Jak zapowiedział, tak zrobił. Właściciel Legii Warszawa Dariusz Mioduski na specjalnie zwołanej konferencji prasowej odniósł się do skandalicznej sytuacji po wczorajszym spotkaniu przeciwko AZ Alkmaar. Przedstawiciele klubu – włączając w to samego Mioduskiego zostali zaatakowani przez służby porządkowe, jednak konsekwencje zdarzenia ponieśli… Dwaj zawodnicy Legii, którzy zostali aresztowani. Sytuacja od początku wydawała się szokująca, a z każdą godziną napięcie zdaje się jedynie rosnąć.
Dariusz Mioduski:
Piłkarze nikogo nie zaatakowali. Agresja była po stronie Holendrów. Byliśmy już w autokarze, chcieliśmy jechać do hotelu. Dowiedzieliśmy się, że jeżeli nie wypuścimy Radovana Pankova, to odbędzie się szturm na autobus. Dookoła ustawiona była policja szturmowa – z pałkami, tarczami. Radovan zgodził się pojechać i złożyć zeznania. Po chwili okazało się, że wyjść ma też Josue. Moim zdaniem Holendrzy wiedzą, że przesadzili i dlatego piszą o agresji z naszej strony. Nie doszło do żadnego ataku. Mogły być przepychanki, mogły pojawić się emocje, ale to tyle w tym temacie. Nie wierzę w to, co pisane jest w holenderskich mediach.
Chciałem załagodzić cała sytuację. Byłem ubrany w legijny garnitur. Wyglądałem na pewno elegancko. Mówiłem, że jestem prezesem klubu. Prosiłem o szacunek dla nas, dla sztabu, dla drużyny. Gdy to nie działało, to powiedziałem, że nie odpuszczę. Wyciągnąłem telefon i zacząłem nagrywać. Mój telefon został mi wyrzucony, a ja chciałem go odzyskać. Zostałem kilkukrotnie uderzony w twarz. Następnie chciałem podążyć za Radovanem Pankovem i Josue, ale zostałem brutalnie odepchnięty.
Do tej pory nie mieliśmy żadnego kontaktu z Josue i Radovanem Pankovem. Wszystkie przekazywane informacje okazały się nieprawdziwe. Wysyłali nas od jednego, do drugiego komisariatu. Jedyny kontakt z piłkarzami ma teraz prawnik, w trakcie przesłuchań. To nasi piłkarze zostali zaatakowani. Mówimy o fizycznej przemocy, a nie tylko wyzwiskach.
CAŁA KONFERENCJA PRASOWA DARIUSZA MIODUSKIEGO
Sytuacja musi zostać wyjaśniona
Warto w tym miejscu dodać, że słowa właściciela Legii Warszawa pokrywają się z wypowiedziami polskich świadków zdarzenia. Trudno doszukiwać się winy ze strony stołecznego klubu – dodajmy zresztą, służby porządkowe nie mają po swojej stronie żadnego dowodu w kwestii ataku piłkarzy względem policjantów. Co innego polska strona, bowiem w mediach społecznościowych krąży wiele nagrań jasno stawiających przedstawicieli Legii w pozycji ofiar agresji.
Linia obrony Holendrów skupia się na… Ataku Polaków. Piłeczka jest odbijana na drugą stronę, z jednoznacznym wskazaniem, że to piłkarze Legii Warszawa „zaczęli pierwsi”. Jeśli Holendrzy mają dowody, a warszawscy zawodnicy rzeczywiście kogoś pobili – powinni ponieść za to surową karę. Gdyby jednak było to wyłącznie pomówienie, Dariusz Mioduski powinien stanowczo domagać się ukarania sprawców skandalicznej sytuacji, tym bardziej, że ktoś ewidentnie próbuje zrzucić winę na prawdopodobne ofiary. Tej sprawy nie da się zamieść pod dywan, a przynajmniej taką mamy nadzieję…