Przez ostatnie lata rywalizacji pomiędzy Liverpoolem, a Manchesterem City przed żadnym spotkaniem The Reds nie byli aż tak wyraźnym faworytem, jak w tym. Lepszego czasu na rywalizację z zespołem Pepa Guardioli nie było. Obywatele w ostatnich sześciu meczach raz zremisowali i czterokrotnie przegrali, a The Reds są w znakomitej dyspozycji.
Różnica od początku była widoczna
Mimo że Liverpool jest w kapitalnej formie, a Manchester City w najgorszej od początku kadencji Guardioli to nie spodziewaliśmy się, że The Citizens zostaną aż tak zdominowani. Liverpool od początku spotkania ruszył intensywnym pressingiem w stylu najlepszych czasów w tym elemencie za Jurgena Kloppa, a goście nie potrafili sobie z tym poradzić. Guardiola ustawił aż pięciu zawodników w środku pola i trzech obrońców w rozegraniu (przez co nikt nie trzymał szerokości po prawej stronie boiska), ale bez Rodriego, a także Kovacicia umiejętność utrzymania się przy piłce nie była wystarczająca. Obywatele nie potrafili przedostać się pod pole karne przeciwnika. Pierwszy strzał oddali dopiero w 39. minucie.
The Reds natomiast ostrzeliwali bramkę przeciwnika od pierwszego gwizdka sędziego i nie spuścili nogi z gazu nawet po zdobyciu pierwszego gola w 12. minucie. Mohamed Salah w swoim stylu wykazał się kapitalną wizją gry i z prawego skrzydła wyłożył Gakpo piłkę na tacy. Zespół Arne Slota zdominował przyjezdnych intensywnością i lepszą organizacją w grze bez piłki.
Pep Guardiola musiał coś zmienić, bo jego zespół zmierzał prosto w przepaść
Niecały kwadrans po przerwie na boisku pojawili się naturalni skrzydłowi – Jeremy Doku i Savinho. Oni w połączeniu z nastawieniem Liverpoolu, który obniżył intensywność w grze bez piłki ożywili grę Manchesteru City. Goście zaczęli częściej pojawiać się z piłką w pobliżu pola karnego The Reds, ale nadal trudno to nie był dobrze grający Manchester City. Haaland ciągle był odcięty od gry, więc dogodnych sytuacji sobie nie tworzyli. W pobliżu pola karnego Liverpool kontrolował to, jak atakowali rywale. Ponadto gospodarze potrafili w dobrym momencie wykonać skok pressingowy, odebrać piłkę i ruszyć z szybkim atakiem. W ten sposób podopieczni Arne Slota wywalczyli rzut karny, po którym Mohamed Salah zdobył bramkę na 2:0.
Choć można było liczyć, że mecz o taką stawkę przywróci Manchester City na właściwe tory, to jednak na Anfield było widać dlaczego ostatnie wyniki zespołu wyglądają tak jak wyglądają. Liverpool dał lekcję futbolu i odprawił z kwitkiem kolejnego wielkiego przeciwnika. Przewaga nad Man City wzrosła do 11 punktów, a nad Arsenalem i Chelsea – 9 punktów. The Reds zmierzają sprintem po tytuł.
Liverpool 2:0 Manchester City (12′ Gakpo, 78′ Salah [k.])
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej