Thomas Tuchel przez ostatnie dni mógł zasypiać z myślą — to jest mój czas, wszystko układa mi się idealnie. Manuel Neuer w końcu wrócił między słupki, kończąc tragikomedię z poszukiwaniami odpowiedniego bramkarza. Harry Kane strzela gola za golem, udowadniając, że wydatek 100 milionów euro na jego transfer miał sens. Bayern wygrywa mecz za meczem — po fatalnym starciu o Superpuchar notując 13 kolejnych spotkań bez porażki. Bawarczycy rośli w siłę, a zwycięstwo 8:0 przeciwko Darmstadt miało być pokazem monachijskiej potęgi. 1. FC Saarbrücken? Umówmy się, 15. drużyna 3. Ligi miała prosić o najmniejszy wymiar kary… To nie mogło się skończyć inaczej, niż wysokim zwycięstwem Bayernu, prawda?
Strzelony gol zabił motywację Bayernu?
Tuchel nie chciał ryzykować szokującej wpadki i wystawił bardzo silny skład z m.in. Müllerem, Daviesem, Kimmichem czy Sane. Ten pierwszy płaskim uderzeniem zza pola karnego dał jasny sygnał, że Bayern interesuje pewne zwycięstwo i awans do kolejnej rundy Pucharu Niemiec. Była ledwie 16. minuta i właściwie rywalizacja była już rozstrzygnięta. Ale czy na pewno? Właśnie takie myślenie zgubiło przyjezdnych. Bayern zamiast chęci zmiażdżenia rywala, myślał już o kolejnym meczu, do końca pierwszej połowy nie oddając już nawet jednego celnego uderzania! To musiało się zemścić. W doliczonym czasie gapiostwo defensywy Bawarczyków wykorzystał Patrick Sontheimer i zrobiło się niezwykle nerwowo. Zespół Tuchela miał zdemolować trzecioligowca, a schodził na przerwie jedynie z remisem. Na właśnie życzenie, bowiem piłkarze zamiast pójść za ciosem, chcieli jedynie dograć resztę spotkania. Jakby tego było mało, groźnie wyglądającej kontuzji doznał Matthijs de Ligt — wstępnie mówi się o urazie więzadła pobocznego przyśrodkowego.
Nerwy rosły… a Bayern tego nie lubi
Niemiecki szkoleniowiec zdał sobie sprawę, że ryzyko wstydliwej wpadki jest możliwe. W 60. minucie wpuścił na boisko Musialę, Gnabry’ego oraz Comana. Bayern miał już nie jednego, a dwóch rywali. Nastawione na obronę 1. FC Saarbrücken oraz czas, który działał na korzyść trzecioligowca. Bawarczycy rzadko kiedy muszą grać pod presją upływających minut, zamiast bawić się „napoczętym” przeciwnikiem. Tym razem próba koronkowego budowania ataków pozycyjnych nie miała większego sensu. Większość prób możemy podsumować krótko — kilkadziesiąt nic niewnoszących podań, które nie kończyły się strzałem ani udanym dośrodkowaniem. Stałe fragmenty gry? Katastrofa. Nic nie wychodziło dziś Bawarczykom, może właśnie dlatego, że presja wyniku zabijała standardową pewność siebie?
Bayern był absolutnie bezradny i czekał na dogrywkę. Cierpienie gości skróciła jedna, jedyna kontra gospodarzy, którą na gola w 6. minucie doliczonego czasu zamienił Marcel Gaus. Jedna z największych sensacji ostatnich lat w niemieckim futbolu? Owszem. Bayern Monachium jak najbardziej na nią zasłużył. To tylko Puchar Niemiec — mógłby ktoś powiedzieć. Pamiętajmy jednak, że działacze bawarskiego klubu tonowali ostatnio optymizm, uprzedzając, że Tuchel ma walczyć o wszystkie trofea. Dziś wiemy już, że jedno z nich jest przegrane. Ostatni raz Bayern został wyeliminowany z Pucharu Niemiec przez trzecioligowca… 23 lata temu. Niech to świadczy o skali dzisiejszej kompromitacji.