Ostatnie ze starć pomiędzy Getafe a FC Barceloną miało miejsce na początku sezonu. Niestety zamiast atrakcyjnego futbolu, zapamiętać można było tamto spotkanie przede wszystkim za jedne wielkie igrzyska pełne zapasów i brutalności. Dziś było już zdecydowanie inaczej – Barca śmiało dyktowała warunki gry, dając upust sile swojej formacji ofensywnej.
Festiwal zmarnowanych sytuacji Barcelony
Na początku ekipa Jose Bordalasa pokazywała się z dobrej strony. Goście trzymali się kompaktowo, potrafili odebrać piłkę wysoko na połowie rywala i przejść do ataku. Na celownik raz po raz brany był nie bez powodu Frenkie de Jong. Holender ma w tym sezonie widoczne problemy w defensywie i w planie przeciwników ewidentnie było wykorzystanie tego elementu. Natomiast pozostali członkowie defensywy Dumy Katalonii byli na tyle dobrze zorganizowani, że nawet jeśli de Jong dawał odebrać sobie futbolówkę, otrzymywał na czas potrzebną asekurację.
Z czasem Blaugrana zaczęła więc odzyskiwać swój rytm i przenosić grę na połowę Getafe. Dobrze wyglądały dziś m.in. stałe fragmenty wykonywane przez piłkarzy Xaviego. Już w 8. minucie Raphinha po dośrodkowaniu od Gundogana oddał naprawdę groźny strzał tuż nad poprzeczką z bardzo trudnej pozycji. Przy kolejnych tego typu sytuacjach goście również nie mieli łatwo, aby bez problemu oddalić zagrożenie. Natomiast głównym środkiem Barcelony na radzenie sobie z defensywą rywali były podania za linię obrony. Jedno z takich zagrań w 20. minucie na gola zamienił Raphinha. Jules Kounde posłał świetną piłkę górą do Brazylijczyka, a ten wychodząc do sytuacji sam na sam zachował się jak rasowy napastnik.
Niestety dla fanów Barcy, było to najlepsze wykończenie jednej z wielu okazji, jakie gospodarze mieli w pierwszej odsłonie meczu. Duet Raphinha & Felix marnował kolejne szanse w spektakularny sposób, przyprawiając kibiców na stadionie o ból głowy. Zespół Xaviego mógł, a wręcz powinien prowadzić do przerwy dwa albo i trzy do zera. Tymczasem katalońska formacja musiała zadowolić się jednobramkowym prowadzeniem.
Barca rozmontowała Getafe
Nieskuteczna postawa FC Barcelony z pierwszej połowy mogła się zemścić już na początku drugiej. W 49. minucie bardzo niewygodny strzał z okolic 16. metra oddał Luis Milla. W tej sytuacji znakomitą interwencją popisał się Ter Stegen, który uratował Barcę przed resetem do standardowego scenariusza, w którym Blaugrana daje rywalom złapać oddech. Dzięki Niemcowi Duma Katalonii kilka minut później w końcu osiągnęła pułap dwóch bramek przewagi. W 53. minucie Andreas Christensen bardzo dobrze podłączył się do akcji ofensywnej, gdzie z pozycji prawoskrzydłowego wyłożył Felixowi piłkę jak na tacy, a ten z bliska umieścił ją w siatce. Chwilę później Lewandowski zdobył trzeciego gola, ale znalazł się na spalonym.
Było to jednakże tylko odłożenie tego co nieuchronne w czasie. W 61. minucie defensywa Getafe znów nie upilnowała Raphinhi balansującego na linii spalonego. Brazylijczyk dobiegł pierwszy do futbolówki i dograł do lepiej ustawionego de Jonga, a ten uderzył na pustą bramkę i podwyższył prowadzenie. Zaryzykuje stwierdzenie, że była to najbardziej przekonująca godzina gry w wykonaniu zespołu Xaviego od czasu pamiętnych wygranych 5:0 z Betisem i Antwerpią na początku sezonu. Rywale Barcelony nie byli w stanie stworzyć praktycznie żadnego zagrożenia, a gospodarze kontrolowali wydarzenia boiskowe z dużą swobodą. Naprawdę przyjemnie się to oglądało.
I taki obraz meczu pozostał już do końcowego gwizdka. Barca szukała kolejnych bramek, a zdewastowane Getafe w opłakany sposób próbowało bronić się przed kolejnymi ciosami. Wynik meczu w 90+1. minucie ustalił Fermin Lopez, który dobił piłkę po strzale Vitora Roque. W zasadzie jedyne co można zarzucić Barcelonie, to wysoka nieskuteczność i brak zmian kluczowych zawodników przez Xaviego przy komfortowym wyniku. Poza tym był to naprawdę dobry występ FC Barcelony, który dał sympatykom klubu wiele radości w sobotnie popołudnie.