Bayern Monachium do meczu przeciwko Manchesterowi City przystąpił w okolicznościach, jakich dawno nie obserwowaliśmy. Bawarczycy w pierwszym spotkaniu zanotowali tak bolesną klęskę, że w rewanżu nie mieli nic do stracenia. Nadzieję w serca fanów niemieckiej drużyny wlewał powracający po kontuzji Eric Choupo-Moting. Martwić mogło właściwie wszystko pozostałe, bowiem ligowy mecz z Hoffenheim obnażył słabości zespołu Thomasa Tuchela. Chcąc dokonać remontady, musieli zagrać dziś idealne spotkanie i liczyć na jeden z tych wieczorów, które zapisują się w historii futbolu.
Bayern od początku narzucał swój styl gry
Aktywniej funkcjonowały skrzydła i boki obrony — w tym miejscu warto zwrócić uwagę na brak Alphonso Daviesa oraz obecność w składzie Joao Cancelo. Bawarczycy w pierwszym kwadransie mieli blisko dwukrotnie większe posiadanie piłki niż City, ale przełożyło się to głównie na sytuację Leroya Sane, który zmarnował „setkę”, strzelając tuż obok bramki. Manchester czekał i… mógł się doczekać, bowiem Dayot Upamecano sfaulował dochodzącego do sytuacji bramkowej Erlinga Haalanda. Prowadzący zawody Clement Turpin cofnął jednak swoją decyzję, odgwizdując pozycję spaloną norweskiego napastnika.
Pep Guardiola widząc sytuację boiskową, nakazał wyższy pressing zawodnikom swojej drużyny. Bayern przez kilka minut był wycofany na swojej połowie, ale od 30 minuty mecz wrócił do scenariusza z początku spotkania. Niemiecki zespół atakował bokami, próbował wrzucać futbolówkę w pole karne, jednak brakowało mu precyzji. Co więcej, po zagraniu ręką Dayota Upamecano, jedenastkę wykonywał Haaland. Norweg uderzył nad bramką, pozostawiając Bayernowi nadzieję na sukces. Bawarczycy grali dobry mecz, ale kreowanie akcji układało się jedynie do pewnego momentu. Brakowało ostatniego podania/wykończenia okazji. Co więcej, goście pokazali, że potrafią się groźnie odgryzać.
W drugiej połowie obserwowaliśmy podobny schemat gry
Bayern budował atak pozycyjny, ale City uniemożliwiało kreowanie akcji zakończonych strzałem na bramkę. W 57. minucie rajd Comana zwieńczony został ostrą wrzutką, która niemalże wturlała się do siatki, by… po kilkunastu sekundach wylądować pod nogami Erlinga Haalanda, który dał Manchesterowi prowadzenie. Trzeba w tym momencie zwrócić uwagę na Dayota Upamecano, który przewrócił się zostawiając Norwegowi miejsce na bezproblemowe pokonanie Yanna Sommera. To kolejny mecz, w którym jest najsłabszym ogniwem swojego zespołu i chociaż przez większość spotkania wygląda dobrze, w decydującym momencie „macza palce” w straconym golu.
Thomas Tuchel, który do tego momentu zrywał gardło, motywując swoich graczy, bezradnie spoczął na ławce rezerwowych, zdając sobie sprawę, że sytuacja ze złej zmieniła się w beznadziejną. Nadzieja zgasła.
Ciśnienie zeszło z obu drużyn. Tuchel wpuścił na murawę rezerwowych, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że rywalizacja tak naprawdę dobiegła końca. Na 7 minut przed końcem regulaminowego czasu gry, do wyrównania uderzeniem z rzutu karnego doprowadził Joshua Kimmich. Doprowadziło to jedynie do podkręcenia emocji u niemieckiego szkoleniowca, który został ukarany czerwoną kartką. Ten mecz bez wątpienia kosztował Tuchela wiele nerwów, podobnie zresztą jak jego zawodników. Przygoda Bayernu z obecną edycją Champions League dobiegła końca. Sobotnie starcie z Mainz będzie trudnym wyzwaniem, bowiem psychicznie i fizycznie, zespół z Monachium stracił dziś mnóstwo sił. Bawarczycy włożyli wiele w ten mecz, jednak na City to nie wystarczyło. Oddajmy jednak drużynie Guardioli, że była dziś pewna siebie i wykonała zadanie. Na przestrzeni dwumeczu byli po prosto lepsi.