Niespodzianek nie było, jednak ile emocji towarzyszyło nam we wczorajszy wieczór. Najpierw formalności dopełniło Molde. A po zakończeniu tego spotkania, po długiej batalii w meczu numer dwa, to zespół z Fredrikstad mógł się cieszyć z biletu na Ullevaal Stadion. Nie obyło się jednak bez skandali.
Molde z pewnym zwycięstwem nad Sandnes Ulf
Powiedzmy sobie szczerze, gdyby ten mecz zakończył się jakimkolwiek innym wynikiem, niż zwycięstwem Molde to byłaby to ogromna sensacja. Przypomnijmy, że Sandnes Ulf to drużyna, która w przyszłym sezonie będzie grać na trzecim szczeblu rozgrywkowym. Trzeba jednak pamiętać, że puchar to puchar. O tym chyba zapomniała większość kibiców Molde, na ślepo rezerwując podróż do Oslo już po wygranym ćwierćfinale. Niespodzianki jednak nie było, a Molde z lekko okrojonym składem dopełniło formalności. Najpierw w 40. minucie do siatki gospodarzy trafił Kristian Eriksen, a na 12 minut przed końcem swoją cegiełkę do tego zwycięstwa dorzucił jeszcze Kristoffer Haugen. Obie bramki padały po stałych fragmentach gry. Szkoleniowiec Erling Moe musiał sobie poradzić bez Magnusa Eikrema i Alberta Posiadały. Kapitan Molde nabawił się kontuzji w ostatnim meczu ligowym. Polski golkiper, który jest jednym z pewnych punktów drużyny rozchorował się tuż przed wylotem do Sandnes. Tym razem nie dane było mu zagrać, chociaż absencja powinna być jedynie chwilowa. Wróćmy jednak do spotkania, bo po jego zakończeniu wyszły pewne sprawy zakulisowe.
Erling Moe w wywiadzie pomeczowym powiedział, że Molde prosiło Sandnes Ulf o nawodnienie murawy przed spotkaniem. Gospodarze jednak odmówili. Trener Sandnes Ulf pytany o tą decyzję powiedział wprost, że było to zagranie taktyczne. Molde jest zespołem o wiele lepszym niż Sandnes Ulf, a oni nie mieli zamiaru pomagać przyjezdnym, przystając na ich prośbę. W regulaminie jest wyraźnie napisane, że zespół gospodarzy sam decyduje czy chcę nawodnić murawę przed spotkaniem. Przepisowo nie ma się więc do czego przyczepić, jednak jest to mały brak fair-play. Pamiętajmy, że nawodnienie murawy pośrednio może pomóc zapobiec ewentualnej kontuzji zawodników.
Dramaturgia w Fredrikstad. Blisko wielkiego skandalu!
W drugim półfinale między Fredrikstad a KFUM Oslo było jednak więcej emocji. Na koniec wygrał zespół lepszy, jednak nie dużo brakło, a gospodarze zostaliby dosłownie okradzeni z finału. Fredrikstad miało akcję pod koniec pierwszej połowy. Po akcji piłkę z bramki wybił obrońca KFUM Oslo. Według arbitrów, gola nie było. Powtórki telewizyjne pokazują jednak, że piłka ta wyraźnie przekroczyła linię bramkową.
Do końca utrzymywał się bezbramkowy remis, jednak na boisku dominowała drużyna gospodarzy. To oni stwarzali sobie sytuacje i nie raz byli blisko objęcia prowadzenie. Do rozstrzygnięcia tego spotkania potrzebny był konkurs rzutów karnych. Tam drużyny szły łeb w łeb aż presji nie wytrzymał Akinyemi z KFUM Oslo a stadion w Fredrikstad eksplodował. Pamiętajmy, że oba te zespoły to beniaminkowie Eliteserien, a KFUM Oslo to prawdopodobnie najmniejszy klub w dziejach norweskiej Ekstraklasy. Taki finał byłby dla nich czymś wielkim. Jednak nie tym razem. Wygrała drużyna lepsza i drużyna, która na to zasłużyła. Odetchnąć z ulgą mogą również sędziowie, bo gdyby wynik był inny, to właśnie oni byliby obwiniani.
Tym samym 7 grudnia na Ullevaal Stadion dojdzie do spotkania Molde z Fredrikstad. Przypomnijmy, że Molde grało w dwóch z trzech ostatnich finałów, gdzie oba wygrali. Teraz jadą do Oslo po raz trzeci w ciągu ostatnich lat. Jeżeli chodzi o Fredrikstad, to musimy cofnąć się aż do roku 2006. Wtedy zespół ze wschodniej Norwegii po raz ostatni rozegrał mecz o to prestiżowe trofeum. Wtedy pokonali oni Sandefjord 3-0.