Trzy porażki z rzędu. Gdzie się podziała forma Legii?

21 września Legia Warszawa odniosła ogromne zwycięstwo nie tylko w skali sezonu, ale nawet jak na swoją bogatą historię pokonując na Łazienkowskiej Aston Villę 3:2. Później ograli Górnik i pokonali rozpędzającą się po przerwie reprezentacyjnej Pogoń mimo gry w dziesiątkę przez całą drugą połowę. Legia zastąpiła miejsce Rakowa, który od początku sezonu był najbardziej wychwalanym klubem, ale szybko nastąpiła brutalna weryfikacja. 0:2 w Białymstoku, 0:1 w Alkmaar w 2. kolejce Ligi Konferencji i 1:2 z Rakowem przed własną publicznością. Gdzie się podziała forma Legii?

REKLAMA

Spodziewany gorszy okres

Nie chcemy operować słowem „kryzys”, bo w kontekście formy zespołów jest ono często nadużywane. Legia nie znalazła się w kryzysie. Przegrała dopiero trzy spotkania, więc co najwyżej możemy mówić o dołku formy lub gorszym okresie. Taki moment tej jesieni zakładali jednak zapewne działacze i spodziewał się go każdy kibic śledzący polską piłkę dość uważnie. Nie dlatego, że gra Legii to sygnalizowała, a dlatego, że przez taki okres przechodzi każdy ekstraklasowy zespół, który zakwalifikuje się do fazy grupowej europejskich pucharów. W polskiej piłce sukces oznacza, że za niedługo będzie trzeba zmierzyć się z zarządzaniem kryzysowym. Przechodzi to niemal każdy klub świeżo po awansie do wyższej ligi (a już zwłaszcza z 1. Ligi do Ekstraklasy), przechodzą to zespoły startujące w eliminacjach do europejskich pucharów (tak, to ten słynny „pocałunek śmierci” Michała Probierza), przechodzą najmocniejsze drużyny w kraju, gdy awansują do fazy grupowej któregoś z europejskich pucharów.

Legia nie oszukała przeznaczenia. Nieprzypadowo mówi się, że granie dwa razy w tygodniu to zupełnie inna dyscyplina sportu, ponieważ mikrocykl zamyka się tak naprawdę w dwóch słowach – „mecz” i „regeneracja”. Choć wcześniej Legia potrafiła wygrywać w spotkaniach następujących bezpośrednio po grze w Europie, tak uczciwie trzeba przyznać, że sprzyjał im terminarz:

  • Po rewanżu z Ordobasami u siebie wygrali 3:0 z Ruchem u siebie
  • Po domowym meczu z Austrią Wiedeń zremisowali 1:1 z Puszczą na wyjeździe
  • Po rewanżu z Austriakami ograli 1:0 Koronę przed własną publicznością
  • Po zwycięstwie w karnych z Midtjylland przy Łazienkowskiej wygrali z Widzewem 3:1 (też u siebie)
  • Po pokonaniu Aston Villi wygrali z Górnikiem 2:1 (oba mecze znów na własnym boisku)

Choć Ekstraklasa jest ligą bardzo wyrównaną i dlatego trzeba docenić, że Legia straciła tylko dwa punkty w w/w meczach, tak pierwszy trudniejszy test przyszedł dopiero w ten weekend, gdy po wyjeździe do Alkmaar musieli zagrać z Rakowem.

Porażki do zaakceptowania

Na Legię należy spojrzeć w szerszym kontekście. Nie tylko na wyniki, ale także styl gry. Ponieważ porażka porażce nierówna. Można być zespołem lepszym i przegrać pechowo, a można dać się zdominować i polec z kretestem.

Zaczęło się od porażki z Jagiellonią. Zespół Adriana Siemieńca w obecnym sezonie spisuje się bardzo dobrze. Zajmuje 3. miejsce w tabeli, a na własnym stadionie jest bezbłędny – wygrał wszystkie 5 meczów. Kosta Runjaic mając przed sobą rywalizację z AZ Alkmaar w czwartek oszczędził m.in. Josue i Slisza, a do Białegostoku nie pojechał Paweł Wszołek. To trzech z pięciu zawodników z pola, którzy rozegrali w tym sezonie najwięcej minut. Jagiellonia w całym spotkaniu oddała tylko 4 strzały, więc Legioniści mogą mówić o pechu.

W meczu z AZ Alkmaar stołeczna ekipa nie była faworytem, a mimo porażki zaprezentowała się całkiem solidnie. Starcie było bardzo wyrównane i zadecydowała jedna wykorzystana szansa przez rywali. Biorąc pod uwagę miejsce rozgrywania spotkania, klasę przeciwnika, różnicę w wartości obu drużyn – Legia miała prawo ten mecz przegrać. Kibiców bardziej może boleć strata trzech punktów z Rakowem na własnym stadionie, ponieważ w ostatnim czasie zespół Dawida Szwargi często dostaje po głowie za ofensywną niemoc. Mimo łączenia gry na dwóch frontach częstochowianie to aktualny mistrz Polski, przed meczem tracili do Legii tylko punkt i mieli tą zaletę, że w Lidze Europy w czwartek nie musieli daleko podróżować (tylko do Sosnowca). Wielu trudniejszych na papierze meczów w tym sezonie Ekstraklasy Legia mieć nie będzie. Zespół Runjaicia nie oddał tego spotkania, a stoczył wyrównany bój, w którym szczęście znów było po stronie przeciwników.

Legia jest klubem, w którym porażki na krajowym podwórku z reguły są nie do zaakceptowania, jednak w ostatnim okresie można znaleźć okoliczności łagodzące.

Legia zwolniła tempo w ofensywie

Fani statystyk mogą wyciągnąć nawet optymistyczne wnioski z tych trzech porażek. Przeciekająca od początku sezonu defensywa Legii w tych trzech meczach dopuściła rywali tylko do 17 strzałów łącznie, a zaledwie 6 z nich było celnych. 5 goli straconych przy tak niewielkiej liczbie uderzeń to naprawdę rzadkość. Niemniej jednak, wicemistrzowie Polski nie wystrzegali się błędów, z których ich znamy. Defensorzy Legii nadal tracą koncentrację we własnej szesnastce (gol Imaza, bramka AZ Alkmaar, można doliczyć także samobója Augustyniaka). W niedzielnym spotkaniu mieli problemy z grającym bezpośrednio Rakowem, a Jagiellonia skutecznie wykorzystywała mocne angażowanie do ofensywy wahadłowych oraz nierzadko skrajnych środkowych obrońców posyłając dalekie podania na szeroko ustawionych skrzydłowych.

źródło: Canal+ Sport w serwisie X

W porównaniu z obecnym sezonem największym problemem w ostatnich meczach jest jednak ofensywa. Legia dotychczas pakowała piłkę do siatki z imponującą regularnością, a w ostatnich 270 minutach zrobiła to tylko raz. Przeciwko Jagielloni, mimo że w drugiej połowie mieli ogromną przewagę terytorialną, pierwszy celny strzał oddali dopiero pod sam koniec meczu. Z AZ sytuacji było jak na lekarstwo i nie zmieniła tego nawet czerwona kartka dla gospodarzy, dzięki czemu blisko pół godziny Legia grała w przewadze. Z Rakowem strzałów było sporo, ale brakowało dogodnych sytuacji, a Legia w dużej mierze bazowała na stałych fragmentach gry. Czy wynika to z nagromadzenia meczów od początku sezonu czy też rzeczywiście coś się zacięło – przekonamy się niebawem. W każdym razie, jeśli Legia wpadła w dołek to nie jest on głęboki. Wystarczy jeden odpowiedni krok i znów znajdzie się na powierzchni.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,638FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ