Arka Gdynia podejmowała u siebie Zagłębie, które jest już pewne spadku. Zawodnicy z Sosnowca na pewno nie chcieli jednak oddać łatwo trzech punktów. Żółto-niebieskim zaś bardzo zależało na zwycięstwie, ponieważ brakowały im 4 punkty do awansu do PKO BP Ekstraklasy. Dla miejscowej społeczności było to więc bardzo ważne spotkanie, o czym dał znać po sobie doping przynajmniej 9 tysięcy kibiców. Niedawno, ponieważ 9 maja świętowali oni również rocznicę pierwszego w historii klubu Pucharu Polski z 1979 roku.
Arka przeszła bardzo szybko do realizacji swojego planu
Oba zespoły rozpoczęły spotkanie bardzo aktywnie. Pierwszą świetną okazję miała w 6. minucie Arka po przechwycie piłki przez Sebastiana Milewskiego. Pomocnik dośrodkował futbolówkę do Huberta Adamczyka, którego strzał głową obronił jednak bramkarz. Kibicom przyjezdnych mogły również kilkadziesiąt sekund później zadrżeć serca. Zmotywowany nagrodą piłkarza miesiąca ligi Kacper Skóra stworzył sobie pozycję na skrzydle i zagrał przeszywające obronę podanie w pole karne. Nikt jednak do piłki nie dopadł.
Oblężenie trwało. Sebastian Milewski próbował zagrać piłkę w pole karne, ale piłka trafiła w rękę obrońcy Zagłębia. Sędzia podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Olaf Kobacki. Po tej bramce przyjezdni zaczęli stawiać większy opór. To już nie był tak jednostronny pojedynek, ale nie udało im się samymi dośrodkowaniami w pole karne zagrozić bramce Pawła Lenarcika. Przed doliczonym czasem gry Gdynianie wyszli z bardzo szybką kontrą po rzucie różnym. Navarro zgrał piłkę na dobieg do Kobackiego, ale dobiegł do niej przed polem karnym szybciej bramkarz.
Żółto-niebiescy weszli jedną nogą do Ekstraklasy
W drugiej połowie na boisku pojawił się były gracz gospodarzy, Michał Janota. Ofensywny pomocnik jednak po trochę ponad dziesięciu minutach otrzymał „wędkę”. Swoje szanse zaś stwarzało ofensywne trio Arki. Miało jednak mniej groźnych okazji niż w pierwszej połowie. W 73. minucie przed świetną okazją stanął Alassane Sidibe. Zawodnik wypożyczony z Atalanty do Arki, trafił jednak w bramkarza w sytuacji sam na sam. Kilka minut później Kamil Biliński świetnie minął Michała Boreckiego, ale nie udało mu się później zaskoczyć bramkarza. Z boiskiem wtedy też pożegnał się Sebastian Milewski, któremu należy się wyróżnienie za to spotkanie. Niedawno przecież leczył kontuzję, a dzisiaj był w każdym sektorze boiska utrapieniem dla gości.