W dniu inaugurującym nowy sezon LaLiga otrzymaliśmy spotkanie dwóch mocnych firm – Sevilli z Valencią. Tak jednak jak i druga zmagała się w poprzednim sezonie z mniejszymi lub większymi problemami. O ile Los Nervionenses wydawali się powoli wychodzić na prostą, tak w ekipie Los Ches trudno o większy optymizm. Zwycięstwo w pierwszym meczu sezonu mogłoby jednak dobrze nastroić zespół na kolejne tygodnie.
Mało jakości czysto piłkarskiej
Nie ma co ubarwiać, mecz ten nie był piłkarskim spektaklem. Sevilla Jose Luisa Mendillibara gra bardzo prostą piłkę, nie komplikując sobie życia zbędną efektownością. Tym razem jednak nawet to wydawało się im sprawiać problemy. Brakowało ruchu i dokładności w podaniach. Po drugiej stronie największym zaskoczeniem był Mouctar Diakhaby ustawiony w środku pola. Francuz musiał poruszać się w nieznanym sobie terenie, i robił to niczym słoń w składzie porcelany. Od samego początku w oczy rzucały się braki techniczne tego zawodnika, które dyskwalifikowały go jako rozgrywającego. Pomysł ustawienia go na tej pozycji, delikatnie ujmując, nie był najbardziej trafionym. Mimo to należy przyznać, że to ofensywne próby Valencii oglądało się lepiej, chociaż nadal trudno powiedzieć, aby było to przyjemnością.
Szok na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán
Sevilla na początku drugiej połowy przejęła kontrole nad meczem, ale nie bardzo wiedziała, co w takiej sytuacji zrobić. Ich jedynym pomysłem wydawało się zagranie na skrzydło i próba dośrodkowania, ale mało z takich zagrań kończyło się w ogóle strzałem. Valencia chociaż miała mniej z gry, tak wyglądała na drużynę z większym pomysłem. Ekipa Rubena Barajy wyprowadziła jeden dobry kontratak, zakończony golem Diakhaby’ego. Francuz wyglądał nieporadnie w polu karnym, ale udało mu się skierować piłkę do bramki Bounou.
Gospodarze powtarzali swój schemat jednak tak długo, aż w końcu im wyszło. W 70. minucie Suso wreszcie posłał perfekcyjne dośrodkowanie, a Youssef En Nesyri skierował piłkę do bramki. Sevillistas wyczuli swoją szansę i zintensyfikowali swoje starania. To im zależało na szukaniu kolejnej bramki, podczas gdy ekipa Valencii skupiała się na obronie. Sytuacja zmieniła w 81. minucie, kiedy czerwoną kartkę zobaczył Loïc Badé. Gospodarze musieli grać z większą rozwagą, co wpłynęło na ich zapędy w ofensywie. Valencia poczuła się nieco śmielej i zaczęła wychodzić wyżej. Chwilę później wykorzystała przewagę liczebną. Hugo Duro dograł piłkę do Javiego Guerry, a młody wychowanek Valencii zdobył gola na wagę zwycięstwa. Sevilla szukała jeszcze gola wyrównującego, ale ostatecznie muszą przełknąć gorycz porażki.