Marek Papszun kuszony przez Legię. Co mają do zaoferowania?

Marek Papszun uzgodnił warunki umowy z Legią, a jedyną (acz kluczową) przeszkodą jest veto, które wciąż stawia Raków Częstochowa. Tego typu informację podał wczoraj Marek Wawrzynowski z portalu „sportowefakty.wp.pl” i chociaż nie zamierzam podważać wiarygodności plotki, zastanawia mnie, co takiego ma do zaoferowania Dariusz Mioduski.

REKLAMA

Pieniądze?

No tak, chociaż i tak Papszun ma solidną pensję w Rakowie. Podobno najwyższą spośród wszystkich szkoleniowców w lidze. Nie wykluczam, że Legia oferuje dziś kasę wbrew logice, znacznie przewyższającą zdrowy rozsądek. To ekipie z Warszawy zależy na Papszunie, więc to ona musi dostosować się do oczekiwań szkoleniowca. Myślę, że nie tyle kwota w kontrakcie, co jego długość mogą zrobić różnicę. Doskonale znamy polskie kluby, które potrafią jednocześnie opłacać 3-4 szkoleniowców jednocześnie. Wypada też zrozumieć chęć Papszuna do zarobku. Futbol to jego pasja, ale przede wszystkim źródło utrzymania. Tak, kasa to znaczący czynnik, nie ma co owijać w bawełnę.

Projekt sportowy?

Nie róbmy sobie żartów. Gdyby Legia była stabilna sportowo, to dziś nie szukałaby zbawiciela, a zostawiła obecnego szkoleniowca, by wrócił na właściwie tory. W tym momencie nie mówimy o jakimkolwiek innym celu, niż ratowaniu ligowego bytu. Papszun ma być kimś, kto odbuduje „potęgę” drużyny, bo z Rakowem odnosi sukcesy? Tylko na dobry wynik składa się wiele czynników i wysiłek wielu osób. W Warszawie od niepamiętnych czasów brakuje jasnego nakreślenia kompetencji konkretnych pracowników. Lata mijają i wciąż nie wiadomo kto odpowiada za transfery. Paradoksalnie, Papszun przechodząc do Legii trafi na plac budowy, w którym będą od niego oczekiwać wzniesienia wielkiego pałacu. Problem w tym, że nie wiadomo czy dostanie koparkę, dźwig czy zardzewiałą łopatę.

Prestiż?

Mimo wszystko, Legia to jeden z najpopularniejszych klubów w kraju, więc ten aspekt wypada uszanować. Wiadomo, Raków Częstochowa to klub aspirujący do bycia wielkim, szczerze wierzę, że pewnego dnia będzie mieć potężną renomę w naszym kraju, ale to nie ten typ „prestiżu” co Legia. Zresztą, wystarczy posłuchać rodzimych dziennikarzy, którzy w swoich programach poświęcają kilka razy więcej czasu ekipie z Warszawy, niż tej z Częstochowy, nawet, gdy ich ostatnie wyniki to różnica poziomów.

Stabilizacja?

Dobry żart. Wracając do porównania z placem budowy, w Częstochowie projekt jest długofalowy, nikt nie oczekuje wyniku na tu i teraz. Marek Papszun ma prawo popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski, w Warszawie 1-2 spotkania bez zwycięstwa i stanie się wrogiem publicznym numer jeden. Iluż to fachowców przewinęło się przez ten klub i jak piękne wizje przedstawiali? Dariusz Mioduski sam na siebie nakłada presję oczekiwań, nie interesuje go drugie miejsce w lidze. Nie ma miejsca na eksperymenty (chyba, że sam właściciel jest ich pomysłodawcą). W Legii spokój jest tylko wtedy, gdy wyniki są dobre. W innym wypadku pozycja trenera staje się niestabilna.

Chęć rozwoju?

Wątpię. W Rakowie misja nie jest jeszcze spełniona, bo przecież zespół wciąż walczy o mistrzostwo. Legia Warszawa broni się przed spadkiem, więc sportowo to spory krok w tył. Gdyby Papszun rzeczywiście wycisnął z Częstochowy „maksa” i uznał, że potrzebuje innych wyzwań – spoko. Na dzisiaj mimo wszystko jest dopiero w drodze do upragnionego celu. Misja z Rakowem nie została wypełniona.

Oczywiście, jestem w stanie zrozumieć, że Marek Papszun finalnie skusi się na ofertę z Warszawy

Obiektywnie jednak, Legia jest dziś klubem w totalnej rozsypce, w którym niewiele funkcjonuje tak jak powinno. Jeśli trener Rakowa dostałby ogromne kompetencje i mógł sam wyprowadzić klub na prostą – spoko. To dla niego ogromne wyzwanie, być może szansa, która już nigdy się nie powtórzy. Problem w tym, że na dziś jest on tylko „lubianym człowiekiem”, który swoim nazwiskiem ma przykryć niedostatki w klubie. To nie jest tak, że ściągasz Papszuna i nagle Legia dostaje +25 punktów, piłkarze zaczynają spełniać oczekiwania, a zimą do zespołu dołącza pięciu piłkarskich kozaków. Papszun jest trenerem, który radzi sobie w konkretnych okolicznościach, w warunkach, które niejako sam sobie stworzył.

W dzisiejszym wywiadzie dla sport.pl, Pan Marek pytany o przenosiny do Legii, stwierdził:

Nic mi na ten temat nie wiadomo. Na tę chwilę jestem trenerem Rakowa i szykuję się do poniedziałkowego meczu z Cracovią. Myślę też o kolejnych spotkaniach i, co więcej, planuję także okres przygotowawczy dla drużyny, również letni. Po prostu pracuję tak, jakbym miał być w Rakowie przez kolejne lata. A co przyniesie przyszłość? Zobaczymy. Na tym etapie nic nie jest wykluczone.

Marek Papszun, sport.pl

Mocno wyważona, neutralna wypowiedź. Myślę, że Papszun może być otwarty na ewentualne przenosiny, ale nie jest wariatem, by z kluby bijącego się o mistrzostwo, tak po prostu iść do potencjalnego spadkowicza, w którym trwają poszukiwania kozłów ofiarnych, bo nikt nie chce brać na siebie winy za niepowodzenia. Prestiż, pieniądze – to wszystko jest ważne i nie ma co udawać, że jest inaczej.

Marek Papszun powinien oczekiwać konkretnych warunków pracy w Legii

Szkoleniowiec nigdy nie był głównym winowajcą problemów w tym klubie i nie stanie się zbawicielem, który samodzielnie wyprowadzi drużynę na prostą. Niestety, nawet jeśli Legia wpisze w umowę z Papszunem jakieś rekompensaty za wcześniejsze rozwiązanie kontraktu, nawet jeśli prawnie szkoleniowiec zagwarantuje sobie konkretne przywileje, to i tak chwila niecierpliwości działaczy i ze zbawiciela stanie się pierwszym do odstrzału. Warunki pracy w Warszawie takie niestety są i póki nie zmieni się mentalność osób decyzyjnych w Legii, decyzję o podjęciu współpracy z tym klubem warto przemyśleć. Najlepiej dwa razy.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,647FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ