Przed tygodniem kibice na Estadio Santiago Bernabéu przeżywali prawdziwe piłkarskie święto. Na Etihad Stadium już tak wielu bramek nie oglądaliśmy, ale mecz znów stał na wysokim poziomie. Takim, na jaki można liczyć włączając kanał, na którym transmitują spotkanie Manchesteru City z Realem Madryt. Długo prowadziła drużyna Carlo Ancelottiego, lecz napór The Citizens dał efekty. Cały dwumecz był wyrównany, więc o sprawie awansu decydowały rzuty karne. Zawodnicy wykonywali je fatalnie, ale dalej gra Real.
Real ustawił sobie grę
Remis z poprzedniego spotkania skłaniał obie drużyny do tego, że musiały wygrać ten mecz, aby awansować. Widać było to od samego początku, gdyż wszyscy grali czując ciężar wyniku. Jedna bramka mogła zmienić wiele, zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Na boisku panował względny spokój, jakby nikomu nie paliło się do strzelania bramek. Nie oglądaliśmy już tak szalonego początku spotkania, jak w poprzedni wtorek. Było to tylko uśpienie rywala. Prawą stroną zaatakował kombinacyjnie Manchester City, ale dogranie od Kevina De Bruyne zostało wyłapane przez Andriya Lunina.
Real Madryt stawiał na utrzymanie się przy piłce i po jednej wielopodaniowej akcji z dystansu uderzył Eduardo Camavinga. To okazało się zaledwie przedsmakiem, bo w kolejnej, tym razem błyskawicznej akcji, Królewscy strzelili gola. Rodrygo uderzał co prawda na dwie raty, lecz ostatecznie od 12. minuty gospodarze musieli odrabiać straty. Nie da się przymknąć oka na fatalne zachowanie defensywy Obywateli. Zamiast skupić się na powstrzymaniu ataku rywali, piłkarze byli zajęci sygnalizowaniem spalonego (dwukrotnie). Najwięcej można zarzucić Kyle’owi Walkerowi, który odpowiadał za krycie strzelca bramki.
Manchester City rósł z minuty na minutę
Bramka zmieniła dużo, bo to Real miał bardziej komfortowe warunki do grania. Gospodarze musieli zaatakować, żeby strzelić bramkę dającą im szansę na powrót do walki. Plan był dobry i podopieczni Pepa Guardioli od razu zabrali się do jego realizacji. Najbliżej pokonania Lunina byli po główce Erlinga Haalanda oraz strzale Jacka Grealisha. Przy pierwszej próbie ukraińskiemu bramkarzowi pomogła poprzeczka, a następnie wyręczył go Antonio Rüdiger.
Niemiec podtrzymał formę sprzed tygodnia, a pierwsza połowa była w jego wykonaniu wyśmienita. Prawdziwy szef madryckiej obrony, która nie pękła mimo masowego nacisku Manchesteru. Widać było także wyraźny szacunek dla piłkarzy Realu, bo City było uważne na możliwe kontrataki. Wiedzieli, że to jest podstawowa broń piłkarzy ze stolicy Hiszpanii. W końcowych minutach pierwszej połowy przyjezdni praktycznie nie wychodzili ze swojego pola karnego, ale i tak udało im się zachować czyste konto.
De Bruyne przebił się przez mur
City w drugiej połowie kontynuowało swoją grę, mimo, że efektów to nie przynosiło. Tak samo jak na Estadio Santiago Bernabéu, Real znakomicie zabezpieczał dostęp do własnej bramki. Wtedy zadziałały dopiero strzały z dystansu, teraz gospodarze nie byli skorzy do uderzania sprzed pola karnego. Grali sobie po obwodzie czekając na błędy defensywy Królewskich. Pętla się coraz bardziej zacieśniała, ale te nie następowały. Real parokrotnie spróbował skontrować, lecz bez skutku.
Za to skutek przyniosło granie na świeżo wpuszczonego Jérémy’ego Doku. Belg wniósł wiele ożywienia, a w 76. minucie zatańczył z obroną Realu i wbił piłkę w pole karne. Tam trochę przypadku, piłka spada pod nogi jego rodaka, Kevina De Bruyne, który bez namysłu zapakował piłkę pod poprzeczkę. Obrona Królewskich wreszcie pękła, a De Bruyne mógł zaraz podwyższyć prowadzenie. Świetny strzał zza pola karnego zdołał jednak obronić golkiper, a następnie katastrofalnie przestrzelił z 11. metra.
Real był w ogromnych tarapatach, bo gospodarze wyraźnie mieli formę zwyżkową. Coraz słabiej fizycznie wyglądał Jude Bellingham, kręcony niemiłosiernie przez Doku był Dani Carvajal. To Manchester City bez dwóch zdań był bliżej strzelenia tej zwycięskiej bramki, ale przed końcem meczu się to im nie udało. Mieliśmy więc dodatkowe 30 minut tego meczu.
Nikt nie skapitulował
Nie było chwili wytchnienia, bo Manchester sunął po kolejną bramkę. Brakowało im tylko ciut szczęścia, żeby przebić madrycki mur po raz drugi. Podczas bicia w niego głową, raz urwał się Vinicius Junior po podaniu od Luki Modricia. Tym razem na wysokości zadania stanął Walker i z wyraźną łatwością dogonił, a następnie skasował Brazylijczyka. Tuż przed przerwą w dogrywce tuż przed bramką znalazł się Rüdiger, który miał szansę na przechylenie szali zwycięstwa. Jego strzał lewą nogą minął jednak bramkę.
W drugiej części dodatkowego czasu znów za sterem stanęli Obywatele. Real miał problem z wyjściem z własnej połowy, nawet po odbiorze tracili zaraz piłkę. W końcówce znowu dostali wiatru w żagle i dwa razy wyszli z kontratakiem, ale do finalizacji akcji za każdym razem czegoś brakowało.
Tak się karnych nie wykonuje
Cały mecz walki, poświęcenia, ambicji, a o dalszej grze miały zadecydować serie jedenastek. To pokazuje, że obie drużyny były na podobnym, wysokim poziomie i los chciał, żebyśmy mogli oglądać to jak najdłużej. Szybko już swojego karnego nie wykorzystał Modrić, a później Silva zrobił to w jeszcze gorszy sposób. Nie przystoi tak strzelać dwóm doświadczonym zawodnikom. Lunin obronił także karnego, którego wykonywał Mateo Kovacić. Po czterech kolejkach prowadził Real, natomiast w piątej do karnego podszedł Ederson. Brazylijski bramkarz wykonał swoją jedenastkę lepiej od poprzedników, zaś Antonio Rüdiger zapewnił zwycięstwo decydującym rzutem karnym.