Polska zagra w fazie pucharowej Mundialu! Dramatyczny mecz z Argentyną

Mogliśmy spodziewać się wielkich emocji w starciu z Argentyną, ale tak dramatycznej sytuacji nie przewidział prawdopodobnie nikt. Przed pierwszym gwizdkiem byliśmy liderami tabeli i mogliśmy wierzyć w awans do fazy pucharowej mistrzostw świata. Musieliśmy tylko i aż zatrzymać Albicelestes…

REKLAMA

Pierwsze minuty to spora nerwowość biało-czerwonych

Polacy skutecznie opóźniali atak pozycyjny Argentyny, a zarazem sami zbyt łatwo tracili piłkę przy próbie przejścia do ofensywy. To, co najgroźniejsze ze strony naszych rywali wynikało nie z ich kombinacyjnej gry, ale pomyłek Polaków. Jak na mecz o takiej stawce, obserwowaliśmy zaskakująco dużo prostych błędów technicznych, które zabijały ciekawie zapowiadające się akcje podopiecznych Michniewicza. Przejmując piłkę po ataku Argentyńczyków, zamiast szukać kontr, zazwyczaj traciliśmy ją na przestrzeni maksymalnie 5 sekund.

Im dłużej trwała pierwsza połowa, tym gorzej radziliśmy sobie z ofensywą rywala. Messi i spółka mimo optycznej przewagi nie potrafili jednak przełamać polskiego muru. Nie pomógł nawet arbiter, dyktujący kontrowersyjnego karnego, którego obronił Wojciech Szczęsny. Co ciekawe, stał się w ten sposób trzecim bramkarzem w historii, który obronił dwa karne (nie licząc serii jedenastek) w trakcie jednego Mundialu. Wcześniej dokonali tego Jan Tomaszewski oraz Brad Friedel. Zmarnowany karny wybił Argentyńczyków z uderzenia i do przerwy działo się już niewiele.

Kosztowna drzemka

Na starcie drugiej połowy nasz selekcjoner od razu pokusił się o dwie zmiany. Na murawie pojawili się Michał Skóraś oraz Jakub Kamiński, co mogło zwiastować bardziej ofensywną grę. Niestety, drugie 45 minut rozpoczęliśmy najgorszej jak mogliśmy, pozwalając Argentynie na strzelenie gola. Nahuel Molina bez problemu znalazł przed naszą bramką Alexisa Ma Allistera, który mając mnóstwo wolnego miejsca, zdołał pokonać Szczęsnego uderzeniem przy słupku. Polski bramkarz dwukrotnie na tym turnieju bronił karne, popisał się wieloma świetnymi interwencjami, ale w tak ważnym momencie jego koledzy z linii obrony po prostu zaspali.

W futbolu o sukcesie lub porażce decydują często detale, a tak przespany początek drugiej połowy okazał się niezwykle kosztowny. Tym bardziej że stracony gol nie odmienił postawy Polaków. Rozbita defensywa po 21 minutach przyjęła kolejny cios — w postaci trafienia Juliana Alvareza. W tamtym momencie przy życiu utrzymywał nas jedynie lepszy bilans kartek i lepsza pozycja w klasyfikacji fair-play niż grający równolegle Meksyk. Korzystna przewaga przed pierwszym gwizdkiem została zniwelowana do absolutnego minimum.

Obrona Częstochowy w Katarze

Czesław Michniewicz zdawał sobie sprawę, że musimy liczyć na brak kolejnych straconych goli i zarazem korzystny wynik w starciu Meksyku z Arabią Saudyjską. Selekcjoner Polski posłał na murawę Artura Jędrzejczyka, dając jasny sygnał obrony rezultatu. Niewiele by to jednak dało, gdyby w końcówce doskonałą sytuację wykorzystał Lautaro Martinez. Graliśmy źle i tego nie ma sensu udawać. Cała druga połowa w naszym wykonaniu była wręcz beznadziejna. Można odnieść wrażenie, że zamiast samemu walczyć o tego jednego, jakże ważnego gola modliliśmy się, by to Meksyk nie strzelił bramki. Ta padła, ale po uderzeniu piłkarza Arabii Saudyjskiej, co dało nam drugie miejsce w grupie.

Modły zostały spełnione. Więcej szczęścia niż rozumu? To już nie ma znaczenia. Koledzy z Arabii Saudyjskiej zasługują na słowa szacunku, bo dołożyli ogromną cegiełkę do tego sukcesu. W niedzielę zagramy z Francją i jednego możemy być pewni. Grając tak jak z Argentyną, możemy pakować się już do domu.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,599FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ