W Wielki Czwartek na Tarczyński Arena do Wrocławia przyjechał uskrzydlony wygranymi derbami Śląska – Piast Gliwice. Na wiosnę gliwiczanie zmienili swoją grę o 180 stopni i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Do niedawna w kontekście tej drużyny mogliśmy sobie zadawać pytanie: „Czy Piast Gliwice się utrzyma w Ekstraklasie”, a teraz raczej to wygląda tak, że pytamy: „Jak wysokie miejsce zajmie na koniec sezonu drużyna Aleksandara Vukovica”. Z kolei w grze gospodarzy nie widać takiej zmiany i Śląsk cały czas nie może być pewny swojej przyszłości w Ekstraklasie. Nie widać żadnej poprawy gry, a drużyna Ivana Djurdjevica przed dzisiejszym meczem była bez wygranej od czterech spotkań. Widmo strefy spadkowej nasila się nieubłaganie i takie mecze jak z Piastem należałoby zamieniać na zwycięstwa jeśli wrocławianie chcą się utrzymać w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.
Bezproduktywny Śląsk
Oglądając poczynania zawodników Ivana Djurdjevica można było odnieść wrażenie, że piłkarze pogodzili się z tym, że w tym meczu zbyt wiele nie ugrają oraz że prezentują słabszą jakość piłkarską. Jedynym pomysłem gospodarzy były kontrataki i liczenie na indywidualne akcje i zrobienie przewagi przez Erika Exposito oraz Johna Yeboaha. Poza tym dramatycznie wyglądał środek pola wrocławian. Z łatwością pomocnicy Piasta Gliwice potrafili zdominować środkową część boiska, rozrzucając ataki do swoich pomocników. Dosyć łatwo Piast również rozgrywał piłkę, nie przeszkadzała im ona oraz potrafili bardziej kontrolować przebieg wydarzeń na boisku. Drużyna Aleksandara Vukovica wyglądała na bardziej wyrachowaną, doświadczoną i wiedzącą, po co przyjechała do Wrocławia. W pierwszej połowie oba zespoły nie stworzyły sobie zbyt wielu klarownych sytuacji, lecz bardziej na zwycięstwie zależało przyjezdnym.
Plan wykonany?
Pomysłem Ivana Djurdjevica na ten mecz z pewnością było szukanie kontrataków i wiara w umiejętności indywidualne przede wszystkim Johna Yeboaha. I ten plan jego podopieczni wykonali bez zarzutów. Dodając do tego solidną grę w obronie, wrocławianie nie grali jakoś bardzo dramatycznego meczu. Grali po prostu nijak. Nie było w tym wszystkim żadnej jakości piłkarskiej, chęci pokonania i ruszenia na przeciwnika. Zdarzały się zrywy, więc zbyt dużo one nie wnosiły. Te zrywy wynikały z oddawania pola gry Piasta. Tak jakby drużyna Aleksandara Vukovica nie miała pomysłu, co zrobić z piłką to wolała ją oddać gospodarzom.
Co do gości to widoczny w tym meczu był brak środkowego napastnika z prawdziwego zdarzenia. Ataków było sporo, lecz podobnie tak jak w przypadku wrocławian brakowało konkretów. Więcej szumu nic, co warte, bez żadnych korzyści. Obie drużyny grały tak, jakby pogodziły się ze swoim losem. Tak jakby remis zadowalał obie drużyn. Aż wreszcie po wielu próbach, udało się dobić do bramki Rafała Leszczyńskiego. Składną akcję gości wykończył Jorge Felix, dając swojej drużynie prowadzenie w 82. minucie. Piast pnie się w górę w tabeli, w przeciwieństwie do wrocławian oddalając się od strefy spadkowej na bezpieczną odległość. Naprawdę dobrze ogląda się gliwiczan odkąd szkoleniowcem został Aleksandar Vukovic. Natomiast Śląsk tak grając, coraz bardziej pogrąża się w swoim marazmie i przeciętności. Z taką grą o utrzymanie będzie bardzo ciężko. Kolejna strata punktów i kolejny nijaki mecz. Widmo spadku coraz bliżej, a rywale spróbują wykorzystać potknięcie piłkarzy Djurdjevicia zepchnąć Śląsk w kierunku strefy spadkowej.