Zatrudnienie Javiego Graci w Leeds United, było ewidentnym zejściem z wcześniej wytyczonej ścieżki. Zarówno za kadencji Marcelo Bielsy, jak i później Jessego Marscha Pawie były zespołem proaktywnym, nastawionym na ofensywę. Jednak w obliczu zagrożenia spadkiem, działacze zdecydowali się zatrudnić kogoś bardziej pragmatycznego. Kogoś, kto w pierwszej kolejności zadba o to, aby zabezpieczyć własną bramkę i wreszcie poukłada zespół w defensywie. Mimo, że nowy trener pracuje już w klubie dwa miesiące, to efektów tego za bardzo nie widać. Defensywa, która była ich głównym problemem nadal nim jest.
Dobry początek Javiego Graci
Gdy Javi Gracia przychodził na Elland Road Leeds było przedostatnie w tabeli i do bezpiecznej strefy traciło dwa punkty. Obecnie, dziewięć kolejek później są na szesnastym miejscu, z jednym punktem przewagi nad strefą spadkową. Teoretycznie więc aż tak źle nie jest. Hiszpan już w pierwszym meczu przerwał serię 10 spotkań bez zwycięstwa i – przede wszystkim – wyciągnął zespół ze strefy spadkowej. Jednak im dłużej jest on na stanowisku, tym gorzej to wygląda. Pawie przegrały ostatnie trzy mecze, tracąc w nich aż 14 goli. Z dzisiejszej perspektywy wygląda na to, że ten dobry początek był raczej „efektem nowej miotły” i łatwiejszego terminarza.
Za kadencji Javiego Graci w dziewięciu meczach drużyna odniosła aż trzy zwycięstwa, jednak dwa z nich były z rywalami będącymi w bardzo słabej formie i znajdującymi się za nimi w tabeli – Southampton (1:0) i Nottingham (2:1). Z kolei w trzecim – z Wolves (4:2) – mieli dość sporo szczęścia. Model goli oczekiwanych (xG) znacznie wyżej wycenił okazje rywali (2,76 – 1,65 xG na korzyść Wilków). Podobnie było w zremisowanym meczu z Brighton (2:2; 1,51 – 0,6 xG dla Mew). Co prawda, były trener m.in. Watfordu całkiem nieźle zaczął, jednak jego zespół w początkowych meczach miał dość dużo szczęścia, które z czasem zaczęło się od niego odwracać.
Leeds ma więcej szczęścia
Oczywiście deprecjonowanie zwycięstw z bezpośrednimi rywalami walczącymi o utrzymanie mija się z celem i za to trzeba docenić pracę Gracii. Hiszpan wygrał trzy z czterech spotkań z ostatnią dziewiątką tabeli. Dla porównania przed jego przyjściem w całym sezonie Leeds zwyciężyło tylko w dwóch z dziewięciu takich starć. Ponadto zespół pod wodzą Hiszpana zdobywa średnio więcej punktów na mecz (1,11 do 0,83) i strzela więcej goli (1,44 do 1,22 na spotkanie). Aczkolwiek to co miał poprawić nowy trener działa jeszcze gorzej. Za kadencji Graci Leeds traci średnio 2,56 bramki na spotkanie, podczas gdy przed objęciem przez niego sterów średnia ta wynosiła 1,7.
Niemniej jednak, dziewięć meczów w których hiszpański trener prowadził zespół ciężko porównać do 23 jego poprzedników. W tak krótkim okresie duży wpływ na wyniki może mieć terminarz, dostępność poszczególnych zawodników czy po prostu szczeście. A tak się składa, że tego ostatniego według wspomnianego modelu xG Pawiom brakowało od początku sezonu. Przed przyjściem Graci na Elland Road Leeds „powinno” zgromadzić aż 10 punktów więcej niż w rzeczywistości. Z kolei pod jego wodzą dwa mniej.
Oznacza to, że za kadencji obecnego trenera znacznie spadła średnia oczekiwanego punktu na mecz (z 1,25 do 0,86). Pod wodzą nowego szkoleniowca Leeds również kreuje mniej (średnie xG spadło z 1,33 do 1,09) oraz dopuszcza rywali do większej liczby sytuacji (średnie xGC wzrosło z 1,63 do 1,97). Oczywiście można mówić, że statystyki nie grają i liczy się to, co na boisku. Mimo wszystko, wspomniany model xG często okazuje się być bardziej miarodajny. Pozwala on wskazać, które drużyny mają więcej szczęścia, a które mniej, bo końcowy wynik często nie oddaje w pełni tego, co działo się na boisku. Mimo, że Javi Gracia wyciągnął zespół ze strefy spadkowej i punktuje lepiej niż jego poprzednicy, to ciężko obecnie o optymizm.
Problem z zabezpieczeniem przed kontrami
Zwłaszcza, że w ekipie Javiego Graci najbardziej kuleje to, co jest ich problemem od początku sezonu. Hiszpan jest trener znacznie bardziej pragmatycznym aniżeli jego poprzednicy Jesse Marsch oraz Marcelo Bielsa. Zarówno Amerykanin, jak i Argentyńczyk nie odchodzili od swojej filozofii nawet w starciach z najmocniejszymi rywalami. Chcieli narzucać własne warunki przez co często drużyna za bardzo odsłaniała się w defensywie i łatwo było ją skontrować. Przyjście Gracii miało to zmienić, jednak reakcja po stracie piłki i zabezpieczenie przed kontrami to dalej największe mankamenty Pawi.
Najlepszym tego przykładem były porażki z Crystal Palace (1:5) i Liverpoolem (1:6). Dopóki utrzymywał się remis bądź Leeds prowadziło gra wyglądała całkiem nieźle. W obu meczach Pawie nie dopuszczały rywali do wielu sytuacji i były dobrze zorganizowane w grze bez piłki. Czy to w wysokim pressingu (z Crystal Palace) czy w średnim bądź niskim (z Liverpoolem). Jednak w obu meczach po stracie pierwszej bramki Leeds kompletnie się posypało. Orły wyrównały tuż przed przerwą, a w pierwszych 10 minutach drugiej połowy zdobyły dwa gole. Z kolei The Reds pierwsze cztery bramki zdobyli w przeciągu 30 minut. Zresztą podobnie było w meczu z Arsenalem. Całkiem niezła gra do momentu straty pierwszego gola i całkowite posypanie się później.
Leeds działa bez planu
Kiedy Leeds zwalniało Jessego Marscha zespół był siedemnasty w tabeli, miał tyle samo punktów co osiemnasty Everton i jeden mecz zaległy do rozegrania. Teoretycznie były podstawy do tego, żeby pożegnać się z trenerem. Jednak było to ewidentne przyznanie się do tego, że wcześniej popełniono mnóstwo błędów. Amerykanina zwolniono kilka dni po zamknięciu okienka transferowego, w którym do klubu przyszli byli podopieczni amerykańskiego szkoleniowca. Dodając do tego fakt, że w lecie trener również dostał wolną rękę w kwestii transferów i także sprowadzał piłkarzy pod swoją filozofię, z którymi wcześniej już współpracował był to wyraźny sygnał, że były trener m.in. Lipska został obdarzony sporym zaufaniem.
Jednak – jak to bywa w futbolu – Jesse Marsch szybko został pożegnany. Projekt na lata nie przetrwał nawet jednego sezonu. Zatrudnienie Javiego Graci jest próbą ratowania pozostania na kolejny sezon w elicie i jednocześnie wyraźnym odejściem od wcześniejszej filozofii. Problem jednak w tym, że nowy trener musi pracować z tymi samymi zawodnikami, którzy sprowadzani byli pod wcześniejszą koncepcję. Javi Gracia podjął się niełatwej misji utrzymania Leeds w Premier League. Z jednej strony potencjał w ofensywie jest tam naprawdę spory, jednak w pierwszej kolejności trzeba poukładać zespół z tyłu. A to – jak pokazuje początek jego pracy – proste na pewno nie będzie.