Obydwa kluby na chwilę obecną są w całkiem dobrej formie. Korona, choć zajmowała dopiero 13. miejsce, od porażki z Pogonią 16 września skrupulatnie zdobywa punkt za punktem, nie przegrywając w 6 ligowych starciach z rzędu. Z kolei Jagiellonia zajmowała przed meczem pozycję wicelidera, tuż za Śląskiem Wrocław. Gra białostoczan cieszy oko kibica – są najbardziej bramkostrzelną drużyną z 34 golami na koncie. W tym sezonie Jaga uległa tylko 3 razy i chciała, aby ten stan rzeczy nie uległ zmianie. Jednak gra na wyjeździe nie jest ich najmocniejszą stroną – na 7 meczów wygrali zaledwie 2. Co ciekawe, dziś szansę na zapisanie się w historii ligi miał Bartłomiej Wdowik. Zdobywając choć jedną bramkę, mógł zostać najbardziej bramkostrzelnym obrońcą XXI wieku Ekstraklasy w jednym sezonie, wyprzedzając Michała Helika i jego 8 goli w sezonie 2017/2018. I to dopiero na półmetku sezonu.
Kielczanie rzucili rękawicę wiceliderowi
Początek tej konfrontacji zaczął się po myśli piłkarzy Jagiellonii, grając na połowie rywala, lecz to Korona jako pierwsza miała naprawdę groźną akcję. W 8. minucie Zlatan Alomerović wyszedł z pola karnego, jednak do piłki jako pierwszy dopadł rozpędzony Jauhienij Szykauka. Białorusin uderzył na bramkę, jednak od straty gola Jagę uratował jeden z obrońców. To był kardynalny błąd bramkarza i brakło niewiele, aby Jaga była skarcona. Pierwszy kwadrans był dość wyrównany – żadna ze stron wyraźnie nie przeważała. Gra toczyła się raczej spokojnie. Po obu stronach brakowało niebezpiecznych akcji, co nie zmienia faktu, że zarówno Korona, jak i Jagiellonia nie odpuszczała. Z czasem inicjatywę zaczęła obejmować Jagiellonia i stopniowo była ona coraz większa.
W 34. minucie bardzo dogodną okazję na objęcie prowadzenia mieli podopieczni Adriana Siemieńca. Jesus Imaz świetnie dograł do Kristoffera Normanna Hansena. Norweg zagrał górną piłkę do Jose Naranjo i Hiszpan pokonał Xaviera Dziekońskiego. Radość białostoczan szybko została ukrócona przez arbitra – jeden z zawodników Jagi był na pozycji spalonej.
Arcyważny gol do szatni
9 minut później w bliźniaczej sytuacji znalazły się Scyzory. Nono podał do Dawida Błanika, Błanik do Martina Remacle, a Belg wykończył tę akcję, umieszczając piłkę w siatce. Gol nie został jednak uznany – Błanik przy podaniu Nono był na minimalnym spalonym. Jak się potem okazało, to nie była ostatnia szansa dla Korony. W doliczonym czasie gry Michal Sacek wjechał wślizgiem w nogi Remacle w polu karnym – zupełnie bezmyślny faul Czecha. Po sprawdzeniu tej sytuacji na VAR-ze sędzia podyktował podopiecznym Kamila Kuzery rzut karny. Do jedenastki podszedł Nono, pewnie ją wykorzystał i zdobył gola do szatni.
Wiadomo było, że to nie będzie spacerek dla Korony. Jednak Jagiellonia uznawana była za faworyta, a kielczanie potrafili się przeciwstawić. Pokazali, że nie boją się wyżej notowanego przeciwnika. Pierwsza połowa nie była porywająca, jednak nastroje w Kielcach po pierwszej połowie były dobre.
Wymiana ciosów zakończona remisem
Ekipa z Podlasia wyglądała na pobudzoną straconą bramką tuż przed przerwą. Atakowali, naciskali i zabiegali o wyrównującą bramkę. Swego dopięła w 56. minucie. Adrian Dieguez kapitalnie podał do Imaza, był minimalnie szybszy od Dziekońskiego i ofiarnie rzucił się do piłki. Przy strzale dość boleśnie zderzył się z golkiperem Korony, jednak udało mu się i dał Jadze wyrównanie. Po tym golu entuzjazm kielczan wyglądał na nieco przygaszony, grali już wolniej i mieli problemy z utrzymaniem się przy piłce. W 68. minucie podopieczni Kamila Kuzery udowodnili, że nie na długo.
Kielczanie skonstruowali ładną akcję, na skrzydle z piłką znalazł się Remacle. Belg wrzucił piłkę w pole karne, wrzutki nikt nie zablokował, a głowę do piłki przyłożył Dominick Zator. Alomerović nie zdołał jej opanować i Jaga straciła drugą bramkę w tym spotkaniu. Gol został ostatecznie zapisany na konto Remacle – Kanadyjczyk nie zmienił trajektorii lotu piłki, lecz z pewnością zmylił nieco bramkarzy przyjezdnych.
Taki wynik podopiecznych Adriana Siemieńca oczywiście nie zadowalał. Wzięli sprawę w swoje ręce w 71. minucie. Korona w banalny sposób straciła posiadanie piłki, na rzecz rywala, a dokładniej Naranjo. Hiszpan minął Miłosza Trojaka, znalazł sobie miejsce i oddał niebezpieczny strzał, jednak to uderzenie stanowiło większe zagrożenie dla kibiców na trybunach. Białostoczanie nie mieli zamiaru odpuszczać i uderzyli 10 minut później. Taras Romanczuk świetnie obsłużył Jakuba Lewickiego, a 18-latek skutecznie to podanie wykorzystał i ponownie był remis.
Taki wynik utrzymał się już do końca. To był bardzo wyrównany mecz, choć patrząc na tabelę niewiele na to wskazywało. Korona pokazała, że jest obecnie w formie i nie straszny jej żaden rywal. To jest już ich 7. mecz z rzędu bez porażki, co jest niezbitym dowodem na ich dobrą dyspozycję. Po Jagiellonii natomiast można było spodziewać się nieco więcej i niewykluczone, że w tej kolejce pożegna się z pozycją wicelidera Ekstraklasy.