Real Madryt pokonał Barceloną 2:1 w pierwszym El Clasico pod wodzą Xabiego Alonso. Mecz na Santiago Bernabeu obfitował w sporne sytuacje, które zapewne będą tematem wielu dyskusji.
Zawodnicy Realu Madryt wydawali się być trochę nerwowi na początku spotkania mimo gry na własnym stadionie
Być może byli aż przemotywowani, bo ogromne chęci przekładały się momentami na brak poukładania na boisku. Widać to było np. po Eduardo Camavindze, który chciał być wszędzie, na czym cierpiała struktura środka pola Królewskich. W efekcie mimo posiadania wielu teoretycznych pomocników Barcelona nadal mogła dużo grać środkiem pola.
Anulowany rzut karny dla Realu Madryt w 4. minucie (co może wywołać kontrowersje), następnie anulowana przez milimetrowego spalonego bramka Kyliana Mbappe w 14. minucie. Real Madryt nie miał kontroli nad meczem, ale był bardzo efektywny w tworzeniu zagrożenia. Dobrze nakładali pressing, zmuszając Barcelonę do długich podań, które następnie bardzo często wygrywali. W ten sposób powstała akcja, po której padł anulowany gol Francuza. W kolejnej okazji Mbappe uniknął spalonego i wyszedł sam na sam z Wojciechem Szczęsnym, ostatecznie otwierając wynik spotkania. Warto przy tym pochwalić doskonałe podanie Jude’a Bellinghama.
Królewscy sami sprowokowali sytuację, po której stracili gola
Kilkukrotnie cofali piłkę do bramkarza, próbując wyciągać rywali wyżej, aby tworzyć więcej miejsca napastnikom. Było to jednak bardzo nerwowe, chociaż początkowo udawało się mijać pressing Barcelony. W końcu jednak błąd przy wyjściu spod pressingu popełnił Arda Guler, co skrzętnie wykorzystała Barcelona, doprowadzając do wyrównania po golu Fermina Lopeza. Na pierwszy plan wyszedł błąd Turka, ale wynikało to ogólnego pomysłu na grę.
Drugi gol dla Realu Madryt to wynik niepewnej obrony Dumy Katalonii. Vinicius Junior wygrał pojedynek z Julesem Kounde, który był mało zdecydowany w swojej interwencji, a w polu karnym zabrakło dobrego ustawienia obrońców i krycia rywali, wobec czego osamotniony Bellingham wpakował piłkę do pustej bramki z bardzo małej odległości. Gol do szatni ponownie przechylił szalę na korzyść Realu, który szukał jeszcze kolejnego trafienia przed przerwą.
Xabi Alonso miał wyraźny plan, ale też reagował podczas meczu
Początkowo to Bellingham był zawodnikiem grającym bliżej prawej strony boiska. Z czasem jednak Anglik przeszedł bliżej centralnej części pola, a do boku zszedł Camavinga. To uwolniło Jude’a i pozwoliło mu mieć większy udział w grze. Jednocześnie Camavinga lepiej od Anglika spisał się jako zawodnik wspierający zespół w fazie defensywnej.
Słabo prezentował się Lamine Yamal. Hiszpan był dobrze pilnowany przez Alvaro Carrerasa i nie mógł rozwinąć skrzydeł. Rzadko wchodził w dryblingi, a przy próbach podań często podejmował złe decyzje. Jego strzały też dalekie były od przynajmniej groźnych.
Wojciech Szczęsny utrzymał Barcę przy życiu broniąc rzut karny wykonywany przez Mbappe. Sędzia do decyzji o jedenastce potrzebował pomocy z VAR’u, ale decyzja wydaje się być prawidłowa.
Trudno jednoznacznie wskazać, pod czyją kontrolą była druga połowa. Obie strony miały swoje momenty, ale też inaczej podeszły do gry po przerwie. Barcelona znacznie dłużej utrzymywała się przy piłce, ale najczęściej odbijała się od muru stworzonego z defensywy Realu. Los Blancos szukali bezpośredniej gry, skupionej na szukaniu długich piłek za plecy obrońców gości. Tworzyli w ten sposób więcej zagrożenia niż drużyna Hansiego Flicka, ale równie często byli łapani na spalonych. Przy jednobramkowym prowadzeniu pozwalanie Barcelonie na tak długie operowanie piłką było jednak dość ryzykowne. Realowi jednak nie specjalnie zależało na walce o posiadanie piłki.
