Ekstraklasa jest jak pudełko czekoladek. Zasiadasz przed ligowym spotkaniem i nigdy nie wiesz, czego możesz się spodziewać. Pojedynek Radomiaka Radom z Wartą Poznań miał być meczem, o którym zapomnimy po jego zakończeniu. Dwóch ligowych średniaków, którzy — z całym szacunkiem — nie grzeszą wielką finezją. Nudna kopanina zakończona bezbramkowym remisem? Nic z tego. Piłkarze obu drużyn zgotowali widowisko, które momentami przekraczało granice zdrowego rozsądku.
Już w 20. minucie zaobserwowaliśmy jednego z najdziwniejszych goli ostatnich lat na polskich boiskach
Po próbie akcji ofensywnej Warty, piłka potoczyła się w kierunku Gabriela Kobylaka. Golkiper Radomiaka próbował zgasić futbolówkę, która… wtoczyła mu się do bramki. Słaba widoczność? Jasne, mgła odgrywała dziś kluczową rolę i z perspektywy transmisji telewizyjnej mogliśmy zastanawiać się, w którym miejscu jest piłka. W tym przypadku bramkarz popełnił po prostu błąd techniczny.
12 minut później było już 2:0 dla Warty, bowiem na listę strzelców swoje nazwisko dopisał Miguel Luis. W tej sytuacji również można narzekać na postawę Kobylaka, ale usprawiedliwiamy — gęsta mgła zachęcała do szukania strzałów z dystansu, a bramkarze mieli naprawdę niewielki czas reakcji, widząc piłkę w ostatniej chwili.
Po zmianie stron wykorzystali to gracze Radomiaka. Luis Machado efektownym uderzeniem zmniejszył straty, a w 64. minucie był już remis, bowiem z karnego trafił Filipe Nascimento. Gracze z Radomia odważniej zaatakowali i wydawało się, że to oni przejmują kontrolę nad meczem. Nadzieje gospodarzy zakończyły się… w ciągu minuty. Warta Poznań wznowiła grę po straconym golu i po chwili Adam Zreľák przywrócił prowadzenie Zielonych. Ten cios praktycznie zamknął mecz. Obie drużyny walczyły, ale brakowało konkretnych akcji. Radomiak w końcówce domagał się jeszcze odgwizdania rzutu karnego. Arbiter nie zdecydował się jednak na podyktowanie jedenastki, odgwizdując koniec meczu.
Warunki trudne, ale liczą się punkty
W tak specyficznych warunkach to Warta Poznań zachowała większą czujność. Wydaje się, że Radomiak mógł poczuć wiatr w żagle i po strzeleniu gola na 2:2 szukać wygranej. Ten decydujący cios zadała jednak ekipa z Wielkopolski. Oczywiście, gęsta mgła zrobiła swoje. Zawodnicy mieli ograniczoną widoczność, w wielu sytuacjach reżyserem był chaos. Czy tak zdobyte trzy punkty mają inną wartość? Nie. Warta przez cały mecz oddała trzy strzały celne i strzeliła trzy gole. Żadna inna drużyna nie punktuje tak skutecznie na wyjazdach jak podopieczni Dawida Szulczka. Pojedynek z Radomiakiem był kuriozalny, padały w nim przedziwne gole, ale oddajmy Zielonym, że po cichu robią swoje i właśnie wygrali swój 6 mecz w tym sezonie Ekstraklasy.