Tsunoda reaguje na konkurencje, dobry weekend Leclerca – 5 wniosków po GP Belgii

To był trudny weekend dla Formuły 1 na torze w Spa w Belgii. Pogoda mocno wpływała na jego przebieg, opóźniając piątkowe i sobotnie sesje. W niedzielnym wyścigu deszcz jednak tylko postraszył ekipy i nie wpłynął na przebieg rywalizacji. Swoje ósme zwycięstwo z rzędu zgarnął Max Verstappen, a na drugim miejscu uplasował się Sergio Perez. To tylko pokazuje aktualną dominację Red Bulla.

REKLAMA

Red Bull nie ma w tej chwili żadnej konkurencji

12 wyścigów, 12 zwycięstw, 5 dubletów, 3/3 wygrane sprinty. Red Bull ma już delikatnie ponad dwa razy więcej punktów niż drugi w klasyfikacji konstruktorów Mercedes. Z całą pewnością możemy stwierdzić, że jakiekolwiek emocje w walce o mistrzostwo kierowców i konstruktorów zostały już zakończone. Max Verstappen jest najlepszym kierowcą w stawce, do tego ma najlepszy bolid. Holender nie popełnia błędów, a Red Bull nie ma problemów z awariami. Warto doceniać wkład Maxa w osiągane wyniki, zwłaszcza porównując je do tych osiąganych przez zespołowego kolegę, Sergio Pereza.

GP Belgii bardzo wyraźnie pokazało, jaka przepaść dzieli resztę stawki od Red Bulla. Verstappen ruszał do wyścigu z 6 pozycji, ale dotarcie na prowadzenie było tylko formalnością. Nawet Perez ze swoją nierówną formą nie miał większych problemów z uporaniem się z Charlesem Leclerkiem i utrzymywaniem prowadzenia. Nie ważne, czy jest to weekend ze sprintem z mniejszą liczbą treningów, czy pogoda i deszcz utrudniają planowanie i ściganie, Red Bull jest poza jakimkolwiek zasięgiem. Nie mówiąc już nawet o Verstappenie. Gdyby to była Formuła 2 lub 3, to powiedzielibyśmy, że Holender zjadł konkurencję, ściganie na tym poziomie nie jest dla niego żadnym wyzwaniem i zasługuje na awans wyżej. Kwestia w tym, że mowa o Formule 1 i jednych z najlepszych kierowcach na świecie. Wyżej się już nie da.

Yuki Tsunoda dobrze zareagował na konkurencje w zespole

Japończyk wreszcie pokazał kawał dobrego ścigania w swoim wykonaniu. Już w piątek wygrał kwalifikacje do wyścigu z nowym zespołowym kolegą. Sobota była mniej udana, ale trzeba wziąć pod uwagę bardzo trudne warunki. W niedziele natomiast pokazał drzemiący w nim potencjał. Miał dobre tempo, umiejętnie zarządzał oponami i przede wszystkim, nie popełnił żadnego głupiego błędu. Bił się o punkty, co dla AlphaTauri w tym sezonie nie jest rzeczą łatwą. Ostatecznie skończył z jednym oczkiem, trzecim w tym sezonie dla niego i całego zespołu. To dobrze pokazuje, w jakiej są obecnie sytuacji.

Dla Daniela Ricciardo był to gorszy weekend niż tydzień wcześniej na Węgrzech, a Tsunoda wykorzystał sytuację do podbudowania swojej pozycji w zespole. Japończyk nie ma łatwego zadania, bo po powrocie Australijczyka trudno jest wskazać na kierowcę numer jeden w AlphaTauri. Konkurencja powinna jednak dobrze mu zrobić. Zmusi go do cięższej pracy i większego skupienia za kierownicą bolidu. Pierwszą reakcję należy uznać za pozytywną.

Charles Leclerc lubi weekendy ze sprintami

Trzeci weekend ze sprintem w tym sezonie i trzecie podium Leclerca w wyścigu głównym. Monakijczyk dobrze odnajduje się w takim formacie weekendu. Z drugiej strony sporo to mówi o możliwościach Ferrari. Są w stanie walczyć o wysokie lokaty, ale tylko w weekendy, kiedy zespoły mają mniej czasu na zbieranie danych. Im więcej wniosków można wyciągnąć z treningów, tym większe problemy w trakcie wyścigu mają czerwone bolidy. Inne zespoły lepiej radzą sobie ze zbieraniem danych i przede wszystkim ich wykorzystywaniem przy dobieraniu strategii. W Ferrari korzystają chyba z zapisków z poprzednich lat i liczą, że nie będzie trzeba zbyt dużo zmieniać.

Nie zmienia to faktu, że Leclerc zasługuje na pochwały za weekend w Belgii. Sprint zakończył na 5. miejscu, dobrze też radził sobie w kwalifikacjach. W samym wyścigu też był konkurencyjny. Nie w porównaniu do Red Bulla, ale oni są poza zasięgiem. Leclerc był jednak w stanie bronić się przed atakami Lewisa Hamiltona, a przez większość wyścigu utrzymywać go w bezpiecznej odległości. Nie są to rzeczy oczywiste dla Ferrari w tym roku, więc tym bardziej należy to docenić. Do tego nie zepsuto niczego w strategii i pit stopach. To też warto zauważyć.

Kierowcy Alpine wreszcie się spisali

Ostatnie tygodnie nie były proste dla Alpine. Słabe wyniki na torze, które poskutkowały spadkiem na 6 miejsce w klasyfikacji konstruktorów i sporą już stratą do McLarena. Przed GP Belgii huknęła wiadomość o zmianach w kierownictwie zespołu po tym weekendzie. Z zespołem żegnają się Otmar Szafnauer, Alan Permane i Pat Fry. Kwestią decydującą miały być odmienne zdania co do możliwego tempa rozwoju i aktualnego miejsca w stawce.

Weekend w GP Belgii jednak wreszcie zakończył złą passę zespołu. Pierre Gasly ukończył sprint na fenomenalnym trzecim miejscu, dając sobie i całemu Alpine powody do radości. Główny wyścig Gasly ukończył na 11. pozycji, ale Esteban Ocon uplasował się na miejscu numer 8. Po dwóch rozczarowujących weekendach bez punktów Alpine wreszcie dopisało sobie drobną, ale zawsze, zdobycz punktową. Byłbym ostrożny ze zwiastowaniem lepszych czasów w Alpine, ale od czegoś muszą zacząć, chcąc włączyć się o wyższe pozycje w drugiej części sezonu.

Piastri – z nieba do piekła

Australijczyk świetnie rozpoczął weekend. W kwalifikacjach do głównego wyścigu uplasował się na 6. pozycji, która dawała szansę na walkę na starcie, a w sobotę spisał się jeszcze lepiej. Był o włos od wywalczenia pole position do sprintu. Ostatecznie ruszał z drugiego miejsca i mimo trudnych warunków udało mu się utrzymać je do samego końca. Piastri poznał smak podium w Formule 1, a radości nie powinien umniejszać fakt, że był to „tylko” sprint. Kierowca McLarena znowu pokazał, że ma ogromny potencjał. Potrzebuje tylko konkurencyjnego bolidu i jeszcze trochę czasu na zebranie doświadczenia.

REKLAMA

Niedzielny wyścig to jednak brutalne sprowadzenie na ziemię. Już w pierwszym zakręcie bolid Piastriego doznał uszkodzeń, które wykluczyły go z wyścigu. Australijczyk próbował zmieścić się od wewnętrznej, ale Carlos Sainz nie zostawił mu miejsca i wcisnął bolid McLarena między swój własny a bandę. Sędziowie uznali to za incydent wyścigowy, a kierowca Ferrari wytykał młodszemu koledze zbyt odważną jazdę. Należy na to patrzeć z przymrużeniem oka, bo i sam Sainz mógł zachować więcej ostrożności. Finalnie więc Piastri nie miał nawet szans na podjęcie wyzwania wyścigu. Patrząc jednak na tempo Lando Norrisa, można zauważyć, że McLareny nie były zbyt dobrze przygotowane na wyścig w Belgii bez poważnych opadów deszczu. Po ogromnej radości w sobotę przyszło równie duże rozczarowanie w niedziele.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,607FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ