Pojedynek Warty Poznań z Koroną Kielce mógł przypominać starcie Cracovii z Piastem Gliwice. Gospodarze są ekipą, która przy odrobinie szczęścia może celować w walkę o podium. Goście jak tlenu potrzebują zwycięstw. Piłkarze Kamila Kuzery znajdują się w strefie spadkowej, ale po wygranych z Cracovią i Lechią, w Kielcach pojawiła się wiara w utrzymanie. Warta w przeciwieństwie do Pasów postanowiła nie okazywać litości względem niżej notowanego rywala.
Gracze Dawida Szulczka w pierwszej połowie wyprowadzili trzy ciosy
Każdy z nich powalił przeciwnika na deski. W 8. minucie festiwal strzelecki rozpoczął… Yevgeni Shikavka, który po wrzutce z rzutu rożnego skierował futbolówkę do własnej siatki. Po pół godziny gry rezultat podwyższył Jan Grzesik, finalizujący dogranie Matuszewskiego. Przed przerwą swojego gola dorzucił Miłosz Szczepański, ale swój udział w trafieniu mieli także defensorzy Korony. Fatalne krycie, strata piłki, zły długie przerwy między zawodnikami. Warta założyła wysoki pressing, kielczanie kompletnie się pogubili. Jednocześnie możemy w tym miejscu narzekać na chaotyczną grę gości, jak i chwalić przebojowość gospodarzy. Zieloni mogli cieszyć się z prowadzenia i „szanować wynik”, ale szukali szans na kolejne trafienia.
Korona w drugiej połowie chciała powalczyć o odrobienie strat. Początkowo okazywali wielki zapał, ale zostali zgaszeni czwartym straconym golem. Adam Deja fatalnie skiksował na swojej połowie, futbolówkę otrzymał Szczepański, a broniący bramki Korony Marcel Zapytowski mógł jedynie przeklnąć widząc jak łatwo kielczanie tracą bramki. Bądźmy uczciwi, pokazali dziś, że spadek to bardzo realny scenariusz. Nie da się myśleć o zdobyczach punktowych, gdy notuje się tak potężne błędy w defensywie.
Spotkanie na dobrą sprawę skończyło się po godzinie gry
Jeśli po przerwie tliła się nadzieja wśród graczy Korony, wraz z drugim golem Szczepańskiego została boleśnie zgaszona. Gracze Warty wiedzieli jednak, że tak rozbitego przeciwnika szybko mogą nie spotkać, więc dalej prowadzili grę. Na 17 minut przed końcem regulaminowego czasu, po wrzucie piłki z autu fatalną interwencję zanotował Zapytowski, a Robert Ivanov skorzystał z prezentu, strzelając gola na 5:0. Pogrom. Koronie na otarcie łez pozostało jeszcze trafienie Kacpra Kostorza, który nie chciał nawet szczególnie celebrować gola. Koronę czeka dramatyczna walka o utrzymanie, a o dzisiejszej klęsce trzeba jak najszybciej zapomnieć. Pocieszające, że aż tak źle jak dzisiaj, trudno będzie im zagrać.