Romantyczny walentynkowy wieczór? Wiadomo, że Paryż. Praktycznie co roku trafia się, że 14 lutego, rozgrywki 1/8 finału Ligi Mistrzów można obejrzeć na Parc Des Princes. W tym roku los zetknął Paris Saint-Germain oraz Real Sociedad. Mecz może nie na szczycie, co nie oznacza, że obyło się bez emocji. Kluczem do wygranej jak zwykle był Kylian Mbappe.
Real Sociedad zaskoczyło ofensywnym podejściem
Zawodnicy hiszpańskiego klubu rozpoczęli spotkanie z niesamowitym animuszem. Pomimo ich ostatniej niemocy strzeleckiej, w pierwszych minutach całkowicie przycisnęli gospodarzy do muru. Trener Imanol Alguacil nastawił drużynę na atak i zdawało się to zdawać egzamin. Jednak piłkarzom PSG szybko udało się zejść z tej karuzeli. Paryżanie dwukrotnie wyszli z szybkim atakiem, czym ostrzegli przeciwników przed tak ofensywnym graniem. Kluczem do tego był oczywiście Kylian Mbappe. Jak powszechnie wiadomo, Francuza nie da się zatrzymać w pojedynku biegowym. Przekonał się o tym Igor Zubeldia, który zza pleców Mbappe mógł patrzeć, jak Alex Remiro ratuje drużynę przed utratą bramki.
Mimo wszystko, pierwsze pół godziny było zdecydowanie pod dyktando gości. Brakowało tylko finalizacji. Zarówno Takefusa Kubo jak i Andre Silva mylili się nieznacznie. Głównym źródłem zagrożenia był Japończyk, dosyć swobodnie poczynający sobie po prawej stronie boiska. W grze gospodarzy brakowało przede wszystkim utrzymania się przy piłce. Prócz tego nie widać było luzu, swobody w graniu czy błyskotliwości w działaniach ofensywnych. Próbował co prawda Mbappe, lecz zazwyczaj był w tym osamotniony.
Później gra się już wyrównała. Oba zespoły przeszły do fazy ataków pozycyjnych i posiadania piłki. Spadło także tempo spotkania, co było do przewidzenia. Nie da się bowiem grać na tak wysokiej intensywności bez przerwy. Na najlepszą sytuację (prócz tej Mbappe) trzeba było czekać aż do doliczonego czasu gry. To wtedy kawałek wolnej przestrzeni przed polem karnym Paris Saint-Germain znalazł Mikel Merino i huknął lewą nogą w stronę bramki bronionej przez Gianluigiego Donnarummę. Włoch zdołał się wyciągnąć i obronić strzał zmierzający prosto w okienko.
Mbappe i Dembele wzięli grę na siebie
Po przerwie nie zmieniło się zbyt wiele. Piłkarze Realu Sociedad wciąż swobodnie poczynali sobie na boisku, ale nie potrafili tego zamienić na gola. To zemściło się na nich w 58. minucie. Po rzucie rożnym z radaru obrońców zniknął Mbappe i dopadł do zbitej przez Marquinhosa piłki, pakując ją do bramki. Naprawdę szkoda zespołu Txuri-Urdin, bo ich gra miała prawo się podobać. Nieprzypadkowo jednak notowali przed tym meczem serię czterech spotkań, bez zdobytej bramki. Nie da się wygrać meczu, jeśli nie potrafi się strzelić gola.
Po bramce ruszyło się coś w ofensywie Les Parisiens. Prym wiódł Mbappe. Napędzony strzeleniem gola 25-latek dwukrotnie z dystansu straszył Remiro. Najbliżej bramki było, gdy trafiał w poprzeczkę. Z minuty na minutę rozpędzał się także Ousmane Dembele. Powodem były przewinienia na Francuzie, których dopuszczali się defensorzy Realu. Dembele jakby postawił sobie za cel zrewanżowanie się im i był w tym skuteczny. Skrzydłowy dryblował i mijał swoich oponentów jak tyczki, ośmieszając ich wielokrotnymi zmianami kierunku biegu. Robił to, w czym jest najlepszy. To właśnie były gracz Barcelony napędził akcję bramkową, którą perfekcyjnie wykończył Bradley Barcola.
Widać było, że piłkarze z Baskonii znacząco opadli z sił. Zmiany dokonywane przez ich szkoleniowca nie wniosły potrzebnego ożywienia. W szeregach gospodarzy nie zatrzymywał się zawsze groźny Mbappe. Gwiazda paryskiego klubu próbowała swoją indywidualnością rozrywać defensywę Realu wzdłuż i wszerz. Kolejnego gola zdobyć już się nie udało. Myślę, że Luis Enrique może być zadowolony ze swoich zawodników. Pomimo dobrej gry przeciwników, to jego podopieczni zapewnili sobie przyzwoitą zaliczkę przed rewanżowym meczem na Estadio Anoeta.