Hyballa bliski zwolnienia? To zabijanie kury zanim zniesie złote jajko

„Zrobili ze mnie Boga, potem ich zmęczył bożek. Najpierw kazali pozować, potem to wstrętny pozer”. Słowa Taco Hemingwaya z utworu „2031” idealnie oddają atmosferę wokół Petera Hyballi. Niemiecki szkoleniowiec, który w Krakowie nie przepracował nawet PIĘCIU miesięcy był już trenerskim bogiem, geniuszem mającym zbawić Wisłę i najlepszym taktykiem w dziejach Ekstraklasy. Jednocześnie, tak jak błyskawicznie otoczono go aurą „bóstwa”, tak szybko został sprowadzony na samo dno. Dziś w większości artykułów dotyczących jego osoby padają słowa o nieporozumieniach, niespełnionych nadziejach i konfliktach z zawodnikami, a nieoficjalnie mówi się o tym, że Pan Peter latem opuści „Białą Gwiazdę”.

REKLAMA

Niestety, tego typu scenariusz był dla mnie oczywisty

Nie piszę tego z jakąkolwiek satysfakcją, chociaż mógłbym tutaj przytaczać komentarze osób, które wątpiły w moje prognozy. Nie oznacza to również, że mam negatywny stosunek względem Hyballi. Absolutnie nie! Uważam go, za jednego z najciekawszych szkoleniowców, którzy pojawili się w Ekstraklasie na przestrzeni ostatnich lat. Pan Peter to typ człowieka, który zawsze będzie budził skrajne emocje – stąd brak mojego zdziwienia, że tak szybko przeszło z zachwytu do rozczarowania.

Przede wszystkim, trenerzy w Ekstraklasie rozliczani są za wyniki. Mistrzem może być jeden zespół, szansę gry w europejskich pucharach dostaje garstka drużyn. Teoretycznie mamy słabą ligę i nie ma co oczekiwać wielkich rezultatów, ale jednocześnie wszyscy chcieliby widzieć zespoły w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Nie inaczej było z Wisłą. Zagrali dobrze jeden – dwa mecze? No to ciśnienie na sukcesy. Hyballa geniusz, celujemy w puchary. Jasne, mecz piłkarski trwa 90 minut, a my kibice potrafimy dyskutować o piłce przez wiele kolejnych dni. Gdybanie i „wróżenie z fusów” to część naszego futbolowego rytuału. Wielu zakładało, że skoro Biała Gwiazda zdołała ograć Lecha, Jagiellonię czy Pogoń, to do końca sezonu będzie punktować jak szalona. Mini sukces miał być przedsmakiem wielkich.

Kilka tygodni później pojawił się kryzys, który trwa do dziś

Widać, że zawodnicy nie mają świeżości – być może nie radzą sobie z intensywnością treningów Hyballi. Czy to jednak tylko i wyłącznie wina Niemca? A może jego poprzedników, którzy wprowadzili do zespołu piłkarzy niezdolnych do ciężkiej pracy? Z jednej strony opinia publiczna chce, żeby szkoleniowiec rozpędził „towarzystwo wzajemnej adoracji”, z drugiej dostaje mu się po głowie, gdy podejmuje ryzyko. Podobno punktem zapalnym obecnego kryzysu w klubie jest „brak szacunku do legend”. Kuba Błaszczykowski gra za rzadko – co drażni kibiców.

Wiadomo, mowa o ikonie, ale jednocześnie czy Hyballa działałby na szkodę drużyny? W przeciwieństwie do nas, widzi jak wyglądają treningi. Kuba nie musi być w optymalnej formie. Załóżmy, że Niemiec zostanie zwolniony, w jego miejsce przyjdzie Jerzy Brzęczek i nie będzie miał jakichś wybitnych wyników. Skala hejtu przebije wszelkie granice.

Najsmutniejsze w tym wszystkim, że Peter Hyballa od samego początku prosił o studzenie emocji. Objął drużynę rozbitą, wyglądającą bardzo słabo pod wieloma względami. Szybko udało mu się uspokoić „pożar”, ale jednocześnie cały czas apelował o cierpliwość. Gdy media snuły bajki o pucharach, on sam przyznawał, że celem jest utrzymanie.

Dziś ten cel jest bliski, a te same media są niezadowolone

Napiszę wprost – to nie Peter Hyballa zawiódł, tylko nierealne oczekiwania. Kibice chcą gry Kuby, dziennikarze tematów, działacze wyników. Presja jest nieadekwatna do warunków, jakie ma obecnie Niemiec. I tak jak przewidywałem szybką „wojnę” w klubie, tak uważam potencjalne zwolnienie Hyballi za skończony idiotyzm.

Fot. screen yt

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,624FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ