Kamil Glik od lat jest filarem defensywy reprezentacji Polski. Kolejni selekcjonerzy nie wyobrażają sobie linii obrony bez 34-latka, a jego obecność warunkuje naszą grę. Na sam początek od razu postawię odważną tezę – czas Kamila Glika w kadrze narodowej minął. Teraz jest już na to za późno, ale po mundialu zbudowanie defensywy bez stopera Benevento powinno być podstawowym celem Czesława Michniewicza (o ile nadal będzie selekcjonerem).
Konflikt interesów
Wsłuchując się w wypowiedzi Roberta Lewandowskiego, gdy spędza czas na zgrupowaniu kadry nie trudno dostrzec, że nasz kapitan – między wierszami lub bezpośrednio – sugeruje, że reprezentacja powinna grać bardziej odważnie i ofensywnie. Starać się narzucić rywalowi własne warunki, wysoko zakładać pressing, przejmować kontrolę nad meczem. To trochę idealistyczna wizja kadry i nic dziwnego, że wytwarza się tutaj konflikt interesów z Czesławem Michniewiczem. Selekcjoner jest typem trenera, który dobiera taktykę i system gry pod możliwości personalne, a nie na odwrót. A nasza kadra nie jest stworzona do dominowania nad rywalem. Zaniedbania w szkoleniu w ostatnich latach sprawiają, że nie mamy wielu utalentowanych technicznie i rozumiejących grę piłkarzy. Dziś było to widać najlepiej. Zieliński, Zalewski, Szymański, Lewandowski (który i tak nie grał dobrego meczu) i… to tyle.
Brak umiejętności technicznych nie oznacza natomiast, że nie możemy wyżej założyć pressingu i próbować odzyskać piłkę na połowie przeciwnika. We wczorajszym spotkaniu nawet rozpoczęliśmy próbując złapać rywali dość wysoko, ale szybko ten pomysł został porzucony. Trójka Lewandowski – Zieliński – Szymański podchodziła blisko pola karnego rywali, ale nie dostawała wsparcia i w efekcie Holendrzy nie mieli problemu, aby minąć nasz pressing. Linia obrony i pomocy nie skracała pola gry, przez co wyglądaliśmy na zespół niezorganizowany. Przede wszystkim Kamil Glik, zawodnik dyrygujący linią obrony nie jest przyzwyczajony do gry daleko od własnej bramki. Nie czuje się komfortowo, kiedy musi doskoczyć agresywnie do rywala w okolicach koła środkowego, kryć jeden na jednego, czy wchodzić w pojedynki biegowe z napastnikami. Im bliżej własnej bramki tym Glik bardziej zyskuje na jakości i pewności siebie.
Kamil Glik to obrońca w starym stylu
Kamil Glik to środkowy obrońca z czasów, które w futbolu już przemijają. Dziś wielu trenerów zwraca uwagę nawet na to, aby bramkarz potrafił operować piłką, nie mówiąc już o środkowych obrońcach. 34-latek ma poważne braki w tym elemencie. Najbardziej oczywistym przykładem z wczorajszego meczu był drugi gol Holendrów, kiedy po niecelnym podaniu Glika rywale przejęli piłkę i przeprowadzili szybką akcję zakończoną trafieniem do siatki, ale tego typu zagrania Kamilowi zdarzały się notorycznie. Szukając podań w przód regularnie wsadzał kolegów na minę. Przy rozgrywaniu od tyłu można odnieść wrażenie, że Glik unika gry, nie daje opcji podania. Kiedy Bednarek i Kiwior rozszerzają grę to Glik ustawia się trochę wyżej pełniąc niejako rolę „6-tki”, ale zupełnie nie pokazuje się wówczas do gry. Nie mam pojęcia, czy jest to celowy zabieg taktyczny Czesława Michniewicza, ale jeśli tak – nie mam również pojęcia, co on ma na celu (to samo mogliśmy zaobserwować już wcześniej).
Rozgrywanie piłki od tyłu i wychodzenie spod pressingu to kolejny element nowoczesnego futbolu, w którym nasza kadra nie istnieje. Holendrzy nawet nie atakowali nas agresywnie. Doskakiwali „na pół gwizdka”, spokojnie się przesuwając, a nasza kadra i tak rzadko potrafiła przenieść grę na połowę rywala. Z pięciu zawodników odpowiedzialnych za progresję piłki (siedmiu dorzucając wahadłowych) jedynie Kiwior jest zawodnikiem, po którym od czasu do czasu możemy spodziewać się podania przez dwie linie, a Zalewski jest w stanie zrobić przewagę prowadzeniem piłki (nawet niekoniecznie dryblingiem, a atakowaniem z futbolówką wolnej przestrzeni, czym ściąga na siebie uwagę obrońców i powoduje, że otwierają się linie podania). W przerwie Michniewicz cofnął głębiej Zielińskiego, ale wówczas brakowało go z przodu, za napastnikami.
Napastnicy na europejskim poziomie kontra obrońca z Serie B
Jeśli dziwicie się, dlaczego w tekście o Kamilu Gliku poruszam ogólne problemy reprezentacji Polski to już tłumaczę. Obecna sytuacja naszej kadry i jej możliwości sugerują, że to nie jest jeszcze moment na odstawienie od składu 34-latka. Taki ruch wiązałby się z dużymi zmianami i prawdopodobnie nowym sposobem gry całego zespołu, a obecnie w naszej kadrze nie mamy zastępców, którzy zagwarantują nam jakość. Wszyscy pamiętamy, jak wyglądał debiut Paulo Sousy z Węgrami, kiedy posadził Glika na ławce. Takie zmiany wymagają czasu, a do mundialu zostały nam tylko trzy spotkania.
Kiedy Dawid Szulczek przychodził do Warty Poznań przeprowadził wśród piłkarzy ankietę, w której jedno pytanie brzmiało: którego zawodnika najbardziej chciałbyś mieć na boisku przy jednobramkowym prowadzeniu w 80 minucie? Gdyby Czesław Michniewicz zadał takie pytanie to pewnie większość wskazałaby na Kamila Glika. To piłkarz, który zawsze potrafił nadrabiać swoje braki czysto piłkarskie umiejętnościami defensywnymi, poświęceniem, doświadczeniem i charakterem.
Być może na mundialu wzniesie się na swoje wyżyny, ale obecnie to już nie jest ten sam obrońca. 34 lata, od dwóch sezonów gra w Serie B, obecnie jego Benevento jest 13. zespołem w tabeli na drugim szczeblu rozgrywkowym we Włoszech. To nic dziwnego, że Glikowi coraz częściej będą przytrafiać się błędy i nie będzie nadążać za rywalami. Gdyby selekcjoner rozsyłał powołania tylko i wyłącznie za występy w klubie i poziom, na którym piłkarze grają na co dzień to Kamil wcale nie mógłby być pewien wyjazdu na Mistrzostwa Świata. Dlatego trudno mieć nadzieję, że Glik będzie zatrzymywał zawodników z europejskiego poziomu skoro na przeciw siebie regularnie ma napastników z Serie B. To nie jest piłkarz, na którym można budować defensywę. A jeśli ogranicza zespół na innych polach to powinniśmy przygotować się na zrezygnowanie z niego.
***