Błędne koło. Dlaczego reprezentacja Polski przestała się rozwijać?

Wczorajszą porażką z Albanią reprezentacja Polski mocno skomplikowała sobie szanse na awans do Euro 2024 poprzez zajęcie jednego z dwóch pierwszych miejsc w grupie. Ostatnią deską ratunku pozostają baraże, w których prawdopodobnie zagramy. Można wszystko zrzucać na nietrafiony wybór selekcjonera w postaci Fernando Santosa. I oczywiście, Portugalczyk swoje za uszami ma. Niemniej jednak miejsce, w którym na ten moment znajduje się nasza reprezentacja to nie wypadkowa jednej źle podjętej decyzji. To efekt tego, co dzieje się z polską kadrą od 2018 roku, kiedy rozstano się z Adamem Nawałką.

REKLAMA

Reprezentacja Polski zmarnowała ostatnie kilka lat

Po ćwierćfinale Euro 2016, jedynym sukcesem polskiej piłki reprezentacyjnej było zakwalifikowanie się na Mistrzostwa Świata w Katarze, a następnie awans do 1/8 finału. Oczywiście był to historyczny sukces. W końcu z grupy wyszliśmy po raz pierwszy od 36 lat. Jednak warto przyjrzeć się jego bliższym okolicznościom. Zajęcie drugiego miejsca w grupie z Anglią, Węgrami, Albanią, Andorą i San Marino było rzeczywistym odzwierciedleniem siły naszej reprezentacji. W barażach o mundial musieliśmy wygrać tylko jeden mecz, gdyż Rosja ze względu na atak na Ukrainę została wykluczona z rozgrywek. W dodatku rozgrywaliśmy to spotkanie u siebie przeciwko Szwecji zmęczonej 120 minutami rywalizacji z Czechami i która w ostatniej edycji Ligi Narodów spadła do trzeciej dywizji.

Sam turniej w Katarze też był dla nas wyjątkowo szczęśliwy. Z grupy wyszliśmy mając cztery punkty. Gdyby Meksyk strzelił jedną bramkę więcej Arabii Saudyjskiej, to oni cieszyliby się z awansu do 1/8 finału. Gdyby Argentyna strzeliła nam jeszcze jednego gola (co z łatwością zrobiłaby grając na 100% możliwości), też pożegnalibyśmy się z turniejem. W piłce nożnej często o końcowej ocenie decydują detale, które nie zawsze zależą od ciebie. I tak było też w tym przypadku. Tak naprawdę od 2016 roku i ćwierćfinału na Euro nasz jedyny sukces zawdzięczamy głównie szczęściu. Brak awansu na mistrzostwa Europy w Niemczech może być tylko dopełnieniem ostatnich kilku lat, w trakcie których reprezentacja Polski stoi w miejscu.

Poszukiwanie selekcjonera idealnego

Wszystko wskazuje na to, że za niedługo będziemy mieć piątego selekcjonera od wspomnianego 2018 roku. Próbujemy znaleźć kandydata idealnego, jednak zamiast tego jest miotanie się od koncepcji do koncepcji i zwyczajne marnowanie czasu, który można było wykorzystać na budowanie drużyny. Najpierw był Jerzy Brzęczek, który miał wyniki, ale nie pasował nam styl gry. Robert Lewandowski ewidentnie męczył się w tej reprezentacji, dlatego też między wierszami zaczął namawiać do zwolnienia ówczesnego selekcjonera. Doszliśmy więc do wniosku, że w Polsce nie ma trenera, który mógłby odmienić styl gry naszej kadry i trzeba wziąć obcokrajowca.

Paulo Sousa wprowadził ofensywny styl gry, jednak nie wyszedł z grupy na Euro i jego wyniki nie wszystkich przekonywały. Zarzucano mu, że nie mieszka w Polsce, nie interesuje się Ekstraklasą i nie zna realiów polskiej piłki. Gdy tuż przed barażami o awans na mundial porzucił reprezentację i przeniósł się do Flamengo, jego następcą musiał zostać Polak. W końcu potrzebowaliśmy kogoś, kto dobrze zna polskich piłkarzy, bo do najważniejszego meczu pozostawało ledwie kilka miesięcy. W dodatku za rodzimym nazwiskiem przemawiał fakt, że nie ucieknie przy pierwszej lepszej okazji i będzie interesował się reprezentacją.

Te same zarzuty

Czesław Michniewicz – podobnie jak Brzęczek – swoje zadania zrealizował. Najpierw awansował na mundial, a potem wyszedł z grupy. Jednak znów zaczęły się narzekania na styl gry. Robert Lewandowski ponownie – tym razem w mniej wymowny sposób – dał do zrozumienia, że nie widzi przyszłości z ówczesnym selekcjonerem. Po raz kolejny doszliśmy więc do wniosku, że naszej reprezentacji potrzeba bardziej uznanego nazwiska. Trenera, który nie będzie odstawał od tych, z którymi na co dzień pracują Lewandowski, Zieliński czy Szczęsny i który wyciśnie z tych zawodników maksimum. W Polsce takiego nie ma, więc znów trzeba było szukać za granicą.

Tym razem padło na Fernando Santosa, który ma duże doświadczenie w roli selekcjonera i pracował z największymi gwiazdami na świecie. Abstrahując już od wyników i stylu gry za jego kadencji, znów można mieć do niego te same zarzuty, co w przypadku Paulo Sousy – nie mieszka w Polsce, nie pojawia się na meczach Ekstraklasy, nie zna dobrze wszystkich piłkarzy. Podobnie jak jego rodak, zarabia znacznie więcej niż polski trener, a nie sprawia wrażenia zaangażowanego w 100% w swoją pracę. Po wczorajszej porażce z Albanią w mediach szybko zaczęły przejawiać się kandydatury jego następcy i – co nie może dziwić – większość z nich to polscy trenerzy.

Wina selekcjonera

Najwięcej szans daje się Markowi Papszunowi, jednak niezależnie od tego kto zostanie nowym selekcjonerem (bo wydaje się, że zwolnienie Santosa jest tylko kwestią czasu), znów będzie to samo. Ponownie zatrudnimy Polaka, bo nie ma czasu na eksperymenty i potrzeba kogoś, kto dobrze zna realia polskiej piłki. Trzeba ratować co się da, a do baraży zostało niecałe pół roku. Nawet jeżeli uda nam się awansować na Euro, to nowy selekcjoner i tak nie będzie mógł spać spokojnie. Zaraz zaczną się dyskusje na temat stylu gry i tego czy obecny trener wyciska z tej drużyny maksimum potencjału. Robert Lewandowski – o ile nie zakończy reprezentacyjnej kariery – zacznie narzekać na styl gry (co w przypadku zatrudnienia Marka Papszuna jest bardzo możliwe), a my znów stwierdzimy, że potrzebujemy zagranicznego selekcjonera, który nie będzie marnował potencjału naszej kadry. I tak w kółko.

Od kilku lat reprezentacja Polski jest ciągłą niewiadomą. Nie wiemy, jak chcemy grać, w jakim kierunku podążać i kto ma być liderem kadry, kiedy ci obecni odejdą. Za wszystko obwiniamy kolejnych selekcjonerów. Jednak czy to przypadek, że Fernando Santos jest następnym, który połamał sobie zęby na naszej kadrze? Cała krytyka skupia się na trenerze, jednak to nie on na końcu wychodzi na boisko. To nie on chowa się za plecami innych, nie pokazuje się do gry czy popełnia proste błędy. Oczywiście jednym z zadań selekcjonera jest to, aby odpowiednio zmotywować piłkarzy i wmówić im, że są lepsi niż w rzeczywistości. Niemniej jednak, porażka w Kiszyniowie pokazała, że problem ten leży głębiej niż się wydaje.

Reprezentacja Polski nie jest drużyną

Piłka reprezentacyjna jest na tyle specyficzna, że drużyna widuje się jedynie na zgrupowaniu. Przykładowo Fernando Santos na wczorajszej konferencji pomeczowej podkreślał, że jak dotąd miał tylko 10 treningów. Ciężko o to, aby w tak krótkim czasie wprowadzić do zespołu swój styl gry czy wypracować pewne schematy w ataku pozycyjnym. Nie ma to na celu bronienia Portugalczyka, bo on także mnóstwo błędów popełnił. Od ciągłego mieszania w składzie przez niezroumiałe powołania i decyzje personalne aż po samą mowę ciała.

REKLAMA

Jednak nie jest winą Santosa, ani innego wcześniejszego trenera to, że my nie potrafimy grać w ataku pozycyjnym. Na to potrzeba czasu, ale skoro żaden selekcjoner go nie dostał, to musimy liczyć głównie na odwagę i kreatywność naszych piłkarzy. A tego po prostu nie ma. Przerobiliśmy już tylu selekcjonerów, że nie pozostaje nam nic innego jak tylko zatrudnić takiego, do którego będziemy mieć pełne przekonanie, że w dłuższej perspektywie czasu coś z tego ulepi i pozwolić mu spokojnie pracować. Nie zwalniać przy pierwszej lepszej okazji tylko obdarzyć kredytem zaufania. Dać czas, aby zbudował drużynę i nauczył jej pewnych schematów.

Trwające eliminacje to idealne podsumowanie tego, co działo się w naszej reprezentacji od kilku lat. Wystarczy jedna bramka, aby nasza kadra posypała się mentalnie i nie była w stanie wrócić do meczu. Tak było przeciwko Czechom, Mołdawii i wczoraj Albanii. Po stracie bramki nie jesteśmy w stanie zareagować i nie mamy żadnego pomysłu na to, jak wyrównać. Poprzez ciągłe zmiany selekcjonerów i koncepcji budowania drużyny reprezentacja Polski jest dzisiaj zlepkiem przypadkowych piłkarzy. Zawodników pomiędzy którymi nie ma chemii i którzy nie wskoczą za sobą w ogień. Reprezentacja Polski na ten moment po prostu nie jest drużyną. I jest to głównie wina tego, że od kilku lat nie potrafimy znaleźć na siebie pomysłu.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ