Skromne zwycięstwo Motoru nad Lechią w cieniu kolejnego chaosu organizacyjnego

Początek ostatniego lipcowego weekendu nie poszedł po myśli fanów z Gdańska. Głównie za sprawą pechowo straconej bramki w końcówce. Swoje 5 groszy w kwestii pogorszenia nastrojów u fanów Biało-zielonych kolejny raz dorzuciły władze klubowe. Te nie dały rady przygotować się na ugoszczenie wszystkich fanów.

REKLAMA

Przeciąganie liny w pierwszej połowie

W pierwszej części gry widowisko zaserwowane przez piłkarzy obu zespołów było dość atrakcyjne. Zarówno jednak po stronie gospodarzy jak i gości brakowało konkretów. Już w pierwszych minutach gdańszczanie byli bliscy trafienia po rajdzie Diabate, który po swoim strzale domagał się rzutu karnego za zagranie piłki ręką. Sędziowie VAR jednak nie dopatrzyli się złamania przepisów. Mimo wejścia w mecz ze sporym impetem Lechii nie udało się umieścić piłki w bramce.

Dalszą część gry można było podzielić na fragmenty, w których optyczną przewagę miała Lechia, ale i Motor potrafił się odgryźć. Podopieczni Goncalo Feio potrafili przenieść ciężar gry pod bramkę rywali, ale nie mogli znaleźć sobie dogodnego miejsca do oddania strzału. W ostatecznym rozrachunku Lechiści zeszli do szatni, zostawiając po sobie lepsze wrażenie, głównie za sprawą uderzenia w poprzeczkę Fernandeza.

Organizacyjna klapa i race pod dachem

W pierwszej połowie na stadionie nie milkły echa decyzji zarządu Lechii, który mimo dość sporego zainteresowania meczem nie wiedzieć czemu zdecydował się zgłosić imprezę masową na 8000 kibiców. Efekt? Kolejki zdezorientowanych osób pod kasami i chaos przy bramkach wejściowych. Nie pomagał też brak komunikatów z biura prasowego klubu, który nie informował na bieżąco o dostępności biletów. Swój lek na ten niesmak znaleźli gdańscy ultrasi, którzy przygotowali oprawę, na którą składał się m.in. pokaz pirotechniczny. Sęk w tym, że część rakiet odpalonych na Trybunie Zielonej trafiła wprost w bursztynowy dach stadionu w Letnicy. W efekcie mecz przerwano na kilka chwil.

Dominacja Lechii w drugiej połowie

Po zmianie stron na murawie dominowali piłkarze w zielonych koszulkach. Gospodarze usilnie szturmowali bramkę Motoru, największe zagrożenie stwarzając po strzałach z dystansu. Próbowali zarówno Biegański jak i Fernandez, którzy w ostatniej kolejce popisywali się bramkami zza pola karnego. Lublinianie nie mieli zbyt wielu argumentów po swojej stronie. Trzeba jednak oddać, że postawili bardzo szczelne zasieki obronne, dzięki którym mecz omal nie zakończył się bezbramkowym remisem.

Zabójcza kontra w końcówce

Omal, ponieważ w doliczonym czasie gry sprawną kontrę wyprowadzili goście, którzy po płaskim uderzeniu Wolskiego wrócą na Lubelszyznę z kompletem punktów.

Lechia Gdańsk 0:1 Motor Lublin (Wolski 90+2′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,614FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ