Wykorzystać szansę. Jak Jakub Kiwior stał się (tymczasowo) podstawowym piłkarzem Arsenalu?

Wszystko zaczęło się od drugiej połowy meczu z Liverpoolem na początku lutego. Wszedł z ławki na boisko przy stanie 1:1, zespół wygrał 3:1, a on zaliczył asystę przy ostatniej bramce. Od tego czasu nie opuścił już ani minuty. W pięciu kolejnych meczach zachował trzy czyste konta, a ponadto zanotował dwie asysty i strzelił bramkę. Jakub Kiwior – mimo że nie gra na swojej pozycji – przeżywa właśnie najlepszy czas w karierze i może powiedzieć, że tymczasowo jest podstawowym piłkarzem zespołu walczącego o mistrzostwo Anglii.

REKLAMA

Jakub Kiwior potrzebował szczęścia…

Dobra dyspozycja reprezentanta Polski jest o tyle zaskakująca, że nie gra on na swojej nominalnej pozycji. Jeszcze niedawno wskazywano, że Kiwior nie potrafi dostosować się do wymagań na lewej obronie. Najpierw bardzo kiepsko wypadł w meczu Ligi Mistrzów z PSV, w którym nie radził sobie z Johanem Bakayoko. Później zawalił przy bramce w ligowym meczu z Fulham i został zmieniony w przerwie spotkania, a kilka dni później stał się twarzą odpadnięcia Kanonierów z Pucharu Anglii strzelając samobója w meczu z Liverpoolem. Wydawało się, że droga do podstawowego składu Arsenalu jest dla 24-latka długa i kręta. Na lewej obronie występował z przymusu, braku innych opcji, ponieważ cała reszta, która może tam grać jest kontuzjowana. W środku defensywy Gabriel Magalhaes z Williamem Salibą tworzą natomiast tak zgrany duet, że mają niepodważalne miejsce w pierwszej jedenastce.

Jakub Kiwior nie musiał jednak długo czekać, aby otrzymać kolejne szanse. Jurrien Timber ciągle rehabilituje się po zerwaniu więzadeł krzyżowych w kolanie. Takehiro Tomiyasu na początku stycznia wyjechał z reprezentacją Japonii na Puchar Azji i wrócił z problemami zdrowotnymi, a Oleksandr Zinchenko doznał urazu w trakcie spotkania z Liverpoolem 4 lutego. Mówi się, że w futbolu nieszczęście jednego jest sznasą dla drugiego i tak też było w tym przypadku. Mikel Arteta miał świadomość, że znowu będzie musiał wystawić Jakuba Kiwiora na lewej obronie.

… i pomocy trenera

Paradoksalnie występ z Liverpoolem w Pucharze Anglii, w którym Kiwior strzelił samobója po stałym fragmencie gry mógł być dla trenera pozytywnym sygnałem, ponieważ wyłączając ten feralny moment Polak spisywał się przyzwoicie na tle bardzo wymagającego przeciwnika. Granie na tej samej pozycji często nie oznacza tej samej roli i tych samych zadań. Przeciwko The Reds Mikel Arteta zmodyfikował ustawienie wrzucając do składu Jorginho obok Rice’a, więc lewy obrońca – w tym spotkaniu właśnie Jakub Kiwior – nie musiał w fazie rozegrania piłki schodzić do środka stając się dodatkowym pomocnikiem. A to był element, z którym 24-latek w poprzednich meczach sobie nie radził. Gdy reprezentant Polski pojawił się w drugiej połowie na placu gry już w ligowym starciu z Liverpoolem jego rola była podobna, ponieważ trener ponownie zagrał na dwóch pivotów.

Mikel Arteta miał świadomość, że Jakub Kiwior nie jest kopią Oleksandra Zinchenko i nie zaoferuje tej samej płynności w rozegraniu, jaką daje Ukrainiec, o czym świadczy wypowiedź trenera. – Koniec końców nie możesz wymagać od zawodników, aby wykonywali rzeczy, do których nie są przyzwyczajeni w naturalny sposób, dlatego musieliśmy dokonać kilku korekt, aby być pewnym, że piłkarze eksponują swoje mocne strony – mówił dla „The Athletic” na temat adaptacji Kiwiora do lewej obrony.

Arteta – jak na trenera przystało – mówił dość tajemniczo, nie wchodząc w szczegóły. Nie trudno jednak dostrzec, że Kiwior obecnie ma nieco inne zadania. Arteta niejako odwrócił system. Teraz to nie lewy obrońca, a prawy, czyli Ben White jest odpowiedzialny za schodzenie do środka podczas rozegrania. Anglik nie robi jednak tego tak regularnie, jak choćby Zinchenko, ponieważ przy grze na dwóch pivotów (Rice i Jorginho) lub częsszemu cofaniu się po piłkę Odegaarda, gdy to Rice jest jedynym defensywnym pomocnikiem dodatkowy zawodnik w środku pola często nie jest już potrzebny. Kiwior w fazie posiadania piłki jest więc klasycznym bocznym obrońcą, który niekiedy zamienia się w trzeciego stopera.

Liczby na wyrost

W takim układzie Jakub Kiwior stał się bardzo pewnym punktem Arsenalu. Z nim w składzie zespół wygrał 5 z 6 meczów, strzelił 23 gole, a stracił tylko dwa. Sam Polak miał udział przy czterech bramkach, ale to akurat liczby mocno na wyrost. Przy trafieniu kluczową rolę odegrał rykoszet, a przy asystach do Trossarda (z Liverpoolem) i Havertza (z Burnley, po wyrzucie z autu) to strzelec wykonał niemal całą robotę. Dopiero ostatnia asysta z Sheffield była wyłożeniem piłki, po którym Martinelli bez przyjęcia zdobył bramkę.

Liczby z przodu to miły dodatek, ale Kiwiora powinniśmy przede wszystkim rozliczać z zachowania w defensywie oraz rozegrania i w tych aspektach spisuje się bardzo dobrze. Polak znalazł wspólny język z Martinellim, dostrzega jego ruchy i potrafi zagrać mu piłkę w tempo na wolną przestrzeń inicjując szybki atak. W defensywie 24-latek jest ostatnio bezbłędny. Gra w najlepiej broniącym zespole w Premier League, który chce odbierać piłkę bardzo wysoko i wpasował się do tej wizji. Dobrze pracuje w kontrpressingu, dzięki czemu pomaga zespołowi odzyskiwać piłkę blisko bramki rywala. Teoretycznie przy stylu gry Arsenalu boczni obrońcy mogą być narażeni na sporo pojedynków z rozpędzonymi rywalami przy kontratakach i tutaj brak zwrotności Polaka mógłby być problemem, jednak zespół Artety większość potencjalnych kontr przeciwników dusi w zarodku. Dzięki temu kolejny potencjalny czuły punkt Kiwiora nie jest eksponowany.

Jakub Kiwior otrzymał szansę na lewej obronie, trener stworzył mu warunki, w których powinien się odnaleźć i zawodnik wykorzystał tą okazję. Teraz każdy z potencjalnych lewych obrońców po wyleczeniu kontuzji musi mieć świadomość, że nie dostanie miejsca w podstawowym składzie z automatu, a będzie musiał wygryźć Jakuba Kiwiora.

***

REKLAMA

Więcej o Premier League na Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,600FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ