Eksperci od rzutów rożnych. Wnioski po meczu Porto – Famalicão

W 1/8 finału Pucharu Portugalii FC Porto trafiło na FC Famalicão, ale dysproporcja między ekipami była zaskakująco niewielka. Ostatecznie jednak to faworyt wygrał 4:1 i wywalczył przepustkę do kolejnego etapu rozgrywek. Nie było to jednak łatwe, a o problemach, które zespół gości sprawił Dragões, piszemy w naszych pomeczowych wnioskach. Zapraszamy do lektury!

1. Porto wynagrodzone za wysoki pressing

Mecze w krajowych pucharach często mają wyraźnego faworyta. Taka teoretycznie lepsza drużyna jest wielokrotnie uznawana za murowanego kandydata do awansu bez większych problemów. Jak zawsze zdarzają się jednak niespodzianki, wynikające chociażby z braku szacunku dla rywali bądź niepoważnego podejścia do spotkania. Porto starało się jednak zrobić wszystko, by nie popełnić takich błędów i od samego początku grało z pełnym zaangażowaniem. Nie było więc oszczędzania sił czy boiskowego pragmatyzmu, które wypierał między innymi niezmordowany wysoki pressing. Nie trzeba było długo czekać na efekty takiej postawy i namacalne dowody potwierdzające jej opłacalność. Najważniejszy miał miejsce już w 6. minucie meczu, kiedy to 19-letni William Gomes otworzył wynik meczu i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Nie była do tego potrzebna żadna koronkowa akcja, lecz właśnie presja i przejęcie piłki tuż przed polem karnym Famalicão. Warto było więc włożyć nieco wysiłku w nacisk, skoro już w pierwszym kwadransie przyniosło to korzyść bramkową.

REKLAMA

2. Famalicão z pomysłem i wiarą

Porto nie trafiło jednak na rywala, u którego po tak szybkim ciosie wszystko miałoby się posypać. Famalicão nie straciło wiary i dalej realizowało swój plan na mecz. Był on bardzo ciekawy i mógł sprawić liderowi Liga Portugal spore kłopoty. Wizja trenera Hugo Oliveiry zakładała przede wszystkim dość wysoką obronę, sporo gry na jeden kontakt i jeszcze więcej ruchu bez piłki w ofensywie. Dzięki temu piłkarze z północy Portugalii bardzo często wymieniali się pozycjami i gubili krycie. Wprowadzali w ten sposób chaos w zazwyczaj świetnie funkcjonującą defensywę Porto.

Właśnie to przyczyniło się do wyrównania rezultatu, co przyjezdnym udało się już w 13. minucie. Wykonywany przez Gila Diasa rzut rożny dotarł do Justina De Haasa, który wcześniej zbiegł w kierunku bliższego słupka, skutecznie pozbywając się pieczy obrońców. Oddał pierwszy celny strzał swojej ekipy i od razu zakończył się on trafieniem. Szybko po wymarzonym początku starcia dla Porto zaczęło robić się już dużo trudniej i okazało się, że ta rywalizacja stanowczo nie będzie spacerkiem.

3. Eksperci od rzutów rożnych

Generalnie mecz był zaskakująco wyrównany, a był nawet jeden aspekt, w którym to Famalicão było absolutnym liderem. Chodzi o rzuty rożne, które i w ofensywie, i w defensywie goście mieli opanowany do perfekcji. Gdy sami kopali piłkę z narożnika, mieli na to różnorodne i ciekawe pomysły. Raz strzelili w ten sposób gola, a kiedy indziej także było bardzo groźnie, gdy z kolei zdecydowali się na zagranie na dalszy słupek, zgranie głową i strzał z woleja z około 15 metrów. Z drugiej strony, gdy do kornerów dochodziło po przeciwnej stronie pola gry, Famalicenses dobrze bronili. Dochodzili do dośrodkowań lub antycypowali nietypowe warianty rozegrania i nie dawali FC Porto choć cienia nadziei na trafienia ze stałych fragmentów. Ich obrona strefowa za każdym razem dawała sobie radę, czego zdecydowanie nie można powiedzieć o indywidualnym kryciu w wykonaniu Dragões.

4. Samą odwagą meczu się nie wygra

Famalicão grało naprawdę dobre zawody, dało z siebie wszystko, ale jednak nie zdołało pokonać Porto. Piątej sile ligi portugalskiej nie udało się nawet utrzymać remisu, a zaważyły o tym błędy i nieodpowiedzialne straty. Tak jak pierwszy, tak i drugi stracony gol miały miejsce po prezentach dla rywali. Za każdym razem ich autorem był Mathias De Amorim. W obu sytuacjach piłki, które oddał przeciwnikom, chwilę później wpadały już do bramki. Ostatecznie dobra postawa gości pozostaje więc tylko subiektywnym wrażeniem niemającym wpływu na wynik meczu. Famalicão na Stadionie Smoka zaprezentowało się naprawdę dobrze, ale do takich niespodzianek jak eliminowanie FC Porto z Pucharu Portugalii jeszcze trochę brakuje. Wiadomo przynajmniej, co trzeba poprawić. Poza dobrą grą kolektywną trzeba jeszcze skupić się na rzetelności każdego z graczy z osobna. Gdy ci przestaną popełniać szkolne błędy niweczące cały wcześniejszy wysiłek drużyny, to Famalicão będzie już naprawdę niesamowicie niebezpieczne nawet dla krajowej czołówki.

5. Im później, tym mniej sił

Rozegranie pełnych 90 minut przeciwko FC Porto bez żadnych momentów słabości graniczy z cudem. Boleśnie przekonała się o tym drużyna Famalicão, która także przeplatała okresy dobrej gry chwilowymi kryzysami. Najczęściej objawiały się one głupimi pomyłkami i rosnącą niedokładnością. W drugiej połowie doszło do tego jeszcze zmęczenie i wynikające z niego czysto motoryczne problemy w nadążeniu za rywalami. Brak sił objawiał się jednak nie tylko w pojedynkach biegowych, lecz również w innych elementach gry. Właśnie z tego powodu FC Porto w ostatnich fragmentach meczu było w stanie przypieczętować triumf i dobić przeciwników dwiema kolejnymi bramkami.

W pewnym sensie to wręcz przykre, że Famalicão zakończyło dobry mecz w swoim wykonaniu tak wysoką porażką. To jednak po prostu bolesna nauczka i cenna lekcja futbolu. Pokazuje ona, że niespodzianki pokroju wyeliminowania Porto nie są możliwe wyłącznie za sprawą kilku udanych akcji i odważnego nastawienia, jeśli oprócz niego w grze obecne są także chaos i choć odrobina braku skupienia.

6. Bednarek pewnym punktem Porto

Polski akcent w tym spotkaniu, czyli występ Jana Bednarka, nie był może kluczowy, ale warto poświęcić mu kilka słów komentarza. Reprezentant naszego kraju nie może mieć sobie wiele do zarzucenia. Zanotował kilka udanych interwencji defensywnych, natomiast w chwilach pressingu nie panikował i nie podejmował pochopnych decyzji. Dobrze i spokojnie przenosił też piłkę do środka pola, a nawet sam brał udział w atakach. Tam było już nieco gorzej, zwłaszcza w drugiej połowie, kiedy stoper zmarnował jedną wybitną sytuację. Mimo wszystko o Bednarku nie można powiedzieć wielu złych rzeczy, za to należy przyznać mu, że był dużo lepszy od swojego partnera z obrony, niepewnego i podejmującego zbędne ryzyko Dominika Prpicia.

Z kolei Jakub Kiwior wszedł na boisko dopiero w 83. minucie, a zatem ciężko jakkolwiek ocenić jego dyspozycję.

FC Porto 4:1 FC Famalicão (William Gomes 6′, Victor Froholdt 38′, Samu 79′, Pepê 89′ – Justin De Haas 13′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    142,994FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ