Nowy rok, stary Lech! Pierwsza taka wygrana Kolejorza od 3 lat

Ekstraklasa wybudziła się ze snu zimowego! W dniu długo wyczekiwanego powrotu naszej ligi Lech Poznań, czyli obecny lider, rozegrał swój pierwszy mecz w 2025 roku. Druga połowa 2024 roku należała do poznaniaków. Podopieczni Nielsa Frederiksena wygrali jesienią 2/3 wszystkich swoich meczów i mieli 2 punkty przewagi nad wiceliderem z Częstochowy. Rywal Kolejorza na inaugurację rundy wiosennej nie był byle jaki – do Poznania przyjechał Widzew Łódź. Klub, którego kibice z fanami Lecha, delikatnie mówiąc, nie darzą się wzajemnie sympatią. Mimo świetnej ostatnio formy Lech ma pewną słabość do Widzewa. Po raz ostatni poznaniacy pokonali łodzian 19 marca 2023, a przy Bułgarskiej – 4 września 2022.

Takie początki to my lubimy!

No i jak tu nie kochać naszej Ekstraklasy, kiedy mecze zaczynają się w takim stylu? Już w 2. minucie była pierwsza, niezła okazja bramkowa. Należała ona do Widzewa. Sebastian Kerk wrzucił piłkę z rzutu wolnego, dosięgnął jej Luís da Silva i czubkiem stopy umieścił ją w siatce. Sektor gości eksplodował, lecz szybko zgasł – Portugalczyk ruszył za wcześnie. Lech odpowiedział natychmiastowo i jeszcze bardziej widowiskowo. 3 minuty później z piłką później Afonso Sousa ruszył z piłką, zagrał potem do Daniela Håkansa. Fin potem koledze odegrał. Niby piłkarz Lecha, a Sousa tańczył z futbolówką niczym Ronaldinho w swoich złotych latach. Ograł dwóch obrońców rywala i z ostrego kąta pokonał Rafała Gikiewicza. Prawdziwa joga bonito przy Bułgarskiej – Ekstraklaso, tęskniliśmy!

REKLAMA

To nie był koniec szaleństw na początku tego starcia. Po zdobytej bramce przez Portugalczyka na trybunach w ruch poszły race.Na szczęście około 15. minuty zawodnicy obu zespołów wrócili do gry. Po tej wymuszonej przerwie pojedynek się uspokoił, obydwa zespoły wprowadziły do swojej gry nieco więcej ostrożności. Lech przeszedł do ataku pozycyjnego. W 22. minucie Gikiewicz został ponownie przetestowany, tym razem przez Antoniego Kozubala. To był trudny strzał do obrony, lecz 37-latek wyciągnął się jak struna i odbił piłkę na rzut rożny.

Tempo wolniejsze, przewaga Lecha wciąż okazała

Lech na boisku był wyraźnie lepszy od przyjezdnych z Łodzi. Być może do 30. minuty podopieczni Nielsa Frederiksena oddali jedynie dwa strzały (obydwa celne), to nie sposób nie wspomnieć o ofensywnym nastawieniu ekipy z Wielkopolski oraz długotrwałym posiadaniu piłki. Widzew z kolei wyglądał na zamroczony, ogłuszony szybko straconą bramką. Widzewiacy nie kreowali żadnego zagrożenia, Bartosz Mrozek mógł sobie pooglądać mecz z boku. Obrońcy gości nie mogli narzekać na brak pracy, bowiem co rusz trzeba było neutralizować zagrożenie idące z drugiej strony boiska. Mimo to mecz nie toczył się w tak szaleńczym tempie, co wcześniej. Widzew próbował co jakiś czas szarpnąć ofensywnie, ale zdecydowanie brakowało mu dokładności.

Tego z kolei o Lechu powiedzieć nie można. W 44. minucie Filip Jagiełło podjął się próby zdobycia efektownej bramki z woleja – chybił jedynie o kilkanaście centymetrów. Potem tak samo huknął Kozubal, lecz z gorszym efektem. A to nie był koniec. W 5. minucie doliczonego czasu gry Rasmus Carstensen zagrał do Kozubala, a wychowanek Lecha pociągnął akcję do przodu. Mógł zrobić to indywidualnie, lecz wybrał zespołowe rozwiązanie i uruchomił Mikaela Ishaka. Szwed był sam na sam z bramkarzem Widzewa, który z tak jakościowym napastnikiem nie miał większych szans. Kapitan Kolejorza płaskim strzałem podwoił prowadzenie. A pewności co do prawidłowości gola nie było – potrzebna była długa analiza w wozie VAR by ustalić, że Kozubal idealnie wyczuł moment podania do Ishaka.

Lech idzie po mistrza? Na to wygląda!

Druga połowa zaczęła się równie szalenie, co pierwsza. Jako pierwszy cios wyprowadził Kolejorz. Gísli Thórdarson podał do Sousy przed polem karnym. Portugalczyk zrezygnował z dryblingu na rzecz próby strzału z dystansu. Efekt? Cu-do-wny! Sousa huknął jak z armaty i o mało co nie zrobił dziury w siatce. Żaden bramkarz po prostu nie ma prawa obronić takiego strzału, jak ten, lecący prosto w okienko. Jednakże tym razem Widzew nie pozostał dłużny i szybko się odwdzięczył. Samuel Kozlovský popędził z piłką w kierunku bramki Lecha. Obronił się przed pressingiem Carstensena i Słowak prostym strzałem strzelił gola kontaktowego.

Do kuriozalnej sytuacji doszło w 59. minucie. Sędzia tego meczu, Karol Arys przypadkowo wmieszał się w akcję poznaniaków, więc oddał piłkę Widzewowi. Nagle do futbolówki podbiegł Kozubal, zabrał ją Gikiewiczowi i umieścił ją w siatce – oczywiście o golu nie było mowy. Bliżej był Thórdarson, lecz Islandczyk w 60. minucie pomylił się minimalnie. Widzew zaczął pokazywać więcej jakości z przodu dopiero około 70. minuty. Najpierw uderzał Juljan Shehu, potem Said Hamulić – w obu przypadkach Lecha uratował kapitalny refleks Mrozka. Gdyby nie jego dobre, przytomne interwencje, to przewaga Lecha raczej by stopniała. Mało tego, ona wzrosła. W 80. minucie Håkans wrzucił do Ishaka, a Szwed jedynie dostawił głowę, piłka wpadła do pustej bramki, a snajper Lecha zanotował 12. trafienie tego sezonu.

„La zabawa przy Bułgarskiej!” – tak jednym hasłem można skwitować to, co stało się dzisiaj na Enea Stadionie. Lech zdeklasował rywala z centralnej Polski i byłoby wielce niesprawiedliwym, gdyby to spotkanie zakończyło się innym wynikiem. Kolejorz bawił się grą, każdy element gry funkcjonował dokładnie, jak w szwajcarskim zegarku. Tym samym poznaniacy potwierdzili swoje mistrzowskie aspiracje. Jeśli będą grali kolejne mecze w takim stylu, to mistrzostwo murowane. Pierwsza wygrana od 2022 roku przy Bułgarskiej z Widzewem stała się faktem, który spadł na 10. miejsce w tabeli.

Lech Poznań – Widzew Łódź 4:1 (Sousa 5′, 50′, Ishak 45’+5, 80′ – Kozlovský 52′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,720FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ