W poprzednim sezonie Mikel Arteta mówił, że przygotował pięć faz rozwoju dla prowadzonego przez niego zespołu i obecnie znajdują się na trzeciej. Można więc zakładać, że wraz z rozpoczęciem nowych rozgrywek, przed którymi do klubu sprowadzono nowych piłkarzy Arsenal znalazł się już na czwartym etapie. Pierwsze mecze tego sezonu uchyliły nam już rąbka tajemnicy w jakim kierunku mają rozwijać się Kanonierzy.
Kontrola
Mikel Arteta to trenerski uczeń Pepa Guardioli. U niego uczył się zawodu i jego pracę obserwował z bliska będąc przez 3,5 roku asystentem Hiszpana. Nic dziwnego, że Arteta przesiąknął filozofią Guardioli i znalazł się w gronie szkoleniowców, którzy mają obsesję na punkcie słowa „kontrola”. W idealnym świecie chcieliby, aby ich zespół kontrolował mecz utrzymując się przy piłce od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Wówczas mogliby powiedziec, że mecz był perfekcyjny. Pepowi Guardioli, czy to w wywiadach pomeczowych czy na konferencjach prasowych, zdarza się zaskoczyć dziennikarzy i kibiców swoją oceną meczu. Gdy wszystkim wydaje się, że zespół prezentował się słabo – Guardiola chwali swoich piłkarzy. Być może robi to celowo, jednak często Hiszpanowi nie chodzi o to, ile jego zespół stworzył sytuacji, a o to ile miał ich rywal.
Choć Arsenal Mikela Artety często porównuje się do Manchesteru City Pepa Guardioli ze wzgledu na sposób gry to w minionym sezonie Kanonierzy grali futbol mniej zmechanizowany. Menedżer wicemistrzów Anglii zostawiał piłkarzom więcej swobody, przez co ich mecze zwykle oglądało się przyjemniej. Arsenal częściej grał emocjami, natomiast piłkarze Manchesteru City byli jak roboty. W efekcie Kanonierzy pod koniec sezonu nie wytrzymali tempa narzuconego przez rywali (nie pomogły też kontuzje) i musieli zadowolić się srebrnymi medalami. Zbyt często tracili gole, których – tak się wydawało – klasowe zespoły powinny unikać. Przed własną publicznością musieli wyjmować piłkę z siatki trzy razy w spotkaniach z Bournemouth (wygrana 3:2) i Southampton (3:3). Aby zwiększyć szanse na mistrzostwo Mikel Arteta musiał obmyślić plan, aby wyeliminować takie zachowania.
Arsenal wygrywa w pragmatycznym stylu
Kanonierzy od początku sezonu podchodzą do meczów w bardziej pragmatyczny sposób niż wcześniej. Nie mamy tu na myśli oddawania piłki przeciwnikowi, jak często rozumiany jest pragmatyzm, a wykorzystywanie posiadania futbolówki jako broni defensywnej. Twarde dane niekoniecznie potwierdzają, że Kanonierzy bronią się dobrze. Po pięciu meczach mają tylko dwa czyste konta i cztery stracone gole. Niemniej jednak, niższy wskaźnik oczekiwanych goli straconych (xGC) ma jedynie Manchester Cty (który raczej miał łatwiejszy terminarz). Tylko The Citizens pozwolili także rywalom na mniejszą liczbę strzałów i strzałów z pola karnego, natomiast Kanonierzy najlepiej wypadają w statystyce uderzeń celnych na ich bramkę oraz „dużych okazji” (big chances), które wykreowali sobie przeciwko nim rywale (tutaj zajmują 1. miejsce ex aequo z Newcastle). Kiedy prześledzimy stracone bramki przez zespół Mikela Artety to dojdziemy do wniosku, że spokojnie można było ich uniknąć:
- z Nottingham Forest – kontratak po rzucie rożnym dla Arsenalu
- z Fulham – najpierw błąd Saki w rozegraniu, który podał Andreasowi Pereirze na sam na sam, a następnie rzut rożny
- z Manchesterem United – nieodpowiedzialne podanie w poprzek Havertza, z czego rywale wyprowadzili kontratak
Arsenal jest przygotowany na reakcję po stracie piłki, ale wynikającą z podjęcia ryzyka, a nie z prostego indywidualnego błędu w niebezpiecznej strefie. Kontrpressing to element, który w pierwszych meczach nowych rozgrywek szczególnie imponuje. Można odnieść wrażenie, że to był główny czynnik, dla którego sprowadzono Declana Rice’a, który w środkowej strefie boiska odzyskuje mnóstwo piłek. W ostatnim meczu z Evertonem Kanonierzy tak skutecznie reagowali po stracie futbolówki, że rywale przy kontratakach nie mogli ani wymienić kilku podań, ani przesunąć akcji w pobliże ostatniej tercji boiska. Co odzykali piłkę to kilka(naście) sekund później znowu musieli za nią biegać.
Przewaga terytorialna
Sposób gry Arsenalu dobrze oddaje statystyka „field tilt”. Określa ona procentowy czas spędzony przy piłce w tercji ataku w porównaniu do rywala. Średnia Kanonierów wynosi 72% i jest najwyższa w lidze. Wskaźnik ten byłby jeszcze wyższy, gdyby nie mecz z Crystal Palace, w którym po kontrowersyjnej czerwonej kartce dla Tomiyasu zespół oddał inicjatywę i bronił się na własnej połowie. Z Evertonem, Fulham i Nottingham Arsenal zdominował przeciwników spychając ich do bardzo głębokiej obrony.
Arsenal zrobi krok w tył?
Na ten moment jest za wcześnie, aby oceniać czy zmiana podejścia wyjdzie Arsenalowi na dobre, aczkolwiek na razie zespół trochę wytracił flow w ataku. Mimo dośc prostego terminarza w statystyce goli oczekiwanych (xG) zajmują dopiero 9. miejsce. Wydaje się jednak, że dla Mikela Artety jest to celowe zrobienie małego kroczku w tył, aby wkrótce wykonać dwa w przód. Dopracować to, co nie działało perfekcyjnie (defensywa) obniżeniem standardów na innym polu (ofensywa), a potem stopniowo odzyskiwać wypracowane wcześniej mechanizmy. Nieprzypadkowo mówi się, że atak wygrywa mecze, a obrona tytuły. Arsenal w poprzednim sezonie stracił 43 gole. To za dużo, aby myśleć o mistrzostwie w lidze, w której gra Manchester City.
W obecnym sezonie dzięki lepszej organizacji defensywy po stracie piłki zespół Artety ma zmniejszyć liczbę traconych goli. Skuteczny kontrpressing z cierpliwym utrzymaniem się przy piłce zapewnia ponadto absolutną dominację nad rywalem. Zmusza do głębokiego bronienia, każe biegać za piłką, pozbawia nadziei na wyprowadzenie skutecznego kontrataku. Na taką broń, często nawet przy przeciętnej grze w ataku pozycyjnym, nie ma recepty i taki zespół z Arsenalu chce stworzyć Mikel Arteta.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej