Jack Grealish – piłkarz, do którego trzeba mieć bardzo dużą cierpliwość

Latem 2021 roku do Manchesteru City za około 100 mln funtów trafił Jack Grealish. Już wtedy wróżono Anglikowi genialną karierę. Mówiono, że przerósł on swoimi umiejętnościami Aston Villę, że dobrą decyzją i naturalnym krokiem do przodu będzie dołączenie do „The Citizens”. Jednak sukcesy nie przyszły od razu.

REKLAMA

Trudne początki

Wejście angielskiego skrzydłowego było co najmniej trudne, wręcz koszmarne, którego nie ominęła solidna garść krytyki. Nic w początkowej fazie pobytu Grealisha na Etihad Stadium nie grało. Często spowalniał akcje, pogrążał się w nieudanych dryblingach i sprawiał wrażenie człowieka, którego przerasta gra pod okiem Pepa Guardioli. Hiszpan jednak uspakajał. Na średnio co drugiej konferencji prasowej szkoleniowiec twierdził, że trzeba poczekać. Zwracał również uwagę, że Anglik przechodzi proces adaptacji i stopniowe wprowadzanie go do składu przyniesie sukces. I przyniosło, podobnie jak w przypadku chociażby Nathana Ake.

Brak liczb kluczem do sukcesu?

O ile brak liczb ciążył na Jacku Grealishu w pierwszym sezonie jego pobytu w Manchesterze City, to w tym sezonie (jego drugim), udało się Anglikowi sprawić, że ten brak stał się jego atutem. Przecież w pierwszym sezonie we wszystkich rozgrywkach w 39. spotkaniach strzelił 6. goli, notując 4. asysty. Dramat. Pod kątem wizerunkowym i sportowym nie tylko samego zawodnika. Przecież klub wydał 100 milionów funtów. Wierzył, że to będzie transfer, który zmieni i udoskonali jeszcze bardziej grę „Obywateli”. Tak nie było, ponadto znacznie częściej mówiło się o Philu Fodenie, jego koledze i rywalu w klubie i reprezentacji Anglii. Narzekano i mówiono o jednym z największych „flopów” transferowych ostatnich lat w Premier League.

Sezon 2022/2023 zmienił sytuację Jacka Grealisha o niemal 180 stopni. Deklaracje Pepa Guardioli się sprawdziły. Grealish dostaje więcej szans, a czas który spędza na murawie stara się spożytkować w jak najlepszy sposób. I może jego liczby w trakcie tego sezonu jakoś diametralnie się nie zmieniły – w 37. spotkaniach zdobył 4. Gole i 8. asyst, ale jego wpływ na grę już tak. Anglik stał się zdecydowanie bardziej aktywny, jeszcze bardziej przebojowy niż podczas jego przygody w Birmingham. Stał się elementem niezbędnym, człowiekiem, któremu trzeba zaufać i na niego stawiać. Działa wiele w ataku, lecz nie jest też dla niego problemem, aby pomóc kolegom w grze obronnej.

Oglądając go na lewym skrzydle odnosi się wrażenie, że warto było czekać na taką wersję Anglika. Lewe skrzydło po prostu płonie i widać na nim radość z gry. W końcu się udało i nie można już mówić o nieudanym transferze. Bardzo dobrze wydane 100 milionów funtów. Niesamowicie się odwróciła sytuacja, pokazując jednocześnie, że często warto poczekać na danego piłkarza, a aklimatyzacja, o której często mowa nie jest jedynie mityczna.

Ojcowie coraz lepszych rezultatów

Nie tylko Pep Guardiola staje za jeszcze większym rozwojem Jacka Grealisha. Owszem możemy mówić o wszystkich trenerach w szkółkach Aston Villi, których na swojej ścieżce sportowej poznał Anglik, lecz większość z nich byłaby dla nas zupełnie anonimowa. Wiemy, że na pewno dołożyli swoją cegiełkę do tego sukcesu. Jednak drugim ojcem dobrej formy i jakości piłkarskiej reprezentanta Anglii jest obok Guardioli Gareth Southgate. Zarówno angielski jak i hiszpański szkoleniowiec są wręcz zakochani w Jacku Grealishu. Ufają mu bezgranicznie i czasem można odnieść wrażenie, że obronią go, gdyby kogoś zastrzelił. Wiedzą jaki on jest, poznali się na nim i wiedzą, że może dać coś w najmniej spodziewanym momencie. Wtedy kiedy nawet oni się tego nie spodziewają. Dlatego właśnie chcą często widzieć Anglika na boisku.

Mają jednak problem, ponieważ mają w swoich szeregach innego Anglika – Phila Fodena. Obaj grają na podobnych pozycjach, co prawda Jack ostatnio częściej na lewej stronie. Jednakże zarówno Phil i Jack to piłkarze, którzy uwielbiają być w centrum uwagi na boisku i często zestawienie ich jednocześnie się ze sobą gryzie. Od przybytku głowa nie boli, jednak nie w tym kontekście, nie w kontekście tych obu angielskich piłkarzy.

Obaj szkoleniowcy wierzą w Anglika. Stawiają na niego, obdarzają potrzebnym zaufaniem. Genialne też są obrazki, gdy po udanym meczu Jacka Grealisha, Pep Guardiola ściska go jak swojego syna, którego gdyby mógł to by nie puścił. Czekał, czekał i się doczekał. Znowu zwyciężył Hiszpan. Media robiły z niego wariata, dlaczego on tak w niego wierzy, dlaczego mu tak ufa, a on ze stoickim spokojem mówił „dajcie mu czas, spokojnie.”. Czas przyszedł, właśnie teraz, a Pep może sobie odhaczyć w swoim zeszycie kolejnego piłkarza, do którego dołożył swoją cegiełkę w celu jego rozwoju. Nie oszukujmy się, ale oglądamy obecnie najlepszą wersję Jacka Grealisha w całej jego karierze. Takiego jakiego nigdy wcześniej nie znaliśmy.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ