Po niesamowitych kwalifikacjach czekał nas jeszcze ciekawszy wyścig w świątyni prędkości. Max Verstappen po kolejny rekord? Ferrari po triumf w domowym wyścigu? A może Monza znów przyniesie niespodziewane rozstrzygnięcie? Takie pytania zadawali sobie fani F1 przed zmaganiami o GP Włoch. Pewne było, że nikt nie będzie odpuszczał, a kierowcy będą robić wszystko, aby zapewnić show. Co by nie mówić to emocje zapewnili i dostarczyli kawał dobrego ścigania.
Wszystko po staremu
Start wyścigu został opóźniony z powodu awarii samochodu Yukiego Tsunody na okrążeniu formującym. 20 minut czekania jednak nie przeszkodziło zawodnikom w zachowaniu koncentracji. Start przebiegł bardzo spokojnie. Czołowi kierowcy zachowali swoje miejsca. Jednak z biegiem czasu Max Verstappen zaczął doganiać Carlosa Sainza i po prostu na 15. kółku Hiszpana wyprzedził. Ferrari pozostała tylko walka o utrzymanie swoich pozycji. Jechali po podwójne podium, lecz Sergio Perez chciał pokrzyżować plany ekipie z Maranello. Bardzo dobrym tempem przez cały wyścig dysponował Alex Albon, a groźni byli kierowcy Mercedesa mimo dosyć niskich prędkości na prostych. George Russell pewnie utrzymywał przez cały wyścig 5. pozycję, a Lewis Hamilton ostro walczył z McLarenami, w szczególności z Oscarem Piastrim.
Nie ma mocnych na Maxa
Ferrari mogło tutaj powalczyć o zwycięstwo. Mieli przewagę strategiczną nad Maxem w postaci dwóch samochodów na pierwszych trzech miejscach. Sainz musiał się bronić twardo przed Holednrem. Wtedy Charles Leclerc mógł się zbliżyć do zawodnika Red Bulla i nawet zaatakować. Jednak kiedy Max wyszedł na prowadzenie, to zaczął z okrążenia na okrążenie coraz bardziej uciekać. Wtedy mogliśmy tylko i wyłącznie mówić o zaprzepaszczonej szansie i kolejnym zwycięstwie Maxa.
Natomiast to wszystko brzmiało jak plan. Pewnie taki mieli zawodnicy Ferrari. W swoim stylu była to któraś z kolei ich literka z alfabetu. Tylko jak walczyć z taką maszyną, jaką jest Red Bull Maxa Verstappena. Zamiast walczyć o zwycięstwo, to walczyli o pozostanie na podium przynajmniej jednego kierowcy. Sergio Perez naciskał i czaił się na drugie miejsce i dublet Red Bulla. Dopiął swego, a później dostaliśmy jeszcze bratobójczą walkę kierowców Ferrari o najniższy stopień podium. Ostatecznie stanął na nim Carlos Sainz.
Max Verstappen wygrywa 10. wyścig z rzędu. Jest to absolutny rekord. Nikt takiego czegoś nie dokonał wcześniej w Formule 1. Po prostu Max i Red Bull to duet idealny. Tam wszystko gra. Rozumieją się bez słów. A dodając do tego fakt, że Holender jest kierowcą wybitnym, to aktualnie nie ma na niego równych. Nikt nie może mu zagrozić. Może tylko śrubować kolejne rekordy. Ma na to papiery i kiedy jak nie teraz. Nie wiadomo, jaka będzie forma poszczególnych zespołów w kolejnych sezonach. Trzeba kuć żelazo, póki gorące, dlatego nie powinien zdziwić nikogo fakt jeśli Max wygra wszystkie wyścigi do końca sezonu.