Neymar i PSG kolejny raz mnie oszukali. Ostatnio obejrzałem wiele meczów Ligue 1, do tego nie mogłem opuścić hitu między paryżanami a Bayernem Monachium. Neymar bardzo pozytywnie mnie w nich zaskoczył. Cieszył się grą, przestał machać łapami, skupił się wreszcie na piłce. Pomyślałem sobie – cholera, lepiej później niż wcale. Znakomity zawodnik wreszcie dołożył do ponadprzeciętnych umiejętności dojrzałe zachowanie. To będzie jego sezon w Champions Leag…
No właśnie. I przyszedł dwumecz z Manchesterem City, na który Neymar nie dojechał. W pierwszym spotkaniu PSG mogło nawet zakończyć rywalizację. Rozmontować „Obywateli” i na luzie podejść do rewanżu. Leżaczek w lewej dłoni, w prawej dobre francuskie wino, no i czekamy na finał. Co jednak w tym wszystkim najzabawniejsze – „Les Parisiens” przegrali zarówno pierwsze, jak i drugie starcie.
Paris Saint-Germain to nie jest drużyna
To, co piłkarze wyczyniali w drugiej połowie na Etihad Stadium, wołało o pomstę do nieba. Parodia gry w piłkę, parodia jakichkolwiek zasad współzawodnictwa, parodia fairplay. Mistrz Francji po raz kolejny zbłaźnił się przed milionami telewidzów, zachowując się (przy stanie 0-2) jak rozwydrzone nastolatki. Neymar powinien stanąć na czele tej brygady i wziąć tych chłopów w garść. No właśnie – powinien. Ale nie zrobił tego, tylko dopasował się do kolegów.
Można przegrać mecz z klasą. Można nawet odpaść, ale zostać zapamiętanym bardzo pozytywnie – patrz Ajax czy Slavia Praga. PSG zaprezentowało za to idealny przykład boiskowego buractwa. Przegrywasz dwoma bramkami i postanawiasz celowo zdeptać przeciwnika, co jeszcze osłabia twoją drużynę – patrz: Angel Di Maria.
Każde przewinienie było dla gości świetnym pretekstem do rozpoczęcia bójki. Taki Paredes postanowił sprawdzić, czy leżący zawodnik City będzie nieźle główkował. To była abstrakcja półfinału, naprawdę nie tego oczekiwałem po ubiegłorocznym finaliście LM.
Po ludzku jest mi przykro
Facet, który swoimi nogami potrafi z futbolówką wyczyniać prawdziwe cuda, marnuje ogromny potencjał i szansę na zostanie najlepszym piłkarzem swojego pokolenia. I to przez tak dziecinne zachowanie. Gdy przychodził do Barcelony wiadomo było, że będzie wielki. On jednak podjął inną decyzję. Dołączył do niedojrzałej ekipy, w której próbuje kreować się na samozwańczego lidera, którym nigdy nie będzie. Zamiast największym piłkarzem dziesięciolecia, stał się najmniejszym wśród wielkich.