Łukasz Piszczek w Legii Warszawa? Brzmi jak randomowa ściema dziennikarza, który za wszelką cenę chce zdobyć trochę rozgłosu. Nie wiem, czy Kuba Majewski z portalu „meczyki.pl” ma jakiekolwiek wiarygodne źródło swojej plotki, ale faktem jest, że rozgrzał dziś emocje wśród polskich kibiców. Na pana Kubę spadła lawina hejtu, bowiem czytelnicy przekonani są, że „Piszczu” w kolejnym sezonie zawita w drużynie LKS Goczałkowice-Zdrój. Przecież obiecał! Tyleż powstało pięknych tekstów opisujących szlachetne zachowanie naszego byłego kadrowicza, a teraz miałoby to pęknąć jak bańka mydlana? Być może redaktor Majewski rzeczywiście rzuca wyssanym z palca pomysłem, ale z drugiej strony, mam wrażenie, że media na siłę koloryzując rzeczywistość mogą zrobić Łukaszowi krzywdę.
Cofnijmy się do stycznia 2020.
Wówczas w mediach pojawiła się informacja o tym, że Borussia Dortmund zamierza rozstać się z Łukaszem Piszczkiem. Polski defensor sugerował, że w takim wypadku może wrócić do Goczałkowic. Ostatecznie Łukasz dzięki dobrym występom dostał ofertę nowego – rocznego kontraktu z BVB. Został w Niemczech, jednocześnie deklarując, że „po jego zakończeniu będzie chciał pograć w Goczałkowicach”. Ta informacja padła z jego ust w lipcu 2020, 10 miesięcy temu. Tego typu pomysł rodził się w jego głowie od dawna i pewnie byłby zrealizowany już po zakończeniu ubiegłego sezonu, gdyby nie możliwość dalszych występów z Borussią.
Piszczek w lidze grał rzadko
Do 30. kolejki miał dokładnie zero spotkań w pierwszym składzie Borussii. Kiedy jednak Dortmund odpadł z Ligi Mistrzów, trener postanowił dać szansę Polakowi. Ten nie zawiódł, pokazując, że wciąż trzyma niezły poziom. Dlatego właśnie część niemieckich mediów zaczęła odważne pytać, czy istnieje szansa na przedłużenie umowy z Łukaszem. Marco Reus w mediach społecznościowych użył nawet hashtagu #onemoreyear (jeszcze jeden rok), sugerującego przedłużenie kontraktu z Piszczkiem. Dość nieoczekiwanie zawodnik, który był już właściwie pożegnany z klubem, zaczął dostawać dziesiątki wiadomości od kibiców, którzy chcą go dalej oglądać w czarno-żółtym stroju.
W rozmowie z „Kanałem Sportowym” przyznał jednak:
Nie ma w tej chwili tematu pozostania w Niemczech. Wygląda na to, że wrócę do Polski. Nie będę grał na profesjonalnym poziomie, chyba że coś strzeli mi do głowy jeszcze, ale nie zanosi się na to. Będę w Goczałkowicach. W trzeciej lidze, na czwartym poziomie. Taki jest mój plan. Tego się trzymam.
Czy to jest jasna deklaracja?
I tak i nie. Piszczek w żadnym miejscu nie stwierdza, że „na 100%” zagra w Goczałkowicach. Jasne, taki ma plan, ale jednocześnie zostawia sobie wyraźną furtkę na jego zmianę. To media dopisują sobie historię o tym, że odrzuci milionowe oferty najsilniejszych klubów Bundesligi, żeby kopać w trzeciej lidze. Nikomu nie zaglądając w portfel, Piszczu nie jest nawet w gronie 11 najlepiej opłacanych zawodników Borussii. Tak jak go szanuję, tak znając niemieckie realia wątpię, że ktokolwiek dałby mu teraz kontrakt powyżej 3-4 milionów euro pensji. Czy jakakolwiek ekipa Bundesligi byłaby w tym momencie w stanie zapewnić Łukaszowi regularną grę? Myślę, że tak i oczyma wyobraźni widzę tutaj taką Herthę Berlin. Kwestia w tym, czy Piszczek chce podejmować kolejne wyzwanie?
Szczerze wątpię, że Łukasz Piszczek zagra w Ekstraklasie
Temat gry w Goczałkowicach pojawiał się już w poprzednim sezonie, a jednak ostatecznie zawodnik przedłużył umowę z Borussią. Jeśli dziś będzie miał ochotę dalej grać w Dortmundzie, to czy komukolwiek zdarzy się krzywda? Pamiętajmy, że od wypowiedzi dla Kanału Sportowego, zagrał 2 spotkania w Borussii, zebrał mnóstwo pochwał. Może znów poczuł, że jest w stanie rywalizować z najlepszymi.
Tak, transfer do Legii Warszawa jest niezbyt realistyczny. Argumentem po stronie Mistrzów Polski jest chyba jedynie Czesław Michniewicz – stary znajomy Łukasza z Zagłębia Lubin. Mimo to, nie dałbym sobie ręki uciąć za to, że Piszczek w kolejnym sezonie zagra w Goczałkowicach. To jego kariera, niech wybierze to, co uważa za stosowne. Jeśli chce grać w trzeciej lidze, to zagra. Będzie chciał zostać w Dortmundzie, to tak zrobi. Wybierze jeszcze inną ścieżkę? No cóż, ma do tego prawo.
Fot. Łukasz Piszczek/Twitter