Mistrz Anglii i obecny wicelider tabeli, Manchester City z powracającym do składu Erlingiem Haalandem przeciwko ostatniemu w tabeli Southampton. Na papierze – różnica klas. W praktyce, mimo wyniku sugerującego dość komfortowe zwycięstwo Manchesteru City, dla zespołu Pepa Guardioli nie był to wcale spacerek. Nie w Premier League takie rzeczy.
Święci wyszli na mecz z dużą odwagą
Nie bali się zagrać wysokim pressingiem przeciwko tak dobrze wyszkolonej technicznie drużynie, jak Manchester City. Taka jest jednak filozofia Rubena Sellesa i w taki sposób osiągają oni najlepsze wyniki. Już na początku spotkania dostaliśmy przykład, jak duże ryzyko niesie za sobą próba odzyskania piłki blisko bramki Manchesteru City. Zespół Guardioli w genialny sposób wyszedł spod pressingu, ale akcja nie zakończyła się bramką. Sposób bronienia gospodarzy przynosił jednak więcej korzyści niż kłopotów. Ich kompaktowe ustawienie 4-4-2 sprawiało, że City mieli kłopoty z progresją piłki. W pierwszej połowie oddali tylko 5 strzałów.
W tego typu meczach w ich grze brakuje bezpośredniego zagrania na wolne pole do Erlinga Haalanda, aby wykorzystać jego szybkość i w prosty sposób przenieść grę w tercję ataku. W przeszłości, grająć z „fałszywą 9-tką” wykorzystywali go, aby zrobić przewagę w środku pola i w ten sposób zmusić rywala do wycofania się. Teraz napastnik jest inny, więc trzeba grać pod jego atuty. To natomiast zrobił pod sam koniec pierwszej połowy Kevin De Bruyne. Belg precyzyjnie dośrodkował w pole karne, a Norweg po strzale głową wyprowadził zespół na prowadzenie. Pep Guardiola mógł odetchnąć z ulgą, ponieważ wcześniej jego zespołowi gra nie układała się tak, jak powinna, a po zdobyciu bramki teoretycznie powinno być łatwiej.
I tak też było
W drugiej połowie mecz stał się zdecydowanie bardziej otwarty. Manchester City miał znacznie więcej okazji do szybkich ataków i skutecznie je realizował. Najpierw po prostopadlym podaniu De Bruyne’a prowadzenie podwyższył Jack Grealish, a następnie, znowu po akcji lewą stroną Anglik tym razem dośrodkował w pole karne, a swoją drugą bramkę tego dnia zdobył Erling Haaland. Ale za to w jaki sposób – uderzeniu nożycami. Worek z bramkami już całkowicie się rozwiązał. Honorowego gola dla gospodarzy strzelił Sekou Mara, ale Obywatele błyskawicznie odpowiedzieli golem Juliana Alvareza z rzutu karnego.
Manchester City miał dzisiaj słabsze momenty, ale jednocześnie pokazał, że na przestrzeni 90 minut bardzo trudno jest zniwelować ich atuty. Nawet jeśli rywal dobrze broni to prędzej, czy później zespół Pepa Guardioli znajdzie drogę do siatki, a później gra im się już zdecydowanie łatwiej. Manchester City sprawia wrażenie zespołu, który wszedł na najwyższe obroty, a to w kontekście walki o mistrzostwo Anglii i Ligę Mistrzów wróży bardzo dobrze.
Manchester City 4:1 Southampton (Haaland x2, Grealish, Alvarez – Mara)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej