Jeśli chciałoby się w jakikolwiek sposób w pigułce opisać „niedzielnemu” kibicowi piłkarskiemu to, w jaki sposób gra Juventus, wystarczyłoby puścić mu dzisiejszy mecz ze Spezią. Styl i wygląd drużyny Allegriego pozostawia ogrom do życzenia, ale kolejny raz się sprawdza, a Bianconeri zabierają do Turynu bardzo ważne trzy punkty.
Tragiczna pierwsza połowa
O mój Boże, cóż to było za widowisko, zapomnę je już dziś w nocy. Dawno żaden mecz nie wynudził mnie w tak wielkim stopniu, jak pierwsze 45 minut dzisiejszego pojedynku. Juventus „wepchnął” gola na 1:0, po czym zamknął się praktycznie na swojej połowie dając „grać” drużynie gospodarzy. Problem polegał jednak na tym, że ci grać nie potrafili, a mimo prób kreacji jakichś groźniejszych sytuacji, wykończenie kulało aż nad to. Pierwsza połowa dobiegła końca, a widzowie mogli odetchnąć i przygotować się mentalnie na drugie zbliżające się 45 minut.
Z perspektywy polskiego kibica może martwić również kontuzja Bartłomieja Drągowskiego. Polski golkiper zszedł z murawy trzymając się za pachwinę już w 25 minucie, a to nie zwiastuje niczego dobrego. Bramkarzowi życzyć można jedynie zdrowia i szybkiego powrotu do pełni sił.
Jak trwoga to do… Di Marii
Niestety, druga połowa meczu nie różniła się diametralnie od tego, co obie ekipy zaprezentowały chwilę przed zejściem do szatni. Goście drżeli o wynik do 66 minuty, gdy geniusz Di Marii pozwolił im odetchnąć z ogromną ulgą. Spezia próbowała jeszcze kilkukrotnie zagrozić bramce rywali, ale będąc tak nijakim w ataku jest to zadanie praktycznie niewykonalne.
W czystej teorii Spezia zagrała mecz na miarę swoich, trzeba przyznać, nie dużych możliwości. Juventus może cieszyć się z tego, że w ogóle udało się im wywieźć ciężko wywalczony komplet punktów. Styl gry drużyny Allegriego jest makabryczny, ale przynosi efekty, a to najważniejsze z punktu widzenia kibica Bianconerich. Dla „pobocznego” fana nie jest to jednak nic dobrego czy też pożądanego, ale najprawdopodobniej nie zmieni się to dopóki na stanowisku szkoleniowca pozostanie Allegri.