsumować punkty obu drużyn to Girona i Real Sociedad, które zmierzyły się dziś na Estadio Municipal wcale nie mają o wiele mniej od obu drużyn z Madrytu. Dla zespołu Michela był to jeden z trudniejszych testów, który pozostał im w walce o mistrzostwo Hiszpanii z Królewskimi.
Z hitu wyszedł jednak kit
Od początku mogliśmy odnieść wrażenie, że na boisku rozgrywają się taktyczne szachy. Raz Girona budując akcje od własnego pola karnego próbowała ominąć pressing Realu Sociedad chcąc zamieszać w głowie pomocnikom rywali i często wymieniając się pozycjami. Chwilę później byliśmy po drugiej stronie boiska i zespół z San Sebastian próbował przenieść grę bliżej bramki przeciwnika wykorzystując Zubimendiego jako zawodnika cofającego się do linii obrony, aby utrudnić pressing Gironie.
Współczynnik goli oczekiwanych (xG) po pierwszej połowie 0,23 po pięciu strzałach Girony i 0,13 dla Realu Sociedad z trzech uderzeń. Kiepsko. Gospodarze grali dziś bez współlidera klasyfikacji strzelców La Liga, Artema Dovbyka, a jego miejsce zajął nominalny skrzydłowy Portu, co wydawało się nietrafioną decyzją Michela. Imanol Alguacil mógł być zadowolony z tego, jak jego zespół utrzymywał się przy piłce i wychodził spod pressingu, ale mając okazję do kontry, czy też znajdując się już bliżej bramki rywala, ale mając przed sobą zorganizowanie ustawioną drużynę przeciwnika brakowało im jakości. W barwach Realu Sociedad nie mógł wystąpić kontuzjowany Takefusa Kubo.
Z czasem mecz stawał się coraz trudniejszy do oglądania
W drugiej połowie ekipa Michela siadła. Sprawiali wrażenie zespołu, któremu bezbramkowy remis jest na rękę. Bardzo często bronili się blisko własnego pola karnego, a pressing Realu Sociedad starali omijać się dalekim podaniem, co niemal w każdym przypadku kończyło się stratą. Żaden ofensywny piłkarz Girony nie był w stanie wziąć na siebie ciężaru gry. W defensywie przy życiu utrzymywał ich Eric Garcia oraz… średnia postawa rywali w ofensywie. Tak jak już pisaliśmy wcześniej – zespół Imanola Alguacila nie miał w swoich szeregach piłkarza, który byłby w stanie stworzyć indywidualną przewagę w ostatniej tercji boiska. Próbowali najprostszego sposobu, czyli dośrodkowań, ale niewiele z nich wynikało.
Real Sociedad na przestrzeni całego spotkania był zespołem lepszym, jeśli ktoś zasłużył w tym meczu na zwycięstwo to właśnie oni, ale nie mogą mówić, że nie wygrali, bo mieli pecha. Nie wygrali, bo nie mieli jakości w ofensywie.