Proszę, zagrajmy z Francją choć trochę odważniej

Cel na Mistrzostwa Świata został zrealizowany. Reprezentacja Polski wyszła z grupy wykonując plan minimum w… minimalistycznym stylu. Miał być co najmniej remis z Meksykiem, wygrana z Arabią Saudyjską i uniknięcie wysokiej porażki z Argentyną. To się udało. Przed nami teraz rywal, który dysponuje chyba największą siłą ofensywną – Francja. Jaki więc sposób gry przyjąć na Francuzów?

REKLAMA

Nie powtórzyć Argentyny

O ile Czesław Michniewicz śmiało może bronić sposób gry swojego zespołu w meczach z Meksykiem i Arabią Saudyjską, gdzie wynik się zgadzał, tak mecz z Francją będzie najbardziej zbliżony do tego ostatniego, z Argentyną. A w nim zaprezentowaliśmy się okropnie. Nie biorąc pod uwagę siły rywala to był najgorszy mecz reprezentacji Polski, jaki pamiętam. A przecież Jerzy Brzęczek występami z czołowymi reprezentacjami europejskimi wysoko zawiesił poprzeczkę. Nastawiliśmy się – albo daliśmy się zepchnąć – do głębokiej defensywy, w której broniliśmy rozpaczliwie. Kontrataki? Nie było żadnych. Próba wymienieniu kilku podań po przechwycie piłki graniczyła z cudem. Jestem przekonany, że jeśli z Francją okopiemy się we własnym polu karnym w podobnym stylu, broniąc sześcioma zawodnikami w linii obrony, a momentami zostawiając tylko Roberta Lewandowskiego przed polem karnym to skończy się jeszcze gorzej niż z Argentyną.

Jeśli Czesław Michniewicz wpadłby nawet na najlepszy sposób zneutralizowania lewej strony z Kylianem Mbappe i Theo Hernandezem to broniąc przez 90 minut nie będziemy w stanie ich zatrzymać. To samo z Ousmanem Dembele po drugiej stronie (o ile skrzydłowy Barcelony nie będzie miał akurat dnia, w którym nic mu nie wychodzi). W polu karnym – w przeciwieństwie do rywali, z którymi dotychczas się mierzyliśmy – będą mieć świetnie grającego w powietrzu napastnika, Oliviera Giroud. Nasz sposób bronienia, w którym zostawiamy rywalom boczne sektory stawiając na bardzo wąskie ustawienie i ochronę pola karnego „zaprasza” przeciwnika do dośrodkowań. A przy ciągłym bombardowaniu naszej szesnastki nawet Kamil Glik, który w takich meczach wznosi się na heroiczny poziom w końcu skapituluje.

Wykorzystać słaby punkt Francuzów

Jak więc znaleźć sposób na Francuzów? – możecie zapytać. Przecież podejście wysokim pressingiem i zostawienie przestrzeni za plecami Kamila Glika Kylianowi Mbappe to dopiero byłoby samobójstwo. Rozwiązaniem mógłby być średni pressing z aktywną obroną – doskokiem w odpowiednich momentach i zamykaniem poszczególnych stref. Problem w tym, że po wypowiedziach Czesława Michniewicza przed meczem z Argentyną może wydawać się, że właśnie taki plan chcieliśmy przyjąć na Messiego i spółkę, ale oni szybko zepchnęli nas do głębokiej defensywy. Najlepszą bronią defensywną przeciwko reprezentacji Francji będzie więc moim zdaniem… posiadanie piłki.

Gdybym miał wskazać największy mankament Francji byłby to wysoki pressing. Zespół Didiera Deschampsa jest pasywny w odbiorze, a obronę często rozpoczyna dopiero gdzieś w okolicach koła środkowego. Głównym czynnikiem takiego nastawienia są napastnicy. Kylian Mbappe – jak na gwiazdę przystało – niespecjalnie garnie się do pracy w defensywie. Czas, w którym zespół nie ma futbolówki wykorzystuje raczej na skumulowanie sił do kolejnych pojedynków z obrońcami przeciwnika. Olivier Giroud ma już natomiast 36 lat i nie jest w stanie grać na intensywności, na której toczą się mecze na najwyższym poziomie. Pierwsza linia reprezentacji Francji nie jest stworzona do pressingu, więc Didier Deschamps tego nie praktykuje.

Oczywiście, reprezentacja Polski nie zabierze piłki na cały mecz, ale im dłużej się przy niej utrzymamy – tym Les Blues będą mieć mniej czasu na wykreowaniu sobie sytuacji. Ponadto posiadając piłkę dajemy sobie chwilę wytchnienia. Nabieramy siły i pewności. Czujemy się mocniejsi fizycznie i psychicznie. Po meczu z Argentyną jeden z reprezentantów Polski mówił, że trudno było im wyprowadzić kontrę, ponieważ kiedy już przechwytywali piłkę byli zmęczeni kilkuminutowym bieganiem. Takich sytuacji z Francją musimy uniknąć.

Przykład Australii

W trakcie tych Mistrzostw Świata każdy mecz, w którym słabszy zespół wychodzi z założeniem odważnej gry na faworyta i całkiem nieźle im to wychodzi rozpoczyna w Polsce dyskusję. Tak było tez we wczorajszym meczu Australii z Argentyną. Zespół Grahama Arnolda przegrał, ale w honorowym stylu. Pokazał też, że da się przeciwko Albicelestes fragmentami utrzymywać przy piłce. Od 22. do 28. minuty Australia zaliczyła 91 kontaktów z piłką i wymieniła 81 podań, natomiast Argentyna miała 17 kontaktów i zaledwie 10 podań. Tylko raz dotnkęli futbolówki na połowie rywali. Mimo, że to tylko kilka minut to pokazuje, że z faworytem można pograć w piłkę.

W tym czasie sposób bronienia Argentyńczyków był bardzo podobny do tego, jaki stosują Francuzi. Zespół Lionela Scaloniego ustawił 4-4-2 w średnim bloku i pozwolił rywalom rozgrywać. Kiedy już próbowali podejść wyżej nie potrafili zmusić Australijczyków do błędu, ponieważ pressing nie był dobrze zorganizowany. W swoich szeregach – podobnie, jak Francuzi – też mają jednego zawodnika, który swoją grę w defensywie ogranicza do człapania (wszyscy wiemy o kogo chodzi). Pytanie pozostaje jedno: czy nasza kadra ma wykonawców do gry z piłką przy nodze? W końcu od początku turnieju brzydzimy się posiadaniem piłki. W fazie grupowej tylko Kostaryka i Japonia spędzały przy niej średnio mniej czasu (nawiasem mówiąc, obie drużyny znalazły się w grupie z Niemcami i Hiszpanią, więc to raczej nie przypadek).

Znaleźć wykonawców

Po wygranej z Arabią Saudyjską Czesław Michniewicz jeszcze tego samego dnia poostanowił obejrzeć z perspektywy trybun mecz Argentyny z Meksykiem. Podopieczni Gerardo Martino skutecznie uprzykrzali grę lepszym piłkarsko Albicelestes. Zagrali w systemie 5-3-2, zagęścili centrum boiska i środkowi pomocnicy nie zostawiali miejsca rywalom. Momentalnie doskakiwali, czym trzymali rywali w bezpiecznej odległości od swojej bramki. Oglądając to spotkanie pomyślałem, że Meksyk wyłożył nam na tacy przepis, jak zatrzymać Argentyńczyków. Kiedy jednak zacząłem w głowie układać skład personalnie – doszło do mnie, że w naszym wypadku prawdopodobnie to nie wypali, ponieważ nasi pomocnicy nie będą w stanie biegać do tego stopnia za rywalami. Zieliński – nie ten typ piłkarza, Krychowiak – nie ta motoryka. Okazało się, że zespół, który pojechał na mundial z planem przeszkadzania rywalom nie ma pomocników, którzy mogliby skutecznie to robić przeciwko Argentyńczykom. Cóż za paradoks.

Podobny dylemat mam przed meczem z Francją. Posiadanie piłki w teorii brzmi, jak dobra broń, ale największa odpowiedzialność za rozegranie będzie ciążyć na obrońcach i schodzących po piłkę pomocnikach. Z Kamilem Glikiem i chowającym się Grzegorzem Krychowiakiem będzie o to trudno. Posadzenie na ławce Glika, na którym od tylu lat opiera się defensywa reprezentacji w tak ważnym meczu byłoby nierozsądne, a ponadto jego umiejętność gry we własnym polu karnym będzie nieoceniona, kiedy to Francuzi przejmą inicjatywę. Przy Krychowiaku być może dałoby się udowodnić, że lepiej zagrać bez niego niż z nim, aczkolwiek wszyscy dobrze wiemy, że to się nie wydarzy, ponieważ dla Czesława Michniewicza to wciąż jeden z liderów kadry.

REKLAMA

Nadzieja? Mniejsza presja

Nadziei na odważniejszą grę, która pozwoli nam uniknąć powtórki z meczu przeciwko Argentynie upatruje więc w mniejszej presji. Reprezentanci Polski byli nastawieni na konkretny cel – wyjście z grupy. Jeśli decydują o tym tylko trzy mecze to każdy błąd, każda strata piłki w newralgicznej strefie może zaprzepaścić nasze szanse. Presja była więc ogromna i paraliżowała piłkarzy. Graliśmy bardzo bezpiecznie, ograniczając ryzyko maksymalnie, jak to możliwe. Z Francją jednak nie będziemy w stanie wygrać grając w podobny sposób. Brak ryzyka będzie oznaczał poddanie meczu bez walki. Im więcej zaryzykujemy – tym możemy więcej stracić, ale jednocześnie czeka nas większa nagroda. A reprezentacja Polski nie ma już nic do stracenia. Cel na ten mundial zrealizowała i nikt więcej od niej nie oczekuje (tym bardziej, że trafiliśmy na Francuzów). Dlatego mam nadzieję, że zobaczymy inny, bardziej odważny zespół. Naiwność? Być może. Ale nadzieja umiera ostatnia.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,546FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ