Starcie Widzewa Łódź z Lechem Poznań miało ogromny potencjał, by trafić na poniedziałkowe nagłówki gazet. Obie drużyny rywalizują o podium — przed spotkaniem dzieliły je ledwie 3 punkty. Jednocześnie, występy w europejskich pucharach miały obniżyć możliwości Kolejorza, który przystąpił do meczu z m.in. Ishakiem na ławce rezerwowych. Widzew napędzany fanatycznym dopingiem kibiców chciał pokusić się o zaskoczenie obrońcy tytułu mistrzowskiego i zapisanie na swoje konto prestiżowej wygranej.
Od szesnastki do szesnastki
Od początku meczu stroną prowadzącą grę byli Widzewiacy. Gospodarze wszystkie akcje przeprowadzali z wykorzystaniem Bartłomieja Pawłowskiego, ale brakowało im ostatniego podania. Dużo działo się w środku pola, widzieliśmy mnóstwo pojedynków. Nie przekładało się to jednak na żadne konkretne sytuacje. Dość powiedzieć, że w pierwszej połowie Widzew nie oddał nawet jednego celnego strzału! To samo możemy jednak napisać o zawodnikach z Poznania. Współczujemy realizatorom meczu, którzy mieli przygotować kompilacje najciekawszych sytuacji. Gra była szarpana, piłkarze skupiali się na walce o futbolówkę, a nie kreowaniu nieszablonowych akcji.
Widzew nie potrafił wykreować poważniejszej szansy bramkowej, ale próbował, czego nie można napisać o gościach. W końcu, w 71 minucie różnicę zrobił (bez zaskoczenia) Bartłomiej Pawłowski. Gospodarze na własnej skórze przekonali się, że Kolejorz rozpromieniony awansem do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy wcale nie jest rywalem poza zasięgiem i w takiej formie może zanotować porażkę. Euforia łodzian trwała jednak ledwie 2 minuty. Kvekveskiri znalazł w polu karnym Filipa Marchwińskiego, a 21-letni zawodnik Kolejorza uderzeniem głową strzelił swojego 3 gola na przestrzeni 10 dni.
Ledwie 8 minut od strzelonego gola, Widzew przegrywał 1:2, bowiem dogranie Pereiry wykorzystał Kristoffer Velde. Trudno nie odnieść wrażenia, że zawodnicy z Wielkopolski zaczęli grać dopiero po stracie gola, na ostatnie 20 minut.
Widzew walczył, ale wygrało doświadczenie rywala
Mecz, który przez pierwszą połowę zdawali się kontrolować, ostatecznie kończą z zerowym dorobkiem punktowym. Lech wykazał się nieprawdopodobnych wyrachowaniem, długo broniąc się za podwójną gardą, przyjmując cios, a następnie samemu wyprowadzając dwa potężne uderzenia. Zwycięstwo na trudnym terenie jest niezwykle cenne i wydaje się, że Kolejorz spokojnie powinien dokończyć sezon na podium. Tak na marginesie — w całym meczu oddano ledwie 3 celne strzały — każdy z nich lądował w siatce.