Michał Probierz będzie umywał ręce. To nie jego wina

Mianowanie na stanowisko selekcjonera Michała Probierza nie przeszło bez licznych kontrowersji. Był to samodzielny wybór Cezarego Kuleszy. Wiemy jaki jest Probierz, ale jednego nie można mu odmówić. Zna polski rynek i polskich piłkarzy. Dodatkowo jest w komfortowej sytuacji, ponieważ przyszedł w momencie, który dla każdego trenera jest piekielnie trudny i w razie niepowodzeń będzie mógł umywać ręce i szukać winnych w każdym, tylko nie w swoich działaniach. I dobrze, bo to nie jego wina.

REKLAMA

Młodzi debiutanci

Od samego początku widać było, że selekcjoner ma jakiś pomysł. Zrezygnował z Grzegorza Krychowiaka, który de facto sam się wypisał, kończąc karierę w reprezentacji. Nie powołał na październikowe zgrupowanie będącego pod formą Jana Bednarka, a Nicolę Zalewskiego zesłał do drużyny U-21. Wszystko na papierze się zgadzało i widać było pewne działania trenera oraz chęć naprawy relacji, a zwłaszcza wyników reprezentacji.

Do reprezentacji powołanie dostało sześciu debiutantów, z czego czterech zaliczyło już debiuty. O meczu z Wyspami Owczymi nie ma zbytnio co mówić. Szansę dostał Patryk Peda i Patryk Dziczek. Mecz został wygrany w miarę pewnie. Był to trudny teren i – jak podkreślił w szatni Kamil Grosicki – miało być to kolejne nowe otwarcie tej reprezentacji. Dodatkowo pomocną dłoń wyciągnęli do nas Albańczycy, którzy pokonali Czechów. Tak naprawdę wszystko znowu zależało od nas. Mieliśmy wszystko w swoich rękach. Musieliśmy wygrać dwa spotkania. Pierwsze półfinałowe – jak to określił Michał Probierz – z Mołdawią, a następne z Czechami. Jak już wiemy, na pierwszym sprawdzianie polegliśmy, praktycznie przekreślając swoje szanse na bezpośredni awans na przyszłoroczne Euro.

Mamy jeszcze baraże. Jednak czy naprawdę musimy teraz czekać na rywala, z którym zmierzymy się w marcu? Czy jest to nam aż tak potrzebne? Przecież z tej grupy nie da się nie wyjść. Tak sądziliśmy. Będziemy teraz myśleć czy uda nam się pokonać Estonię, Walię czy Ukrainę. Prawdę mówiąc, możemy być na papierze lepsi od każdej z tych drużyn, lecz gdy przyjdzie nam się zmierzyć na boisku z danym przeciwnikiem nie potrafimy sobie poradzić z presją. Skoro nie potrafimy ograć Mołdawii, to jak realnie chcemy myśleć o pokonaniu takiej Norwegii? Trzeba mierzyć siły na zamiary. Na ten moment jesteśmy po prostu słabą reprezentacją. Wiemy też, że z taką grą nie zasługujemy na awans. Wszystkie wymienione wyżej reprezentacje prezentują wyższy poziom.

Kompromitacja i stracona szansa

Z Mołdawią graliśmy o wszystko. O być albo nie być w tych eliminacjach. Skończyło jak się skończyło. W pierwszej połowie byliśmy drużyną bez ładu i składu. Mołdawianie wyglądali jak drużyna dwa razy lepsza, grająca w najlepszych klubach Europy. Przypominali ludzi pewnych siebie i wiedzących w jakim celu wyszli na boisku. W naszej grze nie zgadzało się nic. Jedyne co robiliśmy to podawaliśmy piłkę do tyłu i nie przeszkadzaliśmy rywalom w powiększaniu swojej przewagi.

Druga połowa to już był zalążek lepszej gry naszej reprezentacji. Ruszyliśmy na swoich rywali, lecz cytując klasyka: „piłka nie chciała wpadać do bramki”. Wpadła tylko raz i skończyło się na remisie. W dwumeczu z Mołdawią ugraliśmy raptem jeden punkt. W siedmiu meczach eliminacji strzeliliśmy 9 goli, a wygraliśmy dwa razy z Wyspami Owczymi i raz z Albanią. Teraz już nie patrzymy tylko na siebie. Musi wydarzyć się wiele czynników, żebyśmy awansowali bezpośrednio na mistrzostwa Europy, lecz prawdę mówiąc – nikt w nie już nie wierzy. Nie z taką grą poszczególnych drużyn, a przede wszystkim naszą. Nie zasługujemy na awans na te mistrzostwa.

Jesteśmy zlepkiem piłkarskich indywidualności, które po założeniu reprezentacyjnej koszulki wyglądają jak wytwór zlepków przypominających piłkarzy. Nie potrafimy złożyć kilku składnych akcji, a Mołdawianie wyglądali przy nas momentami jak mistrzowie świata. Tej reprezentacji nie da się już nawet wspierać. Wypala wszelkie pozytywne emocje u ludzi, którzy jej kibicują. Gdy nawet pojawia się światełko w tunelu, to natychmiast zostaje ono zgaszone. Zapał znika i dalej tkwimy w swojej bezsilności. Jednak należy sobie zadać pytanie kto za to wszystko poniesie odpowiedzialność. Piłkarze? Cezary Kulesza? Na pewno nie Michał Probierz.

Sięgnęliśmy dna

Przegraliśmy eliminacje, których wydawało się, że przegrać nie można. Trafiliśmy – przy całym szacunku do naszych rywali – do grupy śmiechu. Dodatkowo wiedzieliśmy, że z grupy wychodzą dwa zespoły, a my dalej nie potrafimy sobie z tym poradzić. Na możliwych do zdobycia 21 punktów zdobyliśmy 10. Tak się po prostu nie da. Przespaliśmy okres na zbudowanie nowych zawodników. Mówiliśmy, że mamy tak łatwą grupę, która pozwoli nam na ogrywanie debiutantów i budowę na długie lata. Skończyło się tylko na obietnicach i wielkich nadziejach, czyli… tak jak zawsze. A przecież nie przegramy tych eliminacji, prawda? No właśnie jednak nie.

Wizerunek Cezarego Kuleszy cały czas leci w dół. Nie uratują tego różnego typu „pocieszające” tweety czy budowanie nowych centrów treningowych. To nie o to chodzi. Przyzwyczailiśmy się w ostatnim czasie do imprez międzynarodowych, a teraz nie pojedziemy na Euro do Niemiec. Potem możemy się nie odkręcić w Lidze Narodów i spaść do niższej dywizji, a następnie nie pojechać na mundial w 2026, na który jedzie pół świata. Staczamy się coraz bardziej, wyznaczając sobie coraz to niższe cele. Całkiem niedawno wstydziliśmy się porażki z Kolumbią na mundialu w Rosji. Z biegiem czasu okazuje się, że powinniśmy się cieszyć z tego, że tam w ogóle się znaleźliśmy. Teraz drżymy o zwycięstwo z Wyspami Owczymi i nie potrafimy wygrać dwumeczu z Mołdawią. Po prostu wstyd.

„To nie moja wina”

Michał Probierz jest tak naprawdę na uprzywilejowanej pozycji. Może ciągle zwalać winę na Fernando Santosa czy Cezarego Kuleszę. To nie on zawalił całe eliminacje. Miał swój pomysł na te dwa mecze i go z dużą pewnością siebie realizował. Wiedział, na co się pisze, lecz to, co się dzieje, nie jest jego winą. Możemy mówić o poszczególnych personaliach takich jak Patryk Peda czy Arkadiusz Milik itp. Jednak nie można mówić, że Probierz nie próbował ułożyć tej reprezentacji w niespełna tydzień. Można odnieść wrażenie, że nikomu by się to nie udało. Tam brakuje osobowości, zapału i chęci do walki za orzełka na piersi. Potrzeba nam zrywu i ugaszenia pewnych pożarów. Pożegnania się z kilkoma osobami i wdrążaniem młodych gniewnych polskich piłkarzy.

REKLAMA

To nie chodzi o to, żeby Michała Probierza bronić w 100%. Jest on po prostu najmniej winnym tej całej sytuacji, tego co się wydarzyło w tych eliminacjach. Nie sądził, że Polscy piłkarze nie będą w stanie wygrać domowego meczu z Mołdawią. Oby tylko Cezary Kulesza nie wpadł na pomysł zwalniania selekcjonera w przypadku braku awansu na Euro. Przecież to by oznaczało zakopanie tej reprezentacji na dobre. Dajmy popracować Probierzowi, bo widać, że ma chęć do pracy i w tym wszystkim jest jakaś metoda. A eliminacje przegrał nam Fernando Santos i poniekąd Cezary Kulesza, który zaryzykował zaufaniem dla Portugalczyka. Nie zasługujemy na to, żeby jechać do Niemiec i mam nadzieję, że piłkarze zdają sobie z tego sprawę.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,604FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ