Tragiczny Juventus i wspaniałe Napoli – podsumowanie włoskiej 4 kolejki Ligi Mistrzów!

Kibice włoskiego futbolu mogą czuć się aktualnie nieco rozdarci. Z jednej strony wszystkich nas zachwyca fenomenalne Napoli, które nie tyle trzyma, co wyznacza poziom włoskiej piłki na arenie międzynarodowej. Inter mimo kryzysu zapewnił nam ogromne emocje, rozgrywając świetny mecz w Barcelonie. Milan został skrzywdzony przez arbitra, który swoją kontrowersyjną decyzją zamknął emocje w spotkaniu. A Juventus… na wstęp do rozważań o Bianconerich brakuje nawet słów…

REKLAMA

Co się dzieje z Juventusem?

W tekście, który podsumowywał dziewiątą kolejkę Serie A wspominałem, że ewentualna strata punktów w rewanżu z outsiderem LM będzie dla Juventusu ogromną kompromitacją. Tymczasem Bianconeri przeszli samych siebie, nie tylko tracąc punkty, a w fatalnym stylu przegrywając ze znacznie słabszym rywalem. Najbardziej martwi jednak fakt, że to nie sam wynik może przyprawić o zawroty głowy. Znacznie gorsze są wypowiedzi szkoleniowca zespołu z Turynu.

Bo Allegri jest święcie przekonany, że to nie w nim leży problem. Włoch nie zamiaru ustępować ze stanowiska, przepraszając jedynie swoich fanów po kolejnych kompromitacjach. O ile walka o Scudetto dawno zostało już włożona między bajki, o tyle coraz bardziej realna zdaję się stawać rozpaczliwa pogoń za Ligą Mistrzów. Klub z ogromnym potencjałem zarówno medialnym jak i piłkarskim, wykonujący mnóstwo drogich ruchów podczas okienka transferowego, nie potrafi zgrać się i odnaleźć na murawie. Szkoleniowiec problemu nie widzi w sobie, a… tak w zasadzie to nie potrafi nawet powiedzieć w czym. Gdy Allegri pierwszy raz opuszczał Turyn, żegnany był jako Cesarz, który stworzył z tej drużyny potwora. Włoch sam niszczy, depcze, a następne pluje na pomnik, który udało mu się wybudować.

Milan znów wraca na tarczy

Niestety, w rewanżu nie mogliśmy zbyt długo liczyć na odbicie po ostatniej wstydliwej porażce. Czerwona kartka dla Tomoriego, oraz rzut karny, który według sędziego sprokurował angielski obrońca, bardzo szybko zabiły emocje w spotkaniu. Rossoneri próbowali, ale nie potrafili znaleźć drogę do bramki Mendy’ego. Potem Chelsea dała radę podwyższyć wynik, a końcowy gwizdek mógł zabrzmieć zarówno w 40, jak i 90 minucie. Sam miałem opisywać dla Państwa ten mecz, ale zbyt wielkie emocje wzięły górę. Ja wolałem spojrzeć na to chłodno i odnieść się do tego w szerszym kontekście w tym właśnie tekście.

I po czasie, patrząc na to „z boku”, potrafię zrozumieć interpretację arbitra. Jeśli już koniecznie uznał, że karny dla The Blues się należał (tu też miałbym pewnie wątpliwości…), to czerwona kartka została wyciągnięta prawidłowo. W teorii Tomori nie walczył o piłkę, a utrudniał obrońcy życie nie interesując się futbolówką. Zasada totalnie bezsensowna, jeśli chodzi o tą konkretną sytuację, ale arbiter postąpił słusznie biorąc pod uwagę teoretyczne wytyczne. Zabiło to spotkanie i pozostawiło spory niesmak, ale niestety z decyzji zapewne się wybroni. Zaznaczę jednak, że cały pojedynek gwizdany był po prostu fatalnie i liczę, że mimo wszystko Niemiec odpocznie sobie od dużych meczów na jakiś czas. O samej grze nie ma co zbytnio pisać. Jak wspomniałem, po golu na 2:0 nie działo się już kompletnie nic.

Inter zaskoczył!

Cóż za widowisko, o mój Boże. Nerazzurri zagrali z Barceloną jak z nut, a gdyby nie geniusz Roberta Lewandowskiego, to już dziś głośno moglibyśmy mówić o 2 włoskich drużynach w kolejnej fazie Champions League. Remis stawia jednak ekipę z Mediolanu w bardzo dogodnej sytuacji. Do wyjścia z grupy potrzebują oni „jedynie” 3 punktów w dwóch następnych meczach, a przecież czeka ich jeszcze starcie z Victorią Pilzno. Obie drużyny zagrały po prostu kapitalny mecz, szczególnie w kontekście emocji, które nam dostarczyły. Dla czarno-niebieskich błogosławieństwem okazał się… występ Pique. To jednak nie przez błędy hiszpańskiego defensora możemy być dumni z postawy wicemistrza Włoch.

Bo Inter wczorajszego wieczoru zasłużył na chociażby jeden punkt. Zagrali inteligentnie, wykorzystali błędy rywala, sami bardzo dobrze kontrolując wydarzenia na własne połowie. Oczywiście Roberta Lewandowskiego (chociaż może to zaboleć antyfanów Polaka) czasem zatrzymać się nie da. Mimo wszystko bardzo ciężko przyczepić się do jakiegokolwiek aspektu gry drużyny z Mediolanu. Po latach średnich wyników i niespełnionych oczekiwań, wreszcie Nerazzurri pojawią się w kolejnej fazie tych elitarnych rozgrywek. Oczywiście, na papierze scenariusze są jeszcze różne, ale czegoś takiego wypuścić z rąk chyba się już nie da…

Napoli, Napoli, ci kupon… uratuje

To co wyprawia w tym sezonie Napoli jest wręcz nieprawdopodobne. Azzuri z 12 punktami w LM, oraz 23 w Serie A liderują w obu tych rozgrywkach. Od początku sezonu nie przegrali żadnego pojedynku, jedynie dwa razy remisując w lidze. W meczu z Ajaxem Amsterdam drużyna z Holandii dwa razy „łapała kontakt”, by boleśnie przekonać się o tym, że drużyna z południa Włoch nie pozwoli im na nic więcej. Spokój, opanowanie oraz dojrzałość jaką emanuje klub z Neapolu może po prostu imponować.

Źródło: OptaJohan/twitter

Problemy zapewne zaczną się (jak zwykle…) w Grudniu. Ogromnym minusem aktualnej drużyny jest brak szerokiej ławki (mówię o naprawdę szerokiej, nie o 14 zawodnikach do gry). Przed nami Mundial, niedługo wszyscy zawodnicy stanowiący o trzonie drużyny zaczną odczuwać zmęczenie. Wraz z nim mogą pojawić się pierwsze potknięcia. Pytanie brzmi jedynie, jak zareaguje na to cała drużyna. Na razie jednak pozostaje nam bić brawa i cieszyć się. Dawniej jedynym jasnym punktem włoskiej piłki był Juventus. Teraz w jego rolę bez żadnych kompleksów weszło Napoli.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,596FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ