RB Lipsk nie bez powodu uznawany jest za jednego z potencjalnych „czarnych koni” obecnej edycji Ligi Mistrzów. Niemiecki zespół mimo sprzedaży wielkich gwiazd pokroju Christophera Nkunku, Dominika Szoboszlaia czy Josko Gvardiola, potrafił rozsądnie wzmocnić zespół, a nowe nabytki radzą sobie nie gorzej niż ich poprzednicy. Wyjazdowy pojedynek z Young Boys miał więc oczywistego faworyta — ale wypada pamiętać, że szwajcarska drużyna w ostatnich latach potrafiła zaskoczyć, pokonując m.in. Juventus czy Manchester United. Chociażby z tego względu, niemiecki zespół nie mógł lekceważyć przeciwnika.
Mocny początek Lipska
Podopieczni Marco Rose postanowili od początku spotkania zdominować swojego rywala. Na pierwszego gola meczu — a zarazem obecnej edycji Champions League czekać musieliśmy ledwie do 3. minuty. Co ciekawe — Lipsk do tego momentu miał już 2 dogodne sytuacje, jednak Openda i Schlager nie zdołali wpakować futbolówki do siatki. Ta sztuka powiodła się Mohamedowi Simakanowi, który wykorzystał wrzutkę z rzutu rożnego. RB nie mogło rozpocząć lepiej, ale paradoksalnie — szybko strzelony gol nieco uśpił czujność gości. Mieli olbrzymią przewagę, strzelili gola i poczuli się zbyt pewnie.
W dalszej części pierwszej połowy widzieliśmy przewagę RB, z której niewiele wynikało. Niby Lipsk dominował, ale przełożyło się to na łącznie ledwie dwa celne strzały na przestrzeni pierwszych 30 minut. Young Boys poczuli siłę ciosu niemieckiej drużyny, ale jednocześnie przekonali się, że przeciwnik wcale nie jest nie do pokonania. Mniej więcej około 25 minuty szwajcarski zespół zaczął radzić sobie coraz lepiej, aż w końcu w 33. minucie sytuacyjne uderzenie Meschacka Elii z linii pola karnego doprowadziło do wyrównania. Jeśli RB Lipsk chciało szybko zamknąć mecz i spokojnie dowieźć zwycięstwo, to jedynie pierwszą część planu wykonało zgodnie z oczekiwaniami.
Po zmianie stron niemiecki zespół znów skupił się na ofensywie
Szwajcarzy ponownie musieli cofnąć się w okolice własnego pola karnego i wyczekiwać na szarże rywali. Czas nie grał jednak na ich korzyść, tymczasem Young Boys szanowali jeden punkt, starając się uspokoić tempo meczu. Prawdziwe wejście smoka zaliczyć mógł Benjamin Šeško, który chwilę po wejściu na murawę wykorzystał wrzutkę Xaviego Simonsa i posłał futbolówkę do bramki. Arbiter dostrzegł jednak minimalnego spalonego. To był swoisty tekst dojrzałości dla piłkarzy Marco Rose, z którym zdołali sobie poradzić. W 73. minucie prowadzenie gościom przywrócił bowiem Xaver Schlager, który precyzyjnym uderzeniem nie dał szans Anthony’emu Racioppiemu.
Nie będziemy przesadnie chwalić szwajcarskiego zespołu, bowiem tak naprawdę wykorzystali chwilę gapiostwa rywala, w drugiej połowie prezentując się zbyt bojaźliwie. Gdy jednak spróbowali podjąć ryzyko w końcówce, golem z kontry ukarał ich Benjamin Šeško. Z dziennikarskiego obowiązku — Łukasz Łakomy cały mecz spędził na ławce rezerwowych. Piłkarze Marco Rose mogli dziś zanotować niemiłą wpadkę, ale finalnie „przepchnęli” mecz i mogą skupiać się na kolejnych wyzwaniach. Wynik się zgadza, samo spotkanie nie było co prawda spacerkiem, ale RB Lipsk wybitny z uderzenia potrafił wrócić do swojej gry i udowodnić, że jest po prostu lepszą drużyną.