Pogoń Szczecin rozpoczęła swoje zmagania w kwalifikacjach do Ligi Konferencji Europy. Jako pierwsi na drodze Portowców stanęli 56-krotni mistrzowie kraju. Brzmi strasznie? Niekoniecznie. Mowa tutaj o klubie Linfield FC, który zaledwie od kilku lat jest klubem profesjonalnym. W XXI zespół z Irlandii Północnej nie zagrał w fazie europejskich pucharów ani razu, lecz nie wolno ich lekceważyć – w zeszłym sezonie byli o krok od kwalifikacji do LKE, jednakże w konkursie rzutów karnych ulegli ówczesnym mistrzom Łotwy, RFS Ryga. Mimo to Pogoń była wyraźnym faworytem przed startem spotkania i zamierzała to udowodnić na Windsor Park w Belfaście.
Spokojny, lecz bardzo dobry start Pogoni
Pierwsze minuty tego starcia należały do wyrównanych. Choć Pogoń prezentowała się na boisku nieco lepiej, to Linfield również miało coś do powiedzenia. Irlandczycy z północy byli nastawieni głównie na agresywną grę w obronie i oczekiwali na możliwość wyprowadzenia ataku. Gra na granicy faulu szybko odbiła się czkawką podopiecznym Davida Healy’ego. W 12. minucie rozpędzony Luka Zahović został sfaulowany w polu karnym – nie mogło to się skończyć inaczej, niż rzutem karnym dla szczecinian oraz karą indywidualną dla faulującego. Chwilę potem do jedenastki podszedł Kamil Grosicki i pewnym strzałem po ziemi pokonał bramkarza Linfield.
Po pierwszej bramce gra Pogoni była pełna spokoju i kontroli nad przebiegiem spotkania. Nie oznaczało to jednak, że podopieczni Jensa Gustafssona odpuścili gospodarzom – nadal dominowali w tym spotkaniu, nie pozwalali przeciwnikowi na zbyt wiele i grali ofensywnie. Mimo to groźnych okazji bramkowych było jak na lekarstwo.
W 39. minucie Pogoń miała dobrą szansę na podwyższenie prowadzenia. Portowcy wywalczyli rzut rożny. Grosicki wrzucił piłkę w pole karne, odbiorcą wrzutki był Joao Gamboa. Portugalczyk był szybszy od przeciwników, dostawił stopę i Chris Johns musiał uznać wyższość rywala po raz drugi.
Później do przerwy nic się nie zdarzyło. Pogoń tego meczu jeszcze nie wygrała, lecz była na dobrej ku temu drodze. W pierwszej połowie wyraźnie przeważali, Irlandczycy zostali zepchnięci do defensywy. Sytuacja Portowców była komfortowa, lecz mogli zapewnić sobie jeszcze większe zwycięstwo przed rewanżem w Szczecinie.
Pogoń rozstrzelała się na dobre
Mecz zupełnie nie układał się po myśli gospodarzy. Ich pressing nie robił na piłkarzach Pogoni żadnego wrażenia. Grali ze spokojem i utrzymywali dwubramkowe prowadzenie, aż do 55. minuty.
Piłkarze Linfield mieli rzut wolny. Posłana została daleka piłka w głąb pola karnego. Do piłki doszedł Dante Stipica w celu wybicia piłki, lecz zrobił to niechlujnie. Piłka trafiła pod nogi Daniela Finlaysona i ekipa z Belfastu zdobyła bramkę kontaktową.
Piłkarze Linfield złapali wiatr w żagle. W 60. minucie 56-krotny mistrz Irlandii Północnej ponownie ruszył do ataku. Pierwszy strzał Stipica zdołał obronić, ale Chorwat na dobitkę Matthew Fitzpatricka nie mógł nic poradzić. Portowcy mieli jednak szczęście – Irlandczyk z północy był na pozycji spalonej.
Na Windsor Park zrobiło się ciekawiej. W 62. minucie do rogu podszedł Grosicki i wrzucił piłkę w pole karne. Pierwszy strzał Danijela Loncara udało się wybronić, jednak bramkarz przy dobitce Mariusza Malca był zupełnie bezradny. A to nie było ostatnie słowo Portowców.
W 66. minucie Efthymios Koulouris posłał daleką piłkę do Linusa Wahlqvista. Szwed chwilę później odebrał do Greka i pewnie pokonał bramkarza. Ten mecz dla obu stron mógłby się już zakończyć, jednakże Pogoń była głodna kolejnych bramek.
Gra nadal toczyła się na połowie drużyny z Belfastu. Pewni i pełni spokoju Portowcy kontrolowali przebieg spotkania i dyktowała warunki rywalom. Gospodarze nie byli w stanie w jakikolwiek sposób zagrozić szczecinianom, chcieli uniknąć kolejnych bramek przyjezdnych.
W 79. minucie po wrzutce zrobiło się zamieszanie w polu karnym Pogoni. Odnalazł się tam Ben Hall i strzałem z pierwszej piłki pomniejszył stratę do Portowców. Tę akcję miał zatrzymać Rafał Kurzawa, co niezbyt mu wyszło. Mimo to goście nadal wyglądali lepiej na boisku.
Pewna wygrana Portowców
5. bramka dla Pogoni wisiała w powietrzu. Chwilę później, w 83. minucie Grosicki ruszył rozpędzony w kierunku bramki Linfield. Wyłożył piłkę Sebastianowi Kowalczykowi, jednak obrońca wicemistrza Irlandii Północnej w ostatniej chwili przeciął to podanie.
W 87. minucie piłkarze Linfield rozciągnęli grę na skrzydła. John Robertson posłał piłkę do kolegów w polu karnym, na dobrej pozycji był Kirk Millar i zdobył bramkę dla zespołu z Belfastu. Szybko się nią jednak nie nacieszył – została ona anulowana przez spalonego.
Mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 5:2 dla Pogoni za sprawą trafienia Mariusza Fornalczyka w doliczonym czasie gry. Na Windsor Park mogliśmy oglądać ciekawy mecz pełen bramek. Przez większość spotkania to Portowcy przeważali i kontrolowali grę, jednak Linfield również było w stanie pokazać się z dobrej strony i zagrozić przeciwnikom. Mimo to szczecinianie do rewanżu przystąpią z dwubramkową zaliczką.