Wydaje się, że w obecnej hierarchii polskich napastników, pozycja tuż za plecami Roberta Lewandowskiego przypada Karolowi Świderskiemu. To o tyle smutne, że napastnik Charlotte nie ma ostatnio wysokiej skuteczności strzeleckiej. 26-latek czekał na gola od 30 lipca, gdy pokonał golkipera meksykańskiej ekipy Necaxa. Tej nocy Świderski w końcu ponownie znalazł drogę do siatki.
Świderski uderzeniem z bliskiej odległości podwyższył prowadzenie Charlotte w starciu przeciwko Philadelphii. Gospodarze prowadzili 2:0, jednak nie udało im się dowieźć wygranej do końca. Mimo prób wymęczenia zwycięstwa (2 żółte kartki za grę na czas, w tym jedna dla Kamila Jóźwiaka), rywal wyrównał w 7 minucie doliczonego czasu uderzeniem z rzutu karnego. Charlotte pozostaje więc na 12. miejscu konferencji wschodniej. Za jej plecami „czai się” Inter Miami, który z Leo Messim próbuje przebić się do play-offów.
Świderski w obecnym sezonie MLS uzbierał 7 trafień i 4 asysty
Wynik solidny, jednak długie serie spotkań bez gola mogą niepokoić. Nic nie ujmując amerykańskim rozgrywkom, życzeniowo chcielibyśmy, by Karol podjął próbę występów w ambitniejszej lidze. MLS to oczywiście wielu ciekawych zawodników, ale i defensorzy o momentami amatorskim poziomie. Oczywiście, Świderski zdaje sobie sprawę ze swoich możliwości i taki poziom rozgrywek prawdopodobnie mu odpowiada.
Bądźmy także uczciwi. Hdyby nie fatalna sytuacja Krzysztofa Piątka czy Arkadiusza Milika, Świderski pewnie nie byłby brany pod uwagę przy ustalaniu pierwszego składu reprezentacji Polski. A skoro konkurenci mają dramatycznie niską skuteczność, to pierwszy gol od lipca w wykonaniu Karola Świderskiego powinien dać mu miejsce w kadrze na kolejne zgrupowanie kadry narodowej. MLS nie jest najsilniejszą ligą, a Świderski nie rzuca na kolana swoimi występami. Faktem jest jednak, że i tak wygląda lepiej niż pozostali polscy napastnicy (oczywiście poza Lewandowskim), bo przynajmniej potrafi skierować piłkę do siatki.