Czy Manchester City w ogóle potrzebuje napastnika?

Na Sergio Aguero nie można już polegać z powodów zdrowotnych. Gabriel Jesus przez 3 lata na Etihad Stadium nie pokazał, że jest napastnikiem na pierwszy skład w drużynie mającej aspirację być najlepszą na świecie. Dlatego niemal od początku sezonu Manchester City łączony jest z najbardziej perspektywicznymi „9-tkami” na rynku. Najwięcej mówi się o Haalandzie, przewija się także temat Romelu Lukaku, a od czasu do czasu można przeczytać jeszcze o mniej renomowanych napastnikach. A potem patrzysz na skład ekipy Pepa Guardioli, na ich grę, na boisko, drapiesz się po głowie i myślisz: „zaraz, zaraz, czy oni w ogóle potrzebują napastnika?”

REKLAMA

Manchester City bez napastnika

Wczorajszy pojedynek z Borussią Moenchengladbach tylko potwierdził tezę, że Manchester City zdecydowanie lepiej wygląda na murawie, kiedy w składzie nie ma klasycznego napastnika. Ba, nie ma nawet fałszywej „9-tki”. Na grafikach przedmeczowych rozrysowany był tam Kevin De Bruyne, ale w rzeczywistości pozycję napastnika oprócz Belga zajmowali także Foden, Bernardo Silva, Mahrez oraz sporadycznie nawet Gundogan. To był system – o ile można to tak nazwać – z rotacyjną fałszywą „9-tką” (lub nawet „9-tkami”). Po raz pierwszy ten wariant Guardiola zastosował w wygranym 2:1 meczu z Realem Madryt w 1/8 LM. Tak zagrał też w ligowym spotkaniu z Southampton tydzień temu, gdzie skład personalny czwórki z przodu był identyczny, co wczoraj (z Realem ponad rok temu Jesus grał w miejsce Fodena). Z tą różnicą, że przeciwko Świętym do ataku bardzo często podłączał się lewy obrońca Zinchenko, a wczoraj był to Ilkay Gundogan, którego ubezpieczał Joao Cancelo.

Najlepszy przykład, jak bardzo płynny jest system gry Manchesteru City to druga bramka przeciwko Gladbach. Pierwszy gol był efektem fantastycznego strzału De Bruyne, jednak to drugi, który był wizytówką The Citizens zapadł mi bardziej w pamięci. Phil Foden wykorzystał lukę, która pojawiła się w środku pola po zejściu De Bruyne’a na skrzydło, przyjęciem kierunkowym od razu zabrał się z piłką w stronę bramki i wypuścił Gundogana, który chwilowo pełnił rolę napastnika i dopełnił formalności. Dwa podania i gol.

Obrońcy rywali nie mogli się w tym połapać, podobnie jak w przypadku, kiedy Foden lub Gundogan wbiegali za linię obrony rywala i dostawali górne podanie. Szybkość w przemieszczaniu się, dynamika akcji i ogólna płynność gry sprawiła, że City było nieuchwytne dla Źrebaków.

Organizacja w defensywie

Dziś ciężko przewidzieć, czy ten wariant taktyczny będzie główną bronią Guardioli w dalszych fazach Ligi Mistrzów. W końcu Katalończyk znany jest ze swoich eksperymentów i formację często dobiera pod charakterystykę przeciwnika. W zastosowanym wczoraj systemie bardzo ważny jest pressing. Ustawienie Manchesteru City bez piłki powinniśmy opisać jako 4-2-4, gdzie cała przednia formacja łapie rywali najwyżej, jak może nie pozwalając im spokojnie rozgrywać futbolówki.

Tak więc w ofensywie Pep Guardiola potrzebuje zawodników wszechstronnych, aby spełniali jego wymagania w ataku pozycyjnym oraz pracowitych i ułożonych taktycznie w fazie bronienia. Na tą chwilę Katalończyk preferuje kwartet Mahrez-Bernardo-De Bruyne-Foden. To nie przypadek, że w żadnym ze spotkań, w których The Citizens wychodzili na mecz tym ustawieniem nie pojawił się ani Aguero, ani Sterling.

Mam wrażenie, że w defensywie jest to ustawienie dość ryzykowne, ponieważ kiedy rywal przejdzie pierwszą linię pressingu Manchesteru City to w środku pozostaje tylko dwóch zawodników. I wczoraj w niektórych sytuacjach było to widać, kiedy Borussia Moenchengladbach potrafiła szybko przenieść grę pod bramkę The Citizens. Z mocniejszym rywalem, potrafiącym lepiej operować piłką tak ofensywne podejście może się zemścić.

System jest nieważny?

Mimo, że bez klasycznej „9-tki” City jest w tym sezonie jeszcze niepokonane i większość przyzna, że w tym ustawieniu grają po prostu lepiej Guardiola mówi, że dla niego nieważne, czy wychodzą na mecz z jednym napastnikiem, dwoma, czy żadnym. On zawsze chce, aby pole karne atakowało 6-7 zawodników i to nie zmienia się niezależnie od formacji. Mam wrażenie, że Pep skupił się na ustabilizowaniu obrony, a ofensywę dobiera w zależności od przeciwnika i przyjętego wariantu gry.

Moglibyśmy powiedzieć, że pierwsza połowa wczorajszego meczu z Gladbach była tiki-taką w najlepszym wydaniu. Guardiola jednak nie lubi tego określenia. Uważa, że ten termin oznacza podawanie dla samego podawania, a jego zespół tak przecież nie gra. Woli hiszpańskie określenie „juego de posicion”, które oznacza, że zespół stwarza odpowiednią strukturę nie tylko do przeprowadzenia ataku, ale także ewentualnego kontrpressingu w przypadku straty piłki. Każdy zawodnik powinien okupować daną strefę i stwarzać opcję podania. Dodając do tego ogromną, ale przede wszystkim płynną wymienność pozycji Manchester City wprowadza rywala w zakłopotanie. Stwarza na boisku kontrolowany chaos, dzięki czemu otwierają się kolejne korytarze i akcje nabierają tempa.

W takiej formie Obywatele sprawiają wrażenie zespołu, który nie potrzebuje napastnika. Niemniej jednak, snajpera gwarantującego ponad 20 goli w sezonie zawsze lepiej mieć niż nie mieć. Większość meczów zespół Guardioli pewnie jest w stanie wygrać grając z fałszywą „9-tką”, ale prędzej, czy później przyjdą i takie spotkania, gdzie rywal się zamuruje, a wtedy potrzebny będzie prawdziwy lis pola karnego. Oczywiście, zgodnie z filozofią Guardioli musi on też dobrze czuć się w grze kombinacyjnej. Jeden z takich napastników gra w Dortmundzie i powinien być latem do wyjęcia. Jeśli jednak się nie uda to myślę, że Pep specjalnie rozpaczać też nie będzie. W końcu wszyscy widzimy, jak w tym sezonie gra jego zespół. I ile bramek strzela nie mając na boisku nominalnego napastnika.

REKLAMA

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,577FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ