2-5 w dwumeczu z PSG, wypad za burtę Ligi Mistrzów już w 1/8, najgorszy sezon od lat i szukać pozytywów? Wiem, że to dziwnie brzmi, ale FC Barcelona w ostatnich tygodniach daje preteksty, aby wierzyć, że klub nie stacza się po równi pochyłej. Jest sporo sygnałów, które wskazują, że projekt Ronalda Koemana jeszcze nie powinien zostać skreślony. Najpierw wygrana z Sevillą w lidze, potem odrobienie strat z tym samym przeciwnikiem w półfinale Pucharu Króla i wczoraj dobry mecz na Parc de Princes, w którym zabrakło skuteczności. Może z Barcą nie jest jednak aż tak źle?
Zmiana ustawienia
Kluczem do tych – o ile to tak można nazwać – „sukcesików” była zmiana ustawienia. Ronald Koeman przez większość sezonu uparcie trzymał się 1-4-2-3-1 lecz na ligowy mecz z Sevillą ustawił swoich podopiecznych w systemie 1-3-5-2. Duma Katalonii od tego momentu przeprowadza akcje szybciej, płynniej i nie ma kłopotów ze zdominowaniem rywala.
To ustawienie również lepiej pasuje pod indywidualne umiejętności poszczególnych zawodników. Wahadłowi Jordi Alba i Sergino Dest mają sporo do zaoferowania z przodu, Busquets jest pewniejszy mając za plecami trzech obrońców i często gra po prostu wyżej niż miało to miejsce wcześniej, a Frenkie De Jong ma jeszcze większą swobodę na ofensywne wejścia w pole karne z drugiej linii. Ustawienie po jednym zawodniku na skrzydle pomogło Blaugranie stworzyć przewagę w środku pola, gdzie leży jej główny atut i pozwoliło na lepsze wykorzystanie skrzydeł. Wcześniej Barca sama sobie często zawężała pole gry nie wykorzystując całej szerokości boiska. Teraz dzięki naturalnemu zagęszczeniu środkowej strefy mam wrażenie, że wahadłowi intuicyjnie lepiej się ustawiają.
Teraz możemy tylko gdybać: co by było gdyby Koeman wpadł na pomysł z trójką obrońców przed pierwszym meczem z PSG. Niemniej jednak, przejście na to ustawienie było spowodowane właśnie porażką z ekipą Mauricio Pochettino. Holender wtedy zrozumiał, że musi coś zmienić, że ta drużyna w obecnym kształcie nie jest gotowa na równorzędną walkę w najważniejszych meczach.
Barcelona ma najsłabszą kadrę od lat
Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, zdziwiłbym się, gdyby nowy prezydent klubu, Joan Laporta wyrzucił trenera Barcelony po odpadnięciu w 1/8 Ligi Mistrzów. Na Camp Nou wiedzą, że jest to sezon przejściowy, drużyna przechodzi przebudowę, a – jak już wspomniałem w powyższym akapicie – Koeman daje argumenty za tym, aby sądzić, że na aktualnym stanowisku nie znalazł się przypadkiem, a ponadto ciągle jest w grze o dublet na krajowym podwórku. W zasadzie od początku sezonu Holender musi mierzyć się z mniejszymi lub większymi problemami – liczne kontuzje, trupy wypadające z szafy po odejściu Bartomeu i generalnie najsłabsza kadra od lat.
We wczorajszym spotkaniu z PSG zmiana-symbol obecnej sytuacji kadrowej Barcelony w defensywie odbyła się w 35 minucie. Koeman zdjął niepewnego i mającego żółtą kartkę Minguezę i zastąpił go Juniorem Firpo. Nominalny lewy obrońca wszedł na pół-prawego stopera. A przecież obok niego grał jeszcze Frenkie De Jong, zawodnik co prawda wszechstronny, który jednak od początku 2021 roku pokazuje, jak dużo może dać pod bramką przeciwnika, więc przymusowe wystawienie go na środku obrony ograniczało także potencjał ofensywny Dumy Katalonii. Koeman na wczorajszy mecz nie miał do dyspozycji żadnego szybkiego, zwrotnego nominalnego stopera. I jak tu zatrzymać Mbappe?
Druga sprawa to wykończenie. PSG zagrało bardzo słaby mecz, od początku byli wystraszeni i remontada wcale nie była nierealna. Kto wie, jak potoczyłaby się ta rywalizacja, gdyby Messi wykorzystał karnego lub Dembele zamieniłby na gola przynajmniej jedną z dwóch dogodnych sytuacji, które miał w pierwszej połowie spotkania. Latem działacze Dumy Katalonii lekką ręką oddali Luisa Suareza nie sprowadzając za niego żadnego zastępcy i dziś notorycznie odbija im się to czkawką. W wielu meczach brakuje im napastnika o takiej charakterystyce. Typowego killera, który potrzebuje pół sytuacji do zdobycia bramki. Barcelonie do remontady potrzebne było szybkie otwarcie worka z bramkami, aby Paryżanom zrobiło się cieplej. Z bramkostrzelną „9-tką” to zadanie byłoby o wiele łatwiejsze.
Nowe rozdanie
Wczorajsza porażka zostanie przypisana jeszcze do ery Josepa Marii Bartomeu. Wydaje mi się, że to będzie taki punkt graniczny rozdzielający kadencję byłego prezydenta Blaugrany, a Joana Laporty. Od teraz zaczyna się nowe rozdanie. Oczywiście, nagle wszystkie problemy nie znikną. Wypolerowanie zakurzonego pomnika będzie zadaniem ciężkim i czasochłonnym. Klubowa kasa świeci pustkami, co najdobitniej podkreśla fakt, że w zimie Blaugrana nie skusiła się nawet wydać 5 milionów euro na Erica Garcię z Manchesteru City. Z różnych źródeł dochodzą jednak głosy, że Laporta będzie chciał postawić wszystko na jedną kartę: zainwestować we wzmocnienia, co sprawi, że pieniądze włożone w budowę drużyny zwrócą się dzięki osiągniętym sukcesom.
Fani Barcelony mogą być podbudowani ostatnimi tygodniami. Na awans z PSG liczyli tylko szaleńcy, więc patrząc na chłodno – ich zespół na boisku wreszcie prezentuje się okazale, szerszą ławą wprowadzana jest młodzież z dużym potencjałem, co dobrze rokuje na przyszłość, a na szczycie władzy jest osoba ze świeżym spojrzeniem i nowymi pomysłami. Oczywiście, Laporta nie jest gwarancją sukcesu, ale jest nadzieją na lepsze jutro. A w ostatnim czasie, kiedy z miesiąca na miesiąc Barcelona staczała się coraz niżej to już jest coś.