Sukces w sprzeczności z ideałami. Ange Postecoglou odszedł od swojej filozofii, aby zdobyć trofeum

Ange Postecoglou przed startem obecnego sezonu przypominał, że gdziekolwiek dotychczas nie pracował, w swoim drugim sezonie zawsze zdobywał trofeum i nie inaczej będzie w Tottenhamie. Słowa dotrzymał. Choć Koguty rozegrały najgorszy sezon w erze Premier League pod względem liczby zdobytych punktów oraz miejsca w tabeli, to klub przerwał niechlubną passę 17 lat bez trofeum wygrywając Ligę Europy. Sztuka wzbogacenia gabloty nie udała się najlepszemu trenerowi w nowożytnej historii Tottenhamu, Mauricio Pochettino. Nie udało się specjalistom od zdobywania pucharów, czyli Jose Mourinho oraz Antonio Conte. Dopiero Ange Postecoglou, dla którego to pierwsza praca w pięciu czołowych ligach Europy podniósł w górę trofeum. A zrobił to w stylu sprzecznym ze swoimi ideałami.

Filozofia Ange’a Postecoglou

Jeszcze kilka miesięcy temu postawienie tezy, że w Premier League nie ma (i być może nawet nie było) większego trenera-romantyka od Ange’a Postecoglou było na miejscu. Widać to było na boisku, gdy uparcie trzymał się swojej filozofii opartej na posiadaniu piłki, atakowaniu i wysokim pressingu. Nawet, gdy jego zespół musiał grać w dziewiątkę w pamiętnym meczu z Chelsea nie porzucił swoich ideałów i nakręcał zespół na pressing oraz ustawienie defensywy na wysokości linii środkowej boiska. Przywiązanie do modelu gry Ange Postecoglou prezentował światu także swoimi wypowiedziami w wywiadach pomeczowych czy też na konferencjach prasowych. Gra wysoko ustawioną linią obrony w dziewiątkę? Tacy jesteśmy i nie będziemy się zmieniać. Będziemy grać tak nawet w sześciu. Źle bronimy stałe fragmenty gry? Nie potrzebowałem tego, aby zdobywać trofea w innych klubach, więc tutaj też nie potrzebuję.

REKLAMA

System gry Ange’a Postecoglou znakomicie sprawdzał się na wejściu do ligi w poprzednim sezonie, ale im dłużej Australijczyk pracuje w Premier League, tym mniej skuteczna jest jego filozofia. Sposób gry Tottenhamu został już dawno rozczytany, a Postecoglou przez długi czas uparcie nie chciał się zmienić. Jak pewnego razu w magazynie Premier League w Viaplay powiedział Michał Gutka – Postecoglou stał się ulubionym trenerem wszystkich innych menedżerów. Wszyscy chwalili Spurs za styl gry i wszyscy chcieli z nimi grać, bo wiedzieli jak przygotować się do takiego starcia. Ange Postecoglou sprawiał wrażenie pozytywnego wariata, ale tacy nie zdobywają trofeów.

Ange Postecoglou zmienił podejście w fazie pucharowej Ligi Europy

Mimo że Ange Postecoglou zapewnial, że Tottenham się nie zmieni, to wreszcie doszedł do wniosku, że musi przemodelować kurs, bo widział, że jego zespół idzie na zderzenie z górą lodową. Pierwszą modyfikacją była zmiana roli bocznych obrońców w fazie posiadania piłki. Wcześniej często zajmowali oni pozycję „10-tek”, ustawiali się w półprzestrzeniach, co sprawiało problemy w momencie fazy przejścia z ataku do obrony. W drugiej części sezonu przestaliśmy już oglądać taki wariant, a zamiast tego boczni defensorzy grali klasycznie – ustawieni szeroko, podłączający się do akcji ofensywnej bocznymi korytarzami.

Ważniejszą zmianą, jakiej dokonał Postecoglou w sposobie gry Tottenhamu dotyczyła jednak nie ról na konkretnych pozycjach, a całościowego podejścia do meczów. Tottenham przestał grać tak zero-jedynkowy futbol. Nie zawsze atakuje już wysokim pressingiem i nie zawsze zostawia przestrzeń za plecami obrońców. Częściej oddaje piłkę przeciwnikowi, zrywając z nastawieniem, że jedynym słusznym sposobem gry jest utrzymywanie się przy niej. Ange Postecoglou dopuścił do siebie myśl, że gra pragmatyczna i defensywna nie jest wstydem.

W fazie pucharowej Ligi Europy wskaźniki posiadania piłki Tottenhamu były dla nich bardzo nietypowe:

  • Ćwierćfinał z Eintrachtem – 56% w pierwszym meczu i 39% w rewanżu.
  • Półfinał z Bodo/Glimt – 42% w pierwszym meczu i 32% w rewanżu.
  • Finał z Manchesterem United – 27%.

Rewanżowe starcie we Frankfurcie Koguty wygrały oddając rywalom inicjatywę i nastawiając się na szybkie ataki. W dwumeczu z Bodo/Glimt – zespołem mającym o wiele mniejszy potencjał kadrowy – szybko objęli prowadzenie i pozwolili rywalom utrzymywać się przy piłce, ale znacznie częściej na własnej połowie, daleko od bramki Tottenhamu.

Ange Postecoglou zmienił sposób gry zespołu nie tylko w rozgrywkach europejskich, ale także krajowych. W ostatnich tygodniach zanotowali 32% posiadania piłki z Aston Villą i 38% z Liverpoolem. Krócej piłkę przy nodze mieli także w starciach z West Hamem, Crystal Palace czy Fulham. W ostatnich dziewięciu kolejkach ich średnie posiadanie futbolówki wynosi 48,5%, co jest 12. wynikiem w lidze. Wcześniej, nie licząc tych dziewięciu spotkań, mieli trzeci najwyższy wskaźnik (57,6%). W Premier League taka strategia akurat nie przyniosła korzystnych rezultatów, a wręcz przeciwnie – Tottenham zaczął grać i punktować jeszcze gorzej (choć trzeba też wziąć pod uwagę, że od dłuższego czasu wszystkie siły przerzucili na arenę europejską).

Finałów się nie gra, finały się wygrywa

Jose Mourinho kiedyś powiedział, że finałów się nie gra, tylko się je wygrywa. Szukając trenerów, którzy nie zgodziliby się z tym powiedzeniem jeszcze niedawno bez zawahania wskazalibyśmy Ange’a Postecoglou. Styl zwycięstwa odniesiony w Bilbao był jednak idealnym potwierdzeniem słów Jose Mourinho. To był najprawdopodobniej najbardziej pragmatycznie rozegrany mecz przez Postecoglou w jego karierze trenerskiej, a już na pewno jako szkoleniowiec Tottenhamu. Gdyby ktoś kilka miesięcy temu odciął się od futbolu, nie oglądał żadnych meczów, nie śledził żadnych wiadomości i akurat włączyłby finał Ligi Europy to musiałby być przekonany, że Australijczyk został zwolniony, a w jego miejsce przyszedł „trener-resultadista”.

Ange Postecoglou w finale zrobił niemal wszystko na opak w porównaniu do własnych ideałów. Środek pola zestawił z trzech pomocników o naturze bardziej defensywnej niż ofensywnej, nastawionych na destrukcję. Oczywiście, na tą decyzję wpływ musiały mieć kontuzje dwóch zawodników grających na „10-tce” – Dejana Kulusevskiego i Jamesa Maddisona, natomiast klasyczny Postecoglou wrzuciłby do składu Sona/Odoberta/Tela/Moore’a kosztem jednego z pomocników. Ściągnięcie skrzydłowego i wprowadzenie środkowego obrońcy oraz przejście na system 5-4-1 pod bronienie wyniku to standardowy ruch dla trenerów, ale 59-latek tego nie robił.

Ange Postecoglou podejmował nietypowe dla siebie decyzje i również jego zespół grał w nietypowy sposób

Przez 90 minut w Bilbao oddali tylko 3 strzały (w rzeczywistości – przynajmniej moim zdaniem – nawet dwa, ponieważ to nie był gol Johnsona, a samobój Shawa). To był ich najniższy wynik w tym sezonie ex aequo z… ostatnim ligowym spotkaniem z Aston Villą. Po objęciu prowadzenia nie oddali już żadnego uderzenia. Mecz skończyli z 27%-owym posiadaniem piłki, a w drugiej połowie ten wskaźnik był na poziomie 20%. Po przerwie wykonali 85 podań, z czego tylko 43 były dokładne (51% celności podań). To są statystyki, które rzadko widujemy nawet w zespołach walczących o utrzymanie, gdy przyjeżdżają na boisko pretendenta do mistrzostwa. Tottenham bronił się całym zespołem w polu karnym i wybijał piłki na uwolnenie. Trzeba im oddać, że pomysł ten okazał się skuteczny, bo Manchester United nie miał wielu okazji na wyrównanie i Koguty umiejętnie dowiozły wynik do końca.

REKLAMA

Tottenhamie, co dalej?

Gdyby na podstawie dziejów Tottenhamu tworzyć scenariusz na film o przerwaniu 17-letniej posuchy bez trofeum, śmiało możnaby dopisać historię o tym, iż Ange Postecoglou zaprzedał duszę diabłu. Trener-romantyk dostał propozycję zdobycia upragnionego dla klubu trofeum, ale niezbędnym warunkiem w drodze po nie jest zmiana swojej filozofii, w którą jeszcze nigdy nie zwątpił. I Australijczyk ten pakt podpisał.

Gdy emocje po zasłużonym świętowaniu zdobycia Ligi Europy już opadną, trzeba będzie zadać sobie pytanie: co dalej? Skoro największy sukces Postecoglou osiągnął grając w sposób dokładnie przeciwny do swojej filozofii, to warto wracać do tego, co w tym sezonie nie działało? Styl zwycięstwa odniesionego w finale Ligi Europy w dłuższej perspektywie jest nierozwojowy, a ponadto w ostatnich miesiącach kompletnie nie sprawdzał się w Premier League. Tottenham zdobył trofeum grając w sposób adekwatny do zespołu prowadzonego przez trenera tymczasowego, który próbuje uratować sezon – jak Jose Luis Mendilibar triumfujący w Lidze Europy w 2023 roku – a nie drużyny od dwóch sezonów szlifującej konkretny sposób gry. Skorzystał na sprzyjającej drabince (poza ćwierćfinałem) i generalnym obniżeniu poziomu Ligi Europy przez brak „spadków” z Ligi Mistrzów pokonując – kolejno – 5. zespół Eredivisie (AZ Alkmaar), 3. zespół Bundesligi (Eintracht Frankfurt), aktualnego mistrza Norwegii (Bodo/Glimt) oraz 16. zespół Premier League (Manchester United).

Tym samym Tottenham wraca do Ligi Mistrzów, ale w tym momencie nie jest na nią gotowy.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    109,305FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ