Podczas gdy na europejskich boiskach kończy się rywalizacja w fazie grupowej eliminacji Euro 2024, u nas nadrabiane są również zaległości w Ekstraklasie. Dzisiaj Widzew zmierzył się z Ruchem. Obydwa kluby jak na razie nie radzą sobie najlepiej. Ekipa z Łodzi zdobyła po 14 kolejkach 16 punktów i zajmuje 14. miejsce — w ostatnich 5 ligowych spotkaniach wygrali tylko raz. Znacznie gorzej wygląda sytuacja Ruchu. Po 14 spotkaniach mieli 7 punktów mniej niż ich dzisiejszy rywal, zajmując przedostatnie miejsce. Na zwycięstwo Niebiescy czekają od 28 lipca, kiedy to pokonali ŁKS 2:0. Choć był to mecz przyjaźni, co na trybunach podkreślili kibice, to było wiadomo, że na boisku przyjaźni nie będzie.
Pierwszy gol Ruchu mimo słabej gry
Na starcie tego spotkania Ruch wyglądał słabo i ospale. Widzew natomiast był zupełnym przeciwieństwem przeciwnika. Grali dynamicznie i energicznie, mieli z gry więcej i to oni byli zdecydowanie bliżej zdobycia inaugurującej bramki. Piłka jednak lubi zaskakiwać. W 16. minucie podopieczni Jana Wosia zagrali piłkę z rogu, która odbiła się od jednego z defensorów Widzewa. Następnie uderzyła w poprzeczkę, a z tego zamieszania zwycięsko wyszedł Mateusz Bartolewski, dając Ruchowi pierwszego gola.
Bartolewski dał impuls chorzowianom do ataku i chcieli pójść za ciosem. Jednak gra przyjezdnych bardziej sprowadzała się do dobrego ustawienia defensywy, która skutecznie radziła sobie z atakami gospodarzy. W pierwszej połowie zdarzyło im się parę razy zaatakować, ale większych korzyści to nie przyniosło. Widzew nie chciał tak zostawić tego wyniku z beniaminkiem i również napierali. W 23. minucie długie podanie otrzymał Jordi Sanchez, który niedługo potem znalazł się w sytuacji sam na sam. Pokonał Krzysztofa Kamińskiego, jednak nie wykazał się odpowiednim timingiem — sędzia liniowy podniósł chorągiewkę.
Zdecydowana większość gry miała miejsce na połowie Ruchu. Łodzianie nieskutecznie naciskali, chorzowianie skutecznie się bronili. Choć podopieczni Daniela Myśliwca na boisku prezentowali się lepiej, to musieli zejść na przerwę z jednobramkową stratą. Widzewiacy spędzili dużo czasu na połowie Ruchu, co nie przyniosło im większych korzyści. Ruch z kolei aż tyle do powiedzenia w ofensywie nie miał, lecz miał jedną szansę, którą bezlitośnie wykorzystał. Kwestia rozstrzygnięcia tego starcia nadal pozostawała otwarta.
Widzew z wyrównaniem, Ruch z 2 czerwonymi kartkami
Na drugą połowę łodzianie wyszli zmobilizowani, co od razu przyniosło efekty. W 47. minucie do pola karnego zbliżył się Fabio Nunes. Portugalczyk zatańczył z obroną, uderzył z około 16 metrów i pięknym, podkręconym strzałem nie dał szans Krzysztofowi Kamińskiemu. Lepiej drugiej połowy gospodarze zacząć nie mogli.
Dla Ruchu to wcale nie był koniec problemów. W 50. minucie Nunes został wręcz wycięty z trawą przez Szymona Szymańskiego, gdy Portugalczyk zmierzał z piłką ku bramce. Sędzia w tym przypadku nie miał najmniejszych wątpliwości i przyznał bezpośrednią czerwoną kartkę. Utrata prowadzenia i gra w dziesiątkę — ostatnie 40 minut gry nie zapowiadało się dobrze dla ekipy z Górnego Śląska.
Podopieczni Daniela Myśliwca nie przestawali naciskać, zwłaszcza że Ruch był osłabiony. Zdecydowanie przeważali w tym meczu — nie pozwalali wyjść chorzowianom na wyjście z własnej połowy, o podejściu pod pole karne Jana Krzywańskiego nie wspominając. Jednak liczy się jakość, nie ilość. Bramka Ruchu była oblężona, lecz takiej przewagi Widzewiacy nie mogli zamienić na drugą bramkę. Pomocną dłoń „wyciągnął” im zespół przyjezdnych. W 65. minucie z piłką ku bramce biegł Antoni Klimek, który będąc na czystej pozycji został sfaulowany przez Konrada Kasolika. W takiej sytuacji decyzja sędziego nie mogła być inna — druga czerwona kartka w zespole Jana Wosia.
Widzew ze zwycięskim golem!
Po wyrzuceniu Kasolika z boiska chorzowianom nie pozostało nic innego, jak gra na wynik. Postawili w polu karnym „autobus”, bronili się praktycznie całą drużyną. Czas kibicom i piłkarzom Ruchu dłużył się niemiłosiernie. Widzew natomiast był wręcz zobligowany do objęcia prowadzenia, z czym wyraźnie mieli problemy, choć byli groźni w ofensywie.
Powoli zanosiło się na remis w Łodzi. Jednak dobrą szansę Widzewiacy mieli w 87. minucie. Najpierw strzelił Luis da Silva — obronił Kamiński. Dobijał Sanchez — nieskutecznie. Przy piłce znalazł się Adam Hanousek. Czech uderzył z 16 metrów na bramkę i wreszcie złamał szyki obronne Ruchu.
Gol Hanouska okazał się być golem na wagę zwycięstwa. Należy jednak docenić Ruch, który dzielnie się bronił, mimo gry w podwójnym osłabieniu. Widzew długo się męczył, długo nieskutecznie oblegał bramkę, lecz na zwycięstwo zasłużył. Prezentowali się lepiej na boisku, zdominowali rywala i mieli z gry więcej.