Losy walki o mistrzostwo Polski w tym sezonie są tak naprawdę już znane. Przed tym meczem, na 4 kolejki przed końcem sezonu Raków Częstochowa miał 11 punktów przewagi nad wiceliderem, Legią Warszawa. Teoretycznie więc Wojskowi jeszcze mieli szansę na dogonienie Medalików, lecz były one mniejsze niż marne. W 31. kolejce Raków mógł już zapewnić sobie pierwsze w historii mistrzostwo Polski. Wystarczyło tylko pokonać lub zremisować z walczącą o utrzymanie Koronę Kielce.
Nadmierna pewność siebie szkodzi – Korona była lepsza od Rakowa w pierwszej połowie
Korona weszła w mecz dosyć nieśmiało. Jako pierwsi napierali podopieczni Marka Papszuna. Mimo to nie stworzyli oni większego zagrożenia. Z czasem kielczanie jednak grali coraz lepiej. W 9. minucie w polu karnym znalazł się Dominick Zator. Kanadyjczyk o mało co nie strzelił gola dla Korony – piłka odbiła się od poprzeczki. Złocisto-Krwiści jeszcze dążyli do otwarcia wyniku, ale dobrze w defensywie radził sobie Raków. Częstochowianie zachowali spokój, i to oni zaczęli wywierać presję na przeciwniku. Więcej byli przy piłce, ale nie byli w stanie wykreować sobie dobrej okazji bramkowej. Jeśli ktoś spodziewał się ciekawej pierwszej połowy, to mocno się rozczarował – pierwszy strzał w tym meczu został oddany pół godziny po pierwszym gwizdku arbitra. Zator zagrał do Dalibora Takaca, a Słowak postanowił oddać strzał, lecz bramkę dobrze zasłonił Zoran Arsenić, wyręczając bramkarza.
Korona ponownie zaczęła wyglądać lepiej niż Raków. W 32. minucie gospodarze mieli doskonałą okazję na bramkę dającą prowadzenie. Z rzutu wolnego ładnie przymierzył Jakub Łukowski, lecz piłka najpierw odbiła się od słupka, a potem od Vladana Kovacevicia. Z zamiarem dobitki ruszył Nono, ale strzał był niecelny. Szczęście Medalików skończyło się chwilę później. Sędzia Tomasz Kwiatkowski dopatrzył się dotknięcia piłki ręką w polu karnym przez Władysława Koczerhina. System VAR potwierdził przewinienie Ukraińca i tym samym, Koronie został podyktowany rzut karny. Do jedenastki podszedł Łukowski. Oddał mocny strzał, który Kovacević prawie obronił – piłka przeszła mu tuż pod brzuchem. Walcząca o utrzymanie Korona mocno zaskoczyła fantastyczny w tym sezonie Raków.
Marek Papszun wyglądał na wściekłego i jeszcze w pierwszej połowie zdecydował się na 2 zmiany
Zespół Rakowa był podrażniony tym karnym i zaczął grać wysokim pressingiem. Częstochowianom do zapewnienia sobie tytułu wystarczyła tylko jedna bramka. Bramkarz Korony, Marcel Zapytowski jednak nie musiał robić na boisku nic, aż do doliczonego czasu pierwszej połowy. W polu karnym zrobiło się spore zamieszanie. Na bramkę uderzył Fabian Piasecki, lecz Zapytowski poradził sobie z tym strzałem. Dobijać próbował Bartosz Nowak, lecz piłka poleciała nad poprzeczką. Chwilę potem o tej akcji sędzia zakończył pierwszą połowę. Takiego obrotu spraw mało kto się spodziewał. Raków przez 45 minut nie był żadnym zagrożeniem dla Korony. Kielczanie zaś ruszyli do ataku, naciskali i to się opłaciło. Mimo to piłkarze Rakowa mogli być spokojni – jedna, lecz skuteczna akcja wystarczyła do zapewnienia sobie historycznego sukcesu.
Raków ruszył do ataku, ale czegoś zabrakło
Korona całkiem dobrze weszła w drugą połowę. Kolejny strzał w tym meczu oddał Zator, z okolic szesnastki, lecz piłka minęła słupek nie od tej strony, od której piłkarz Korony by sobie życzył. Chwilę potem kielczanie ponownie spróbowali szczęścia w ataku. Bramkarza Rakowa próbował przelobować Marius Briceag, lecz serbski golkiper zdążył się wrócić i złapał piłkę. Potem przyjezdni ruszyli do ataku. Zaczęło robić się nerwowo na boisku, obydwie drużyny zdecydowanie podostrzyły swoją grę. Gospodarze zaczęli mieć coraz większe problemy z przeciwnikiem.
W 63. bezpośrednio z rzutu wolnego strzelać próbował Nowak, lecz z tym uderzeniem łatwo poradził sobie bramkarz Korony. Częstochowianie ciągle dążyli do zdobycia wyrównującej bramki. W 67. minucie w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Fran Tudor. Lepszy w tym starciu okazał się Zapytowski, ale piłkę dobił Wiktor Długosz. Tę ulgę kibiców Korony trudno opisać – z linii bramkowej piłkę wybił obrońca Złocisto-Krwistych, tym samym rzutem na taśmę ratując prowadzenie swojej drużyny. Raków w końcu zaczął grać tak, jak się po nich spodziewano przed meczem. Stanowili poważne zagrożenie dla bramki przeciwnika, zmuszając rywali do obrony całym zespołem. Oblężenie bramki i ciągłe ataki ostatecznie na niewiele się zdały – zanim Raków wyprowadził jeden, a porządny cios, na Suzuki Arenie rozbrzmiał gwizdek końcowy.
Raków miał doskonałą szansę na zapewnienie sobie mistrzostwa już teraz. Wystarczyło tylko pokonać Koronę. Jak się okazało, beniaminek Ekstraklasy okazał się być dzisiaj zbyt mocny. Mimo iż historyczny triumf w Ekstraklasie jest blisko, to jeszcze częstochowianie nie mogą nazwać się mistrzami. Muszą odczekać jeszcze jeden tydzień, chyba że Legia nie poradzi sobie z Pogonią. Mimo wszystko trudno byłoby roztrwonić na finiszu taką przewagę i niewiele wskazuje na to, że Legia jeszcze wyszarpie mistrzostwo Rakowowi.
Korona Kielce – Raków Częstochowa 1:0 (36’ Łukowski)
Autor: Jan Pietrzak