Czas na zmianę? Pep Guardiola i jego niechęć do rezerwowych

Przed wczorajszym meczem z Chelsea Manchester City miał aż osiem punktów straty do prowadzącego Arsenalu. Oczywiście, mieli rozegrany jeden mecz mniej, jednak każda kolejna strata punktów znacznie utrudniłaby pościg za Kanonierami. Po pierwszych 45 minutach kolejny mecz bez zwycięstwa wisiał w powietrzu. Jednak w przerwie Hiszpan zrobił coś, czego w ostatnim czasie nie zwykł robić. Już przed 60. minutą dokonał on aż czterech zmian, które finalnie zapewniły jego ekipie zwycięstwo. W jedynej akcji bramkowej udział wzięło dwóch rezerwowych – Jack Grealish asystował przy golu Riyada Mahreza.

REKLAMA

Guardiola nie lubi zmieniać

Gdy po przerwie stojący przy linii bocznej Rico Lewis i Manuel Akanji czekali na wejście na boisko, kibice uważnie śledzący Manchester City mogli się nieco dziwić. Nie wskutek tego, kogo Guardiola wprowadza na murawę (bo oni po mundialu rozegrali wszystkie wcześniejsze mecze od pierwszej minuty), a tego że robi to tak wcześnie. W trwającym sezonie Premier League Hiszpan dokonał tylko jednej zmiany w przerwie – przeciwko Bournemouth, kiedy The Citizens prowadzili 3:0. Ponadto dwukrotnie robił to też w Lidze Mistrzów, jednak w obu tych meczach (z Borussią Dortmund i Sevillą) jego zespół miał zapewniony awans z grupy.

Wczoraj takie posunięcie mogło dziwić również z jeszcze jednego powodu. Guardiola przyzwyczaił nas do tego, że nawet gdy jego zespołowi nie idzie, to nie jest chętny do sięgania po rezerwowych. W poprzednim meczu z Evertonem, kiedy od 64. minuty jego drużyna remisowała 1:1 pierwszej zmiany dokonał dopiero w 87. minucie, wprowadzając Fodena, Alvareza i Gundogana. Zresztą starcie z The Toffees nie było pierwszym, w którym trenerowi The Citizens można było zarzucić zbyt późne roszady. W meczu z Liverpoolem, przegranym 1:0, pierwszą i jedyną zmianę przeprowadził dopiero w 89. minucie, wpuszczając na boisko Juliana Alvareza. Murawy nie powąchali wtedy m.in. Grealish oraz Mahrez.

Podobnie było w spotkaniu z Brentford (1:2), ostatnim przed mundialem. Jedynym zawodnikiem, którego Guardiola wpuścił na boisko – w 87. minucie – był znowu Alvarez. Z kolei Mahrez i Grealish po raz kolejny cały mecz przesiedzieli na ławce rezerwowych. Także przeciwko Aston Villi (1:1) Hiszpan dokonał tylko dwóch zmian – Mahrez wszedł w 73. minucie, a Nathan Ake w 80. Na ławce zostali m.in. Grealish i Alvarez. Z kolei przeciwko Newcastle (3:3) trener Man City przeprowadził tylko jedną roszadę – w 21. minucie kontuzjowanego Ake zastąpił Ruben Dias. Mimo, że wśród rezerwowych byli Mahrez czy Alvarez, to żaden z nich nie pojawił się na boisku.

Nie ma zmian – nie ma zwycięstw

W poprzedniej kampanii Guardiola także niechętnie decydował się na zmiany, gdy jego zespół potrzebował bramek. Najbardziej dobitnym przykładem jest zremisowany 0:0 mecz z Crystal Palace. Mimo, że przez 90 minut Manchester City bił głową w mur, a na ławce siedzieli Jesus, Sterling, Gundogan czy Zinchenko, to żaden nie pojawił się na boisku. Guardiola podobnie postąpił w meczu z West Hamem (2:2). Wówczas również nie przeprowadził żadnej roszady, mimo że wśród rezerwowych miał do dyspozycji m.in. Sterlinga, Fodena czy Gundogana. Z kolei przeciwko Liverpoolowi (2:2), 51-latek wpuścił na murawę jedynie Mahreza (w 75. minucie) i Grealisha (w 83.). W innych meczach w tym roku, w których The Citizens tracili punkty Guardiola dokonywał tylko jednej zmiany. Przeciwko Tottenhamowi (2:3) w 68. minucie wszedł Mahrez, a z Southampton (1:1) Jesus pojawił się na boisku w 60. minucie.

W 10 meczach ligowych, w których Obywatele tracili punkty w poprzednim roku Guardiola zdecydował się tylko na 11 zmian. Co więcej, jedna z nich była wymuszona kontuzją, a aż sześć z nich dokonał on po 80. minucie. Oczywiście City w wielu meczach wcale nie grało źle i było lepsze od rywala. Mimo wszystko, mając tak dużą jakość na ławce, trudno zrozumieć dlaczego hiszpański szkoleniowiec tak późno (albo wcale) decydował się z niej korzystać. Zwłaszcza, że najlepszym przykładem, jak rezerwowi mogą odmienić losy rywalizacji, był mecz w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu przeciwko Aston Villi. Wówczas to zmiennicy zadecydowali o tym, że tytuł mistrzowski powędrował w ich ręce. Gundogan po wejściu z ławki zdobył dwa gole, a Sterling i Zinchenko asystowali przy jednym trafieniu.

Guardiola odmienił mecz zmianami

We wczorajszym meczu z Chelsea również rezerwowi zadecydowali o zwycięstwie, a zmiany przeprowadzone przez Guardiolę całkowicie odmieniły obraz gry. Hiszpan na pierwszą połowę wystawił eksperymentalny skład. Gdy zespół miał piłkę Cancelo zapewniał szerokość na prawym skrzydle, a jako dwójka pivotów grali Bernardo Silva i Rodri. Jednak w fazie bronienia hiszpański pomocnik cofał się do linii defensywnej, stając się jednym ze środkowych obrońców. Plan ten nie sprawdził się najlepiej. Manchester City pierwszy strzał oddał dopiero w 33. minucie (najgorszy wynik od ponad czterech lat), a Haaland pierwszy kontakt z piłką zanotował w 20.

Gra The Citizens ewidentnie się nie kleiła, dlatego Guardiola już w przerwie powrócił do sprawdzonego w ostatnich meczach systemu. W drugiej połowie Rodri grał normalnie jako defensywny pomocnik, obok niego w fazie posiadania piłki ustawiał się Rico Lewis, a Bernardo został przesunięty na prawe skrzydło. Po kolejnych 15 minutach weszli Grealish oraz Mahrez, na których po mundialu trener stawiał najczęściej. Manchester City po przerwie wyglądał znacznie lepiej i zaczął kreować sobie bardziej klarowne sytuacje. Do przerwy model goli oczekiwanych (xG) wycenił ich szanse na 0,22 bramki. Po niej – aż 1,5.

Przewaga Manchesteru City w walce o tytuł

Guardiola wreszcie, kiedy drużyna potrzebowała jego pomocy z ławki, zdecydował się na szybką reakcję i nie zawiódł. Manchester City ma na tyle szeroką i wyrównaną kadrę, że trzymanie się cały czas tej samej jedenastki to po prostu marnowanie potencjału. Dzięki temu zwycięstwu Obywatele zbliżyli się do Arsenalu na pięć punktów. Kanonierzy w meczu z Newcastle nie mieli tego komfortu, co The Citizens. Mikel Arteta dokonał tylko zmiany – na lewą obronę wprowadził Takehiro Tomiyasu. Jednak były asystent Guardioli nie miał innego wyjścia. W wyniku kontuzji Gabriela Jesusa i Emile’a Smith-Rowe’a, jedynym ofensywnym piłkarzem na ławce, który ma jakiekolwiek doświadczenie w Premier League (choć i tak znikome) był Fabio Vieira.

Podczas gdy lider cierpiał ze względu na zbyt krótką kołdrę, goniący go rywale dzięki rezerwowym zapewnili sobie zwycięstwo. Niewątpliwie szerokość kadry to na ten moment główna przewaga Manchesteru City w walce o mistrzostwo. A o tym, jakie znaczenie może mieć w tym wyścigu najlepiej pokazał poprzedni sezon i ostatnia kolejka. Bo kiedy podstawowy skład zawodzi, to zmiennicy muszą wziąć odpowiedzialność na swoje barki.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,604FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ